Wielu osobom na hasło "Filipiny" przed oczami pojawiają się widoki rajskich plaż. Dla polskich siatkarzy będąca stolicą tego wyspiarskiego kraju Manila to miejsce, w którym dwa lata temu rywalizowali w Lidze Narodów, a teraz będą tam walczyć o mistrzostwo świata. Kilku z nich wspomina, jak podczas poprzedniego pobytu wystarczyło, iż wyszli za róg swojego luksusowego hotelu, by przekonać się o wielkiej biedzie panującej dookoła. A trener Nikola Grbić opowiada Sport.pl, jak podczas pożaru wsiadł do windy.
REKLAMA
Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!
Polscy siatkarze trafili do sauny. "Po prostu się toczyłem"
Filipiny to nowy punkt na mapie gospodarzy siatkarskich MŚ, ale w ostatnich latach władze Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej chcą wykorzystać potencjał chłonnego azjatyckiego rynku i decyzja o organizacji czempionatu globu mężczyzn wpisuje się w tę strategię. W ramach przygotowania do tego wydarzenia w 2022 roku w jednej z hal w Manili - Smart Araneta Coliseum - zorganizowano turnieje fazy interkontynentalnej Ligi Narodów kobiet i mężczyzn i podobno uczestnicy mieli wówczas spore zastrzeżenia dotyczące organizacji. W dwóch kolejnych latach w największym tamtejszym obiekcie - SM Mall of Asia Arena - goszczono turniej LN fazy interkontynentalnej mężczyzn i było już znacznie lepiej. Biało-Czerwoni mieli okazję zagrać tam w 2023 roku po raz pierwszy i aż do teraz jedyny. Oto jak ten pobyt wspominają.
Sześciu siatkarzy z obecnego składu Polaków miało dwa lata temu przetarcie z rywalizacją na Filipinach. Ani pozostałych ośmiu, którzy teraz są w drużynie, ani Grbić nie mają jednak obaw dotyczących adaptacji tej drugiej grupy. Mimo tamtejszych warunków pogodowych, które nie uchodzą za przyjazne.
- Pogoda była katastrofalna. Codziennie było ze 40 stopni Celsjusza i naprawdę nie dało się wyjść na zewnątrz. Nie wiem, jak będzie teraz, bo lecimy we wrześniu, a wtedy był lipiec - zaznaczył przed sobotnim wylotem środkowy Jakub Kochanowski, który tak jak jego koledzy chwalił luksusowy hotel i klimatyzowaną halę, z których poprzednio Polacy korzystali.
Poza wysoką temperaturą charakterystyczna jest też dla Filipin bardzo duża wilgotność powietrza. Zawodnicy, którzy będą teraz tam pierwszy raz, mieli jednak już w tym sezonie dobry test - część z nich aż dwukrotnie występowała latem w ramach LN w Chinach.
- Wydaje mi się, iż pod tym względem jest bardzo podobnie. Jak ja lubię sobie wyjść na świeże powietrze i się przespacerować, to tutaj tego unikałem. Noszę na ręce takie urządzenie, które monitoruje moją aktywność, tętno itd. Jak tam wychodziłem na spacer, to się po prostu toczyłem. Po 10 minutach poza hotelem od razu mi tętno skakało - opowiadał libero Jakub Popiwczak, dla którego tegoroczne MŚ również będą drugim występem w Manili.
Luksusowy hotel, a za rogiem wielka bieda. Pożar i trzęsienie ziemi Leonowi niestraszne
I choć ogółem Polacy z powodu wspomnianych trudnych warunków pogodowych poprzednio nie opuszczali zbyt często hotelu na Filipinach, to czasem zdarzało im się wyskoczyć niedaleko na kawę czy zakupy. I wtedy właśnie mieli okazję zetknąć się z bliska z brutalnymi realiami życia miejscowych.
- Pamiętam ogromną biedę na ulicach. Aż serce bolało, jak wychodziłem do sklepu dosłownie za róg hotelu. Całe rodziny śpiące na chodnikach na materacach. Były tam też dzieci w pampersach. Po prostu serce bolało. My jesteśmy do tego trochę nieprzyzwyczajeni, więc to było niesamowicie ciężkie. Trudno było na to patrzeć po prostu, musieć jakby w tym uczestniczyć - wspominał z powagą Popiwczak.
Te widoki zrobiły też mocne wrażenie na Norbercie Huberze, Kamilu Semeniuku i Wilfredo Leonie. Dwaj pierwsi przywołują również historie dzieci zaczepiających ich na ulicy i w sklepie. Niektóre z nich miały krzyczeć do zawodników "Tato, tato".
- Dość mocno łapie to za serce, ale trzeba to po prostu wytrzymać i jak najszybciej zapominać. Bo te sytuacje się tam później powtarzają - zaznaczył Semeniuk.
Huber z kolei zapamiętał jeszcze wysoki poziom dbania o bezpieczeństwo w postaci licznych patroli przedstawicieli policji wyposażonych w broń. Leon też opisywał smutne obrazy widoczne na ulicach Manili, ale przyznał, iż o ile dla niektórych z jego kolegów było to pierwsze zderzenie z takimi warunkami życia, to dla niego nie było to nic nowego.
- Pochodzę z kraju, w którym też jest trochę bieda - przypomniał przyjmujący reprezentacji Polski, w którego żyłach płynie kubańska krew.
Również za sprawą dzieciństwa spędzonego w tym wyspiarskim kraju Ameryki Północnej nie były dla niego nowością dwie "atrakcje" na Filipinach, które dwa lata temu przestraszyły część jego kolegów z kadry. Jedną z nich był pożar w hotelu, w związku z którym zarządzono ewakuację, a drugą trzęsienie ziemi podczas treningu kilka dni później.
- Dla mnie to było coś normalnego. Gdyby to była wojna - która, mam nadzieję, nie nastąpi - to pewnie bym się trochę przestraszył, bo nigdy jej nie doświadczyłem na żywo. Ale to, iż coś się pali czy ziemia się rusza - na Kubie przerabiałem to wiele razy. Pamiętam, jak chłopaki w Manili pytali przestraszeni: "Czujesz to?", a ja do nich: "Tak, to są normalne rzeczy, idziemy dalej". Takie drgania realizowane są kilka sekund i albo coś spadnie na ciebie, albo nic nie spadnie. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Nie masz innego wyjścia - zaznaczył pogodnie Leon.
Ów pożar i późniejsze trzęsienie ziemi zrobiły znacznie większe wrażenie na Bartoszu Kurku. - Przyprawiono nas prawie o zawał serca. Muszę przyznać, iż pierwszy raz zetknąłem się z czymś takim. Dla mnie to nie jest norma. Myślę, iż te wszystkie rzeczy naraz może nie tyle choćby mnie przestraszyły, co sprawiły, iż ten wyjazd był niezapomniany - przyznał w rozmowie ze Sport.pl kapitan Biało-Czerwonych.
Gdy nawiązałam do tamtych wydarzeń z Manili w wywiadzie z Grbiciem, to wspominał, jak sam zareagował na pożar w hotelu. Otóż...udał się do windy. Według standardowych procedur jest to zakazane w takich okolicznościach, ale trener Polaków nie był wówczas świadomy powagi sytuacji.
- Zapowiadano wcześniej ćwiczenia przeciwpożarowe i myślałem, iż to właśnie one. Nie sądziłem, iż to się dzieje naprawdę. Poszedłem więc z ówczesnym kierownikiem naszej reprezentacji Andrzejem Wołkowyckim do windy i zjechaliśmy na dół. Wszyscy byli na ulicy. To nie był groźny pożar. Sytuacja gwałtownie została opanowana. Ale pierwszy raz byłem w takiej sytuacji i widziałem aż tyle osób na ulicy - opowiadał szkoleniowiec.
Kurek liczy na ponowne spotkanie z wielką fanką. Grbić i Polacy wprost o kibicach na Filipinach
To właśnie podczas tamtego turnieju w Manili Kurek sam niemal przyprawił o zawał swoją zagorzałą fankę z Filipin. Młoda kobieta, z charakterystyczną opaską z przyczepionymi zdjęciami atakującego na głowie, udzielała wywiadu, gdy z tyłu zakradł się do niej właśnie kapitan Biało-Czerwonych. Najpierw nie mogła uwierzyć w to, iż jej idol jest tuż obok, a po chwili zalała się łzami.
- Myślę, iż mogłaby się zgłosić o prawa autorskie, bo wiele kibicek i kibiców poszło za tym trendem i teraz coraz częściej widuje się takie akcesoria na trybunach. Gratuluję więc jej pomysłu. To było bardzo miłe dla mnie. Bardzo duże wyróżnienie i cóż, mam nadzieję, iż się spotkamy na Filipinach i przyniesie nam szczęście tak, jak w tamtym turnieju - przyznał z uśmiechem doświadczony siatkarz. A z ową fankę spotkał się zaraz po przylocie na Filipiny.
Kurek chwalił też ogółem tamtejszych kibiców i zaznaczył, iż przyznanie organizacji MŚ takiemu krajowi gwarantuje, iż nie będzie trzeba zakrywać podczas meczów pustych trybun. Z telewizyjnych transmisji z LN 2023 dało się zapamiętać, iż widzowie na trybunach reagowali bardzo entuzjastycznie na to, co działo się na parkiecie, ale podczas meczów Polaków z frekwencją bywało różnie. Na tym ze Słowenią było 1193 osób, a na spotkaniu z Brazylią 2927. Znacznie lepiej było przy dwóch kolejnych pojedynkach - z Kanadą (7650) i Japonią (10 550). Dlatego też Grbić jest nieco bardziej sceptyczny.
- Kibice szaleli tam, gdy grali Japończycy. Na ich meczach rzeczywiście była pełna hala, ale na pozostałych było - powiedziałbym - normalnie. Tak jak np. na meczu mistrzostw Europy Holandia - Turcja w Polsce. Teraz oczywiście będą to MŚ i przez ostatnie lata trochę się zmieniło - zainwestowano w marketing, organizowano tam turnieje. To prawdopodobnie wystarczy, by zachęcić ludzi do przyjścia, ale nie spodziewam się, by na każdym meczu był komplet publiczności - podsumował Serb.
Leon również liczy, iż teraz frekwencja na meczach w Manili będzie lepsza niż dwa lata temu. I potwierdził z uśmiechem, iż filipińskim fanom nie można odmówić serdeczności i zaangażowania, którego przejawem jest częste wręczanie prezentów zawodnikom.
- Ciężko zliczyć potem te podarunki. Bo spotykasz fanów na treningu i dostajesz prezent, potem tak samo przed meczem i po meczu - wspominał przyjmujący.
Inni polscy zawodnicy też zgodnie opisują ogółem azjatyckich kibiców jako "pozytywnie zafiksowanych" na punkcie siatkówki i żywiołowo reagujących. Marcin Komenda niedawno z takimi fanami miał do czynienia w Chinach podczas turnieju finałowego LN i tego samego spodziewa się w Manili.
- W Ningbo byli bardzo skorzy do robienia sobie zdjęć i zbierania autografów. Nie tylko w hali, ale też w hotelu. Dało się to odczuć. Myślę, iż teraz organizatorzy zadbają, by to było zrobione z głową i wyznaczą odpowiednie pory na kontakty z kibicami. Musimy też zadbać o regenerację. Ale ogółem, oczywiście, lepiej jak kibice są, niż jak ich nie ma. Jestem bardzo ciekawy, jak będzie na Filipinach, bo będę tam pierwszy raz. Koledzy mówili, iż tamtejsi fani często chcą dawać prezenty. jeżeli tak będzie, to na pewno coś przywiozę ze sobą do Polski - zapewnił rozgrywający.