Oto co Lewandowski zrobił pod polskim sektorem. W TV tego nie pokazali

1 tydzień temu
Reprezentacja Polski zremisowała z Holandią 1:1 w selekcjonerskim debiucie Jana Urbana. Gola dla gospodarzy strzelił Denzel Dumfires, piękną bramkę wyrównującą zdobył Matty Cash. Spostrzeżeniami z Rotterdamu dzieli się Konrad Ferszter ze Sport.pl.
Było już kilka minut po meczu w Rotterdamie, a reprezentanci Polski wciąż stali przed sektorem zajmowanym przez naszych kibiców i bili im brawo, dziękując za doping. Robert Lewandowski postanowił jednak przekazać kibicom coś więcej. Napastnik Barcelony sięgnął po leżącą przed nim piłkę i potężnym kopnięciem posłał ją w rzędy zajmowane przez polskich kibiców.


REKLAMA


Zobacz wideo Lewandowski wysiadł z czarnego mercedesa i się zaczęło! Tak przywitali go Polacy


Za chwilę dokładnie to samo zrobił jeden z bohaterów czwartkowego popołudnia - Matty Cash - a po nim raz jeszcze Lewandowski. Polacy wspólnie podziękowali kibicom i z szerokimi uśmiechami zeszli do szatni. Chociaż w selekcjonerskim debiucie Jana Urbana Polacy nie ograli Holandii, to remis przed spotkaniem i tak wzięlibyśmy z pocałowaniem ręki.


Po przygnębiającym czerwcu, aferze kapitańskiej, rezygnacji Lewandowskiego, porażce z Finlandią i dymisji Michała Probierza nad reprezentacją Polski w końcu zaświeciło słońce. Chociaż o bezpośredni awans na mundial wciąż będzie nam bardzo trudno, to takiego otwarcia nowej karty w historii kadry potrzebowaliśmy jak tlenu.
Holandia - Polska 1:1. Spokój Urbana
Urban wiedział, iż będzie miał bardzo trudny - o ile nie najtrudniejszy - debiut w historii selekcjonerów reprezentacji Polski. Holandia to przecież od lat drużyna ze światowego topu, a ostatni raz ograliśmy ją w 1979 r. Mimo to 63-latek od początku zachowywał spokój.
Urban od pierwszej minuty oglądał mecz na stojąco z rękami w kieszeniach. Niespodziewanie szybko, bo już w 4. minucie bił brawo swoim piłkarzom po udanej akcji ofensywnej. Ale im dłużej trwało spotkanie, tym negatywnych emocji u selekcjonera było coraz więcej.


Tak jak w 17. minucie, kiedy Nicola Zalewski najpierw przeprowadził kapitalną indywidualną akcję, a chwilę później zdecydowanie za lekko podał do Casha. Tuż przed przerwą selekcjoner wściekł się raz jeszcze. Tym razem na zawodnika Aston Villi, który zepsuł polską kontrę w przewadze trzech na dwóch.


W drugiej połowie, mimo iż Polacy długo nie zagrażali bramce Holendrów, Urban pozostawał spokojny. Emocje - w końcu pozytywne - pojawiły się pod koniec spotkania, kiedy kapitalną bramkę na 1:1 zdobył Cash.
W końcówce meczu Urban był jak wódz, dyrygujący swoim wojskiem. 63-latek stał blisko linii bocznej i spod niej pokazywał zawodnikom, jak i gdzie podawać i jak się ustawiać. Urban sprawiał wrażenie kogoś, kto - gdyby tylko mógł - wszedłby na boisko i pomógł swojej drużynie utrzymać niezły dla nas remis.
Ostatecznie się udało. Zaraz po meczu - tak samo jak po bramce Casha - Urban przeszedł wzdłuż naszej ławki rezerwowych i przybił piątkę z każdym z zawodników i członków sztabu szkoleniowego. Schodząc z boiska selekcjoner dyskutował przede wszystkim z trenerem bramkarzy - Józefem Młynarczykiem. Kto wie, czy nie dyskutował o zmianie w bramce, bo w czwartek przy golu dla Holendrów nie popisał się Łukasz Skorupski.


Zaskakująca taktyka na mecz z Holandią
Odkąd reprezentację Polski przejął Urban, spodziewaliśmy się zmiany ustawienia. Kadra Probierza grała trójką stoperów i wahadłami, drużyna nowego selekcjonera miała przejść na klasyczną formację z czterema obrońcami. I przeszła, ale tylko na papierze. W Rotterdamie przez większość czasu ustawienie zespołu Urbana przypominało bowiem to, co proponował jego poprzednik.
Według oficjalnego składu Polacy rozpoczęli spotkanie w ustawieniu 4-2-3-1. Na lewej obronie ustawiony był Jakub Kiwior, a na prawej Matty Cash. Na lewym skrzydle rozpisany był Nicola Zalewski, na prawym Jakub Kamiński, w środku pola Piotr Zieliński i Bartosz Slisz, a pod Robertem Lewandowskim ustawiony był Sebastian Szymański.
Ale to był tylko papier. W takim ustawieniu Polacy zagrali raptem kilka minut, kiedy - nieudolnie - próbowali szans w ataku pozycyjnym. Niemal przez cały mecz drużyna Urbana szukała sposobu na zaskoczenie Holendrów w kontrataku. I to powodowało kompletne roszady na murawie.
Kiedy Polacy bronili, ustawienie zmieniało się radykalnie i było czymś na kształt 5-3-1-1. W defensywie Zalewski dołączał do obrońców, zajmując miejsce z lewej strony bloku. Przed Zalewskim, Jakubem Kiwiorem, Janem Bednarkiem, Przemysławem Wiśniewskim i Cashem ustawieni byli Slisz, Zieliński i Szymański. Parę napastników tworzyli Kamiński i Lewandowski, którzy często wymieniali się pozycjami.


Taktyczne manewry mogły przynieść efekty. Były momenty, w których albo miejsce za plecami obrońców znajdował Kamiński, albo lewą stroną urwał się Zalewski. Szanse w ataku miał też Cash. Miał, ale dwukrotnie je popsuł, czym rozwścieczył spokojnego na ogół Urbana.
W końcu przyszła jednak 80. minuta, w której Cash uderzył tak, iż trybuny De Kuip - poza polskimi sektorami - zamilkł. Obrońca Aston Villi perfekcyjnie przymierzył w górny róg bramki Barta Verbruggena, zdobywając bramkę na 1:1. Bramkę, która dała nam istotny punkt w kwalifikacjach MŚ. Co ciekawe, dla Casha to trzeci gol w reprezentacji Polski i drugi na stadionie w Rotterdamie. Poprzednim razem trafił tu w czerwcu 2022 r. w Lidze Narodów, kiedy również zremisowaliśmy (2:2).
Niespodziewany bohater
Chociaż bramkę na wagę remisu zdobył Cash, to mecz w Rotterdamie miał też innego bohatera. Był nim debiutujący w kadrze Wiśniewski. Zawodnik Spezii, który - przynajmniej na papierze - tworzył parę stoperów z Bednarkiem, zagrał bardzo dobry mecz.
Przed spotkaniem typowaliśmy, iż obok Bednarka w obronie zagra doświadczony Tomasz Kędziora. Urban postawił jednak na Wiśniewskiego, którego znał z Górnika Zabrze. Znał, bo prowadził go w okresie 2021/22, po którym zawodnik odszedł do Venezii. - Wiedział, na co go stać i iż może mu zaufać - mówił przed meczem w Kanale Sportowym Aleksandar Vuković.


I Wiśniewski Urbana nie zawiódł. Imponujący warunkami fizycznymi obrońca nie tylko nie pękł w pojedynkach z holenderskimi gwiazdami. Wiśniewski imponował szybkością i pewnością siebie, nie miał też problemów z wprowadzeniem piłki, kiedy tylko miał do tego miejsce.
Wiśniewski nie zrażał się choćby w szczególnie trudnych chwilach. W drugiej połowie zawodnikiem Spezii kilka razy "zakręcił" Memphis Depay, a w jednej sytuacji zagrał choćby piłkę między jego nogami. Wiśniewski jednak nie przejął się tym, pobiegł za przeciwnikiem i ze spokojem go zatrzymał, wywalczając jeszcze rzut wolny.
Jedyne, co w kontekście Wiśniewskiego może martwić, to drobny uraz, jakiego doznał w trakcie drugiej połowie. Mimo iż obrońca nie zszedł od razu z boiska, to ostatecznie i tak nie dokończył spotkania. W jego końcówce zmienił go Kędziora.
Imponujący kibice reprezentacji Polski
Mimo iż w czwartek reprezentacja Polski miała innych bohaterów, to po meczu i ostatnich miesiącach nie sposób nie wspomnieć o Lewandowskim. Napastnik Barcelony na boisku wiele nie zdziałał, ale polscy kibice i tak dali jasno znać, co sądzą o nim i jego roli w reprezentacji.


Kiedy w 64. minucie kapitana reprezentacji Polski zmienił Karol Świderski, kibice w polskich sektorach skandowali jego nazwisko. Było tak choćby kilkadziesiąt sekund po tym, jak Lewandowski zszedł z boiska. 37-latek, zanim usiadł na ławce rezerwowych, raz jeszcze podziękował fanom za doping i wsparcie.


A to było w czwartek imponujące. Mimo iż na trybunach De Kuip zasiadł komplet publiczności, to jeżeli jacyś kibice byli słyszalni, to byli to tylko Polacy. "Gramy u siebie" w trakcie meczu słyszalne było wielokrotnie. A po golu Casha, kiedy trybuny De Kuip praktycznie zamilkły, słyszalni byli tylko Polacy.
Po ostatnim gwizdku sędziego holenderscy kibice nieśmiało gwizdali na swoją drużynę. Polacy zaś dziękowali za cenny remis, wywalczony dzięki nieustępliwej walce i cierpliwości. Po trudnym czasie polska drużyna w końcu dała kibicom chwilę radości.
Idź do oryginalnego materiału