Po zakończeniu meczu z Mołdawią na Stadionie Śląskim rozległy się gromkie brawa dla reprezentacji Polski. Drużyna Michała Probierza wygrała trzeci raz z rzędu i znów zachowała czyste konto. Selekcjoner dokonał kilku zmian i przygotował zespół na wtorkowe spotkanie z Finlandią w Helsinkach. Można powiedzieć: plan zrealizowany.
REKLAMA
Zobacz wideo Robert Lewandowski nie przyleci na kadrę! "Emocje są ogromne"
Ale powodów do obaw nie brakuje. Kiedy opadną emocje po wzruszającym pożegnaniu Kamila Grosickiego, znów będziemy musieli poważnie się zastanowić nad grą drużyny narodowej, która kolejny raz nie zachwyciła. Widzieliśmy to nie tylko my, ale też ponad 36 tys. kibiców na Stadionie Śląskim, którzy w drugiej połowie zaczęli choćby gwizdać na piłkarzy.
Serdeczny uścisk Lewandowskiego i Probierza
Dzień przed oficjalnym ogłoszeniem powołań Lewandowski poinformował, iż po rozmowie z Probierzem podjął decyzję o opuszczeniu czerwcowego zgrupowania reprezentacji Polski. Ale chociaż napastnik nie zagrał przeciwko Mołdawii i nie zagra we wtorek przeciwko Finlandii, to niespodziewanie pojawił się w Katowicach.
W piątek po 17:00 Lewandowski przyjechał do hotelu Monopol, gdzie od poniedziałku przebywała kadra Probierza. Napastnik Barcelony nie tylko spotkał się z Kamilem Grosickim, który rozegrał ostatni mecz w drużynie narodowej, ale też z całym zespołem udał się na Stadion Śląski.
Na nim Lewandowski najpierw był gościem studia TVP Sport, a potem z bliska oklaskiwał Grosickiego, który z rąk prezesa PZPN - Cezarego Kuleszy - oraz sekretarza generalnego - Łukasza Wachowskiego - odebrał koszulkę z numerem 95, czyli liczbą występów w reprezentacji.
Wtedy jednak Lewandowski stał na bieżni zaraz obok ławki rezerwowych reprezentacji Polski. Z tego samego miejsca kapitan Barcelony wysłuchał hymnu Mołdawii. Chwilę później, kiedy zapowiadano Mazurka Dąbrowskiego, Lewandowski podszedł do polskiej ławki. 36-latkowi zrobiono miejsce obok Probierza, a zaraz po hymnie panowie przybili piątkę i serdecznie się wyściskali.
Trudno powiedzieć, na ile był to szczery gest, a na ile PR-owa zagrywka w obliczu spekulacji o konflikcie na linii selekcjoner - napastnik. Potencjalnym konflikcie, który mógł być przyczyną nieobecności Lewandowskiego na zgrupowaniu, co sugerował Michał Kiedrowski ze Sport.pl. "Lewandowski postanowił, iż woli narazić się na złą opinię wśród kibiców, iż woli skazę na swoim wizerunku niż znów męczyć się z Probierzem i jego wizją gry" - pisał.
Grosicki znów był liderem reprezentacji
Mimo iż w piątek znów mówiło się przede wszystkim o Lewandowskim, to piątkowe spotkanie było przede wszystkim świętem Kamila Grosickiego. Przeciwko Mołdawii 36-latek rozegrał 95. i ostatni mecz w reprezentacji Polski.
Pożegnanie Grosickiego wypadło godnie. Tuż przed tym, jak Grosickiego zmienił Karol Świderski, gola na 1:0 strzelił Matty Cash. Po krótkiej celebracji kadrowicze ustawili się w szpalerze przy linii bocznej i brawami pożegnali zawodnika Pogoni Szczecin.
"Po raz ostatni w Biało-Czerwonych barwach zagrał Kamil 'Turbo' Grosicki! Dziękujemy!" - wykrzyczał spiker, a na Stadionie Śląskim rozległy się gromkie brawa. "Dziękujemy, dziękujemy!" - skandowali kibice, kiedy Grosicki schodził z boiska między kolegami z kadry. Zanim 36-latek zszedł z boiska, wyściskał się jeszcze z Michałem Probierzem, z którym pracował nie tylko w kadrze, ale też lata temu w Jagiellonii Białystok. W końcu Grosickiego zmienił Świderski" - opisywaliśmy na Sport.pl.
Grosicki jeszcze przed meczem zapowiadał, iż nie chce, by jego pożegnanie było towarzyskim benefisem. 36-latek twierdził, iż mimo wakacji jest w wysokiej formie i chce pokazać się z dobrej strony na boisku. Mimo iż Grosicki nie strzelił 18. gola w kadrze, to w Chorzowie zagrał naprawdę dobrze.
Można wręcz powiedzieć, iż do bramki Casha wszystko, co najlepsze w grze naszej kadry pochodziło właśnie od Grosickiego. Już w 1. minucie zawodnik Pogoni Szczecin wpadł w pole karne i oddał strzał, który został zablokowany. Sześć minut później trybuny zaczęły skandować nazwisko Grosickiego, co tylko napędziło go do jeszcze lepszej gry.
W 19. minucie Grosicki oddał niecelny strzał zewnętrzną częścią buta, a chwilę później niemal miał asystę. Niemal, bo po jego dynamicznej akcji lewą stroną bardzo dobry strzał oddał Sebastian Szymański, jednak skutecznie interweniował mołdawski bramkarz.
W 23. minucie Grosicki znów był bliski asysty. Tym razem 36-latek doskonale dośrodkował w pole karne rywali z rzutu wolnego, jednak do piłki nie zdążył debiutujący w kadrze Mateusz Skrzypczak. Wiadomo, iż mecz towarzyski z Mołdawią nie jest wielkim wyznacznikiem formy, jednak Grosicki kolejny raz udowodnił, iż kadra miała z niego wiele pożytku. I może choćby szkoda, iż 36-latek w tej drużynie już nie zagra.
Ceny biletów odstraszyły kibiców
Chociaż był to wyjątkowy mecz i moment dla Grosickiego, który przez lata był idolem polskich kibiców, to w piątek nie żegnał go pełny Stadion Śląski. O ile centralne części stadionu wypełnione były po brzegi, o tyle te na łukach świeciły pustkami.
Niemal puste były najwyżej położone sektory od 16 do 20G oraz od 1 do 4G. Wiele pustych krzesełek było też za obiema bramkami. W drugiej połowie spiker poinformował, iż mecz oglądało 36357 kibiców. Na stadionie, który może pomieścić aż 54378 fanów, to wynik co najwyżej przeciętny. Ale mogło być gorzej.
Jeszcze we wtorek na Stadionie Śląskim wyprzedana była bowiem raptem połowa miejsc. W piątek na trybunach w Chorzowie pojawiło się mnóstwo dzieci. Część z nich została zaproszona przez PZPN, a część była uczestnikami Pucharu Tymbarku, który federacja organizuje każdego roku. Spokojnie można zaryzykować tezę, iż gdyby nie najmłodsi fani, to w piątek Grosicki żegnałby się z kadrą przy smutnych, pustawych trybunach.
Ale nie można się temu dziwić, bo ceny biletów na mecz z Mołdawią były nieporozumieniem. Chociaż to tylko spotkanie towarzyskie ze 154. drużyną rankingu FIFA, to ceny na ten mecz były takie same jak na wszystkie ostatnie mecze kadry.
Najtańszy normalny bilet na mecz z Mołdawią kosztował 120 zł. Bilet drugiej kategorii był o 60 złotych droższy, a najdroższy bilet pierwszej kategorii kosztował aż 240 zł! Tyle samo kibice musieli zapłacić za ostatnie mecze reprezentacji Polski z Litwą i Maltą w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Tyle samo kosztowały też wejściówki na spotkania Ligi Narodów ze Szkocją, Portugalią i Chorwacją w Lidze Narodów.
Trudno o optymizm przed Finlandią
Ceny na sparing z Mołdawią szokowały, tym bardziej iż w ostatnich miesiącach kadra Probierza nie zachęcała kibiców do zapełniania trybun. Jesienią Polacy przegrali cztery z sześciu meczów w Lidze Narodów i pierwszy raz w krótkiej historii rozgrywek spadli do Dywizji B. W dwóch wiosennych spotkaniach kwalifikacji do mistrzostw świata zdobyli co prawda sześć punktów, ale za grę przeciwko Litwie i Malcie byli ostro krytykowani.
Powodów do krytyki nie zabraknie też po piątkowym meczu. Polacy może i znowu wygrali, nie tracąc gola, ale ich gra znów była po prostu słaba. Kadrowiczów broniło to, iż - podobnie jak Lewandowski - mogli odczuwać trudy zakończonego niedawno sezonu. Na korzyść Probierza i jego kadry przemawiała też spora liczba zmian w składzie i zerowa stawka spotkania.
Ale na tle takiego rywala mieliśmy prawo oczekiwać czegoś więcej. Zwłaszcza iż na poniedziałkowej konferencji prasowej Jakub Kiwior zapowiadał, iż reprezentacja Polski ma z Mołdawią rachunki do wyrównania. Tymczasem Polacy kolejny raz zagrali wolno, przewidywalnie i mieli problemy z tworzeniem sytuacji bramkowych.
Szczególnie źle drużyna Probierza wyglądała od momentu, w którym boisko opuścił Grosicki. 36-latek, który żegnał się z kadrą, wyglądał na jedynego zawodnika, któremu na tym spotkaniu naprawdę zależało i który chciał się w nim zaprezentować z jak najlepszej strony.
W drugiej połowie, kiedy Mołdawia coraz częściej dochodziła do głosu, z trybun Stadionu Śląskiego mogliśmy usłyszeć pojedyncze gwizdy. Te nasiliły się w 77. minucie, kiedy beznadziejnie, na aut podał Jakub Moder. Gwizdy były nie tylko bardziej donośne, ale też dłuższe. Atmosfera na stadionie poprawiła się chwilę później, kiedy najpierw doskonałą okazję zmarnował Jakub Kamiński, a później gola na 2:0 strzelił Bartosz Slisz. Ale w ogólnym rozrachunku to kilka zmienia.
I podkreślmy jeszcze raz: w tym konkretnym meczu słabą postawę reprezentacji Polski da się wytłumaczyć. Ale to nie znaczy, iż przed wtorkowym spotkaniem z Finlandią w Helsinkach możemy być spokojni, bo przecież kadra Probierza słabo gra od wielu miesięcy. I na nagły progres w ogóle się nie zanosi.
Dlatego kiedy opadną emocje po pożegnaniu Grosickiego, znów będziemy musieli martwić się o grę kadry Probierza. Zwłaszcza iż we wtorek w Helsinkach zagramy jeden z najważniejszych meczów w kwalifikacjach do przyszłorocznego mundialu. Mecz, w którym będziemy musieli poradzić sobie bez Lewandowskiego. Po bezbarwnej grze z Mołdawią naprawdę trudno o optymizm.