Oto cała prawda o mistrzowskiej Jagiellonii. Tej drużyny już nie ma. Dyrektor ujawnia

1 tydzień temu
Zdjęcie: screen, youtube.com/@JagaTVJagiellonia1920


- Skoro z Rakowa odszedł dyrektor sportowy, to pewnie nieuniknione było, iż pojawią się spekulacje. Ale na ten moment nie ma żadnych konkretów, to są tylko spekulacje - mówi Sport.pl Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Jagiellonii Białystok, który jest łączony z jednym z ligowych rywali. Poprosiliśmy go o podsumowanie letniego okna transferowego, kiedy z klubu aż dwunastu piłkarzy, przyszło dziesięciu, a także zapytaliśmy o cele mistrza Polski na trwającą rundę jesienną.
Choć spekulacji dotyczących odejścia Łukasza Masłowskiego do Rakowa Częstochowa w mediach nie brakuje, to dyrektora sportowego Jagiellonii Białystok w siedzibie klubu zastaliśmy nie podczas analizy skład zespołu Marka Papszuna, ale skupionego na planowaniu zimowych przygotowań mistrza Polski. - Trzeba już wybrać miejsce na obóz zimowy - stwierdził Masłowski, wpatrując się w ekran swojego komputera. Mimo iż trwa najbardziej intensywna runda w historii obecnego mistrza Polski, dyrektor Jagiellonii znalazł dla nas godzinę, by podsumować to, co wydarzyło się w białostockim klubie w ostatnich tygodniach.


REKLAMA


Zobacz wideo Powódź na inaugurację. Stadion w Nysie zalany


Jakub Seweryn: Czy Łukasz Masłowski będzie wiosną dyrektorem sportowym Jagiellonii Białystok?
Łukasz Masłowski: Wszystko jest możliwe. Na dzisiaj tak, bo obowiązuje mnie umowa do końca sezonu. Aczkolwiek w sporcie i w życiu są różne scenariusze, więc wszystko może się po drodze wydarzyć.
Zainteresowanie Rakowa Częstochowa to raczej nie jest wielka tajemnica, bo wiemy, iż w Rakowie zawsze jak coś się dzieje w temacie dyrektora sportowego, to wśród kandydatów pojawia się pana nazwisko. Jak pan do tego podchodzi?
- Przede wszystkim skupiam się na sobie i na pracy w Białymstoku. Nie zajmuję się tym, co się dzieje w gabinetach innych klubów, i uważam, iż nie ma sensu takimi rzeczami się dzisiaj zajmować.
Skoro z Rakowa odszedł dyrektor sportowy, to pewnie nieuniknione było, iż pojawią się spekulacje. Aczkolwiek mówię - nie ma na ten moment żadnych konkretów, to są tylko spekulacje i myślę, iż nie ma sensu się nad tym dalej w tym momencie rozwodzić.
Czy w takim razie były jakieś rozmowy w sprawie przedłużenia pana umowy z Jagiellonią? Prezes Wojciech Pertkiewicz sugerował, iż jak będzie pan chciał dalej pracować w Białymstoku, to nowy kontrakt jest tylko formalnością.
- Nie było jeszcze takich rozmów. A co się wydarzy? W dalszym ciągu nie zmienia się fakt, iż chcę się rozwijać jako człowiek, jako dyrektor sportowy i chcę być w projekcie, który ma też taką potrzebę rozwoju. To jest kluczowe, jaką przyszłość widzą właściciele Jagiellonii w kontekście rozwoju klubu.


Już nie chodzi o samą kwestię zapisów kontraktu i czy wynagrodzenia, bo dla mnie to nigdy nie było najważniejsze. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby po prostu był to projekt, który ma perspektywy dalszego rozwoju i dalszej budowy. Nie mówię tutaj tylko i wyłącznie o pierwszej drużynie, o całym klubie, włącznie z akademią. Ale muszę też dodać, iż od pierwszego dnia pracy do dziś czuję duże wsparcie i zaufanie właścicieli czy prezesa.
A widzi pan te perspektywy rozwoju w Jagiellonii?
- Niestety w tej branży wszystko zależy też od pieniędzy. Pytanie, jaką perspektywę rozwoju pod względem finansowym będą widzieli właściciele. Żebyś mógł się równać z najlepszymi sportowo, musisz też dążyć do nich pod względem finansowym. Ta stabilizacja finansowa jest bardzo ważna w kontekście tego, co mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy nie zajęli miejsca premiowanego z tytułu gry w europejskich pucharach czy nie dokonali transferu wychodzącego, bo tak w sporcie też się zdarza.
Pewnie będzie dużo pytań i dużo odpowiedzi, ja widzę tę perspektywę, ale, tak jak mówię, wsparcie i rozwój musi być też na wielu płaszczyznach.
Czy to ostatnie okno transferowe było dla pana najtrudniejsze w karierze dyrektora sportowego?
- Ostatnie dwa letnie okienka były bardzo wymagające, przede wszystkim pod względem oczekiwań, bo jednak nasze możliwości transferowe w dalszym ciągu były takie same. To ostatnie okno było rozbite na kilka etapów i pewnie stąd też te trudności wynikały.


Po pierwsze, nie wiedzieliśmy, które miejsce zajmiemy na koniec sezonu i czy pozwoli nam to na większe ruchy. Po drugie, nie wiedzieliśmy do końca, kto od nas odejdzie, bo było bardzo duże zainteresowanie wieloma piłkarzami. No i trzecia sprawa to awans do fazy ligowej europejskich pucharów, na który też musieliśmy czekać, a który spowodował to, iż musieliśmy tę kadrę poszerzyć - zwiększyć Adrianowi Siemieńcowi liczbę zawodników i pole manewru w kontekście rywalizacji i możliwości obsady piłkarzy na różnych pozycjach. To na pewno było bardzo trudne.


Zmiany w Jagiellonii były bardzo duże. Trener Siemieniec stwierdził na konferencji prasowej, iż to jest nowa drużyna.
- Odeszło dwunastu piłkarzy, przyszło dziesięciu nowych. Na to wszystko potrzeba trochę czasu i cierpliwości, bo to jest proces. Zakładaliśmy jeden, maksymalnie dwa transfery wychodzące, żeby po prostu poprawić sytuację finansową klubu, ale do końca też nie wiedzieliśmy, którzy zawodnicy odejdą. Finalnie skończyło się na Dominiku Marczuku i Bartku Wdowiku.
Kolejnym piłkarzem, którego wciąż chcieliśmy w klubie, był Kuba Lewicki, który jednak nie widział się do końca w tym projekcie i w ostatnich dniach okna sfinalizowaliśmy jego transfer gotówkowy do Piasta Gliwice. Zlatan Alomerović dostał propozycję przedłużenia kontraktu, ale skorzystał z opcji cypryjskiej. W jakimś stopniu to dla mnie zrozumiała decyzja. Jako wolny piłkarz mógł na koniec kariery podpisać w miarę lukratywny kontrakt, na pewno na wyższych warunkach, niż proponowała mu Jagiellonia. Ale to też był piłkarz, z którym chcieliśmy się jeszcze związać.
To jednak "tylko" cztery nazwiska. Pozostałe odejścia będą mniej odczuwalne?
- Paweł Olszewski i Wojtek Łaski udali się na wypożyczenia, jako iż wciąż wiążemy z nimi przyszłość, ale na dziś mieli niewielką możliwość regularnego grania. Tomek Kupisz, Bojan Nastić i Krzysiek Toporkiewicz to są piłkarze, którym podziękowaliśmy po wygaśnięciu kontraktów. Kaanowi Caliskanerowi skończyło się wypożyczenie, z kolei z Jose Naranjo rozstaliśmy się za porozumieniem stron - on bardzo chciał wrócić do Hiszpanii ze względów rodzinnych, a my też nie go nie zatrzymywaliśmy ze względu na to, iż on się tutaj nie do końca zaaklimatyzował, podczas gdy warunki jego kontraktu były dość wysokie jak na Jagiellonię.


No i kolejne dwa transfery gotówkowe to Kacper Tabiś i Oliwier Wojciechowski, którzy też w perspektywie pierwszego zespołu mieli małe szanse na grę, a rezerwy były dla nich za ciasne.
Kibiców z pewnością najbardziej interesują te największe transfery gotówkowe. Wydaje się, iż odejście Bartłomieja Wdowika od początku było najbardziej prawdopodobne.
- Tak rzeczywiście było. Z perspektywy sportowej zawsze życzyłbym sobie, żeby mimo wszystko tacy zawodnicy odchodzili już po eliminacjach europejskich pucharów, ale to nie zawsze jest koncert życzeń. Klub, który pozyskuje, też ma swoje oczekiwania. Niestety, nie udało się Bartka zatrzymać.
A Dominik Marczuk? Kibicom szczególnie nie podobała się otoczka, jaka towarzyszyła jego transferowi.
- jeżeli chodzi o Dominika, mimo wszystko liczyłem, iż zostanie z nami przynajmniej do zimy. Ale też perspektywa piłkarza często bywa inna niż perspektywa klubu i oczywiście każdemu z tych piłkarzy, którzy odeszli, życzę jak najlepiej. Niech się rozwijają, niech kontynuują kariery. Tak to w życiu bywa, iż przychodzą momenty rozstania, jak i momenty, kiedy piłkarz do klubu przychodzi.
W przypadku Marczuka faktycznie mieliście związane ręce przez klauzulę w jego kontrakcie?
- Zawsze ostatnie słowo należy do piłkarza. Nam teraz nie wypada i nie możemy rozmawiać o warunkach kontraktu, aczkolwiek decydujący głos w tym transferze miał Dominik. Osobiście uważam, iż na pewno by nie stracił sportowo, zostając w Jagiellonii do zimy, ale podjął taką decyzję, uznając, iż być może taka szansa mu się nie trafi. Oczywiście szanuję jego wybór, może nie do końca go rozumiem, bo dzisiaj mam inną perspektywę, ale należy to uszanować.


I mało tego - gdybym dzisiaj miał się cofnąć rok i wiedziałbym, iż Dominik pomoże nam zdobyć mistrzostwo Polski i po roku odejdzie, a Jagiellonia nic na tym nie zarobi, to też bym się pod tym transferem podpisał. Tymczasem Dominik pomógł nam w dużym stopniu zdobyć mistrzostwo, był ważnym ogniwem tej drużyny, a do tego Jagiellonia zarobiła bardzo dobre pieniądze. Oczywiście możemy mówić, iż mogły być one większe, ale równie dobrze mogły być mniejsze albo żadne. Więc uważam, iż była to sytuacja win-win.
Bartłomiej Wdowik faktycznie mógł wrócić pod koniec okna? Jak poważny był temat jego wypożyczenia?
- Bardzo poważny. Myślę, iż w kontekście wypożyczenia tylko dwa kluby wchodziły w grę, czyli my i Hannover 96. Powiem tak - w pewnym momencie Bartek podjął decyzję, iż będzie to Jagiellonia, a później finalnie zdecydował, iż lepszą opcją będzie dla niego Hannover i tyle.
Lewa obrona, jak i prawe skrzydło zostały przez was latem kompletnie przemeblowane. Czy wymiana obu zawodników na jedną pozycję to duży problem?
- Myślę, iż tym problemem jest bardziej wymiana sporej liczby piłkarzy w całym zespole. To jest bardzo trudny moment dla trenera, dla drużyny, bo to wszystko, o czym dzisiaj mówię, to jest proces, praca na żywym organizmie i to nie jest tak, jak w maszynie, iż wymieniamy część i ta maszyna pracuje dalej tak samo. Nowi piłkarze, nowe zasady, nowe charaktery, aklimatyzacja w szatni, nauka sposobu gry... Na to wszystko potrzeba trochę czasu, a nam przydarzył się jeszcze trudny moment, gdy mierzyliśmy się z bardzo trudnymi przeciwnikami.
Czyli faktycznie - nowa drużyna.
- Jest to inna drużyna i trzeba sobie to powiedzieć uczciwie. Jest to inna drużyna, która już nie będzie funkcjonowała tak samo jak poprzednia.


Odeszło dwóch, trzech piłkarzy, którzy mieli ogromny wpływ na nasz sposób grania, a dzisiaj nie jesteś w stanie zastąpić tych piłkarzy jeden do jednego transferami bezgotówkowymi i na nie najwyższym poziomie płacowym. Na pewno też ta drużyna jest w innym, trudniejszym momencie, bo chociażby pierwszy raz spotyka się z tym, iż będzie grała przez całe pół roku co trzy dni. Na początku sezonu w czterdzieści dni zagraliśmy dwanaście spotkań. Dla wielu tych piłkarzy jest to coś, czego nigdy w życiu nie doświadczyli. Spotkali się też z przeciwnikami o bardzo wysokiej jakości.
Ale nie narzekam, bo sami tego chcieliśmy. Po prostu uważam, iż ta drużyna musi teraz mierzyć się z trochę innymi oczekiwaniami opinii publicznej, mediów, a nie wszyscy są być może na to gotowi. Więc tak, to jest inna drużyna, w innym momencie i ona też potrzebuje czasu oraz takiej adekwatnej oceny i weryfikacji oczekiwań wobec niej. A myślę, iż niektórzy wciąż mają nieco za wysokie oczekiwania względem tego zespołu.


Które letnie transfery Jagiellonii były pana zdaniem najważniejsze? Ile "jedynek" z listy życzeń udało się pozyskać?
- To nie ma znaczenia, kto był jedynką, a kto zajmował dalsze pozycje na naszych listach. Najważniejsze, iż zawodnicy, którzy przyszli, spełniają odpowiednią rolę w naszym zespole. Na pewno bardzo zależało nam na transferze Darko Czurlinowa, walczyliśmy o jego przyjście 3,5 miesiąca i finalnie nam się to udało. Oczywiście dzisiaj nie jest czas na to, żeby ich finalnie oceniać. Ale wiem, iż Moutinho, Diaby-Fadiga, Czurlinow czy Miki Villar, który notabene miał być zmiennikiem Marczuka, a stał się pierwszym wyborem, to wszystko są piłkarze, którzy wniosą jeszcze dużo do tego zespołu. Pozostali dołączyli do nas jeszcze później i potrzebują czasu, ale ocenimy na koniec sezonu, ile kto dał drużynie.
Na koniec okna nie pozyskaliście jednak nowego stopera, o którym się mówiło. Dlaczego?
- Do samego końca zastanawialiśmy się, co zrobić. Finalnie doszliśmy do wniosku, iż już jest tak późno, iż kolejne zmiany strukturalne i osobowościowe szatni nie będą dobre dla tego zespołu. Nie byliśmy też do końca przekonani do tych piłkarzy, którzy mogliby tu trafić.


W drugą stronę było duże zainteresowanie Mladej Boleslav Jetmirem Halitim i pewnie, gdyby było więcej czasu do końca okna lub ta oferta pojawiła się wcześniej, to myślę, iż byśmy ją zaakceptowali, bo sam Jetmir był bardzo mocno nią zainteresowany. Ale musieliśmy zdecydować, co jest lepsze dla tej drużyny w danym momencie. Zapadła decyzja, iż zostajemy w takim składzie przynajmniej do zimy, a zimą będziemy się zastanawiać, które pozycje wzmocnić i czy jakiekolwiek ruchy będą potrzebne.
W ostatnim dniu okienka trafił do was jednak skrzydłowy Peter Kovacik z Como, który w zeszłym sezonie brylował w lidze słowackiej - zdobył sześć goli i miał 11 asyst w 32 meczach.
- Petera mieliśmy na liście już wcześniej. Wiadomo, iż dzisiaj liga słowacka czy czeska to są ligi, które są nam bliskie do obserwacji i szukania piłkarzy, a Peter wyglądał bardzo dobrze w zeszłym sezonie. jeżeli się nie mylę, był chyba w jedenastce sezonu. Oczywiście, grał tam na wahadle, my wahadłowymi nie gramy, ale potrzebowaliśmy szerszej kadry, a on ma odpowiedni potencjał motoryczny, wiek i może nam zagrać tak naprawdę na trzech pozycjach, czyli prawoskrzydłowy, prawy obrońca, a w razie czego też wahadłowy.
Ponadto ryzyko tego transferu jest bardzo małe ze względu na to, iż to jest tylko wypożyczenie, a połowę kontraktu pokrywają Włosi. On sam był też bardzo mocno zdeterminowany, żeby do nas przyjść. W ostatniej chwili odrzucił ofertę belgijskiego Beerschot, bo powiedział, iż chce przyjść do Jagiellonii. Cieszymy się, iż udało się ten ruch sfinalizować.
Trudno nie widzieć podobieństw pomiędzy nim a Dominikiem Marczukiem.
- Tak, to bardzo podobny profil i występują podobieństwa między nimi. Dominik też grał na prawej obronie czy na wahadle w Stali Rzeszów, zanim do nas przyszedł, a u nas na prawym skrzydle ma być taki zawodnik, który jest bardzo szybki, mobilny, motoryczny. Peter pasuje do naszego sposobu gry, kulturowo, znaliśmy go już wcześniej, a do tego doszło to, iż wspomniane ryzyko związane z tym transferem było niewielkie.


Skoro o Darko Czurlinow tak długo się staraliście, to czym go przekonaliście?
- Kartaczami, haha. A tak poważnie - było wiele rozmów, zaproszenie do Polski, przedstawienie klubu, poznanie ludzi, trenera. Dużo czynników miało na to wpływ. Wiele klubów się nim interesowało i jestem przekonany, iż jeżeli będzie zdrowy, a za chwilę wraca do zdrowia, to ma potencjał na najlepszego skrzydłowego w ekstraklasie.
Czurlinow, Kovacik i Joao Moutinho to zawodnicy wypożyczeni. Czy Jagiellonia byłaby w stanie ich zatrzymać w komplecie po sezonie, gdyby się sprawdzili?
- Historia też pokazała, iż takie rzeczy są możliwe. Marc Gual czy Aurelien Nguiamba pierwotnie byli wypożyczeni, a zostali z nami na dłużej. Dlatego też nie przekreślamy takiej możliwości. To też będzie zależało od tego, jak oni będą wyglądali, czy obie strony będą tym zainteresowane.
Czy w umowach wypożyczenia macie opcję transferu definitywnego?
- Szukamy zawsze rozwiązań takich, żeby była możliwość pozostawienia tych piłkarzy w klubie. Nie zawsze się da i nie zawsze się to udaje, ale w niektórych przypadkach jest to możliwe.
Między innymi dlatego mówi się w kontekście Jagiellonii o atmosferze tymczasowości. Oprócz tego jest też sporo kluczowych piłkarzy, którym po sezonie kończą się kontrakty, jak Jesus Imaz, Nene czy Michal Sacek. Czy chcecie z nimi przedłużyć umowy i czy rozpoczęły się już rozmowy z tym związane? Za trzy miesiące będą już mogli negocjować z innymi.
- Tak, to prawda i te rozmowy już się rozpoczęły. Jesteśmy świadomi tego, iż dla nas bardzo ważne jest utrzymanie kluczowych zawodników, a pewnie każdy z nas może sobie odpowiedzieć, kto takim kluczowym piłkarzem w tej drużynie jest. Z perspektywy dyrektora sportowego uważam, iż musimy zrobić wszystko, żeby dojść do porozumienia z nimi. Te rozmowy się już rozpoczęły i wierzę w to, iż niebawem kibice usłyszą dobre nowiny.


Zawsze powtarzam, iż najważniejszymi transferami do klubu jest przede wszystkim utrzymanie kluczowych piłkarzy i tak jest w tym przypadku. Po co szukać zawodnika na pozycję X, o ile on dzisiaj jest w klubie, jest piłkarzem sprawdzonym w szatni, na boisku, nie musisz go dzisiaj wdrażać na nowo? Więc to jest bardzo ważne, żeby utrzymać tych piłkarzy, z których jesteś zadowolony i wiesz, iż oni mają wpływ na funkcjonowanie tej drużyny.
A po tych pierwszych rozmowach jest pan optymistą?
- Tak.
Adrian Dieguez - temat gorący w tej chwili w Białymstoku, bo nie da się ukryć, iż to jego obniżka formy jest też jedną z głównych przyczyn dziurawej obrony Jagiellonii. Brakuje Diegueza z poprzedniego sezonu. Z czego to wynika?
- Dzisiaj rozmawiamy szczerze. Trudno powiedzieć, co miało na to wpływ, ale nie tylko Adrian, bo także kilku innych piłkarzy jest w słabszej dyspozycji. Wierzę w to, iż to jest tylko taki moment, w którym akurat nam się skumulowało, iż wielu piłkarzy było pod formą. Poprzedni sezon pokazał, jak istotny jest to piłkarz dla Jagiellonii, jak dobry to jest piłkarz i wierzę w to, iż to jest kwestia czasu, kiedy Adrian wróci na adekwatne tory.
Ale również w jego przypadku mówiło się o możliwym odejściu do CSKA Sofia. Jak poważny był to temat?
- Był bardzo poważny. Z perspektywy dyrektora sportowego i trenera jest bardzo trudno w tym okresie zarządzać piłkarzami, którzy dzisiaj dostają lukratywne oferty i w mniejszym lub większym stopniu próbują ten transfer na tobie wymusić. W momencie, kiedy masz oczy skierowane na Jagiellonię, bo reprezentujesz Polskę jako mistrz Polski i oczekiwania są bardzo duże, masz w środku bardzo trudny czas ze względu na to, iż pięciu-sześciu piłkarzy do momentu zamknięcia okna transferowego myśli o tym, iż być może zmieni klub i będzie zarabiało więcej.


Dlatego bardzo się cieszę, iż to okno już się zamknęło, bo pewnie już wiele tematów wygasło, ale niektóre z nich pewnie zimą niektóre wrócą. Jesteś tu niewolnikiem swojego sukcesu, bo to zainteresowanie nie wzięło się znikąd, tylko poprzez to, iż ci piłkarze grali na wysokim poziomie, wykręcali bardzo dobre liczby w ostatnim sezonie. Ale każdy z nich musi sobie zdawać sprawę, iż ma istotną umowę. Dla nas dzisiaj najważniejsza jest drużyna, najważniejszy jest ten klub i nie można się pozbyć wszystkich piłkarzy.
Jak ci piłkarze na to reagują?
- Często pada hasło, iż "to jest moja życiowa szansa". Ale o ile dostałoby dziesięciu kluczowych piłkarzy dostaje życiową szansę, to co? Klub ma ich puścić i co wtedy dalej? Tak to w sporcie nie działa. Masz istotny kontrakt, a klub finalnie decyduje, czy to jest moment na to, żeby ciebie wytransferować, czy nie.
Te momenty były trudne. Poniekąd miały też wpływ na dyspozycję niektórych piłkarzy, ale dzisiaj widzę, jak pracują, jak trenują i na jakie tory wracamy, więc jestem naprawdę optymistą i wierzę, iż Jagiellonia mimo tego trudnego sezonu, który nas czeka, będzie jeszcze przynosiła sporo radości.
Nie tak dawno ponieśliście sześć porażek z rzędu, przegrana 0:5 w Poznaniu była z kolei siódmą w ośmiu meczach. Czy w klubie zrobiło się wtedy gorąco?
- Nie, absolutnie. Cały czas powtarzam, iż zdaję sobie sprawę, z kim przegraliśmy. Jestem przekonany, iż gdybyśmy nie grali z Ajaksem i wcześniej z Bodo, to byśmy np. nie przegrali w Katowicach. Inna sprawa, iż środowa wygrana w Lublinie 2:0 w zaległym meczu z Motorem zmienia perspektywę na nasz początek.


Jak to w futbolu bywa, wygrasz zaległy mecz, jesteś na trzecim miejscu w tabeli, masz fazę grupową europejskich pucharów i będą cztery punkty straty do lidera. Więc nie dajmy się zwariować. Oczywiście nikt się nie cieszył, iż mieliśmy tyle porażek, choć bardziej nas martwiło to, jaką liczbę bramek straciliśmy. Rozmawialiśmy i analizowaliśmy to, ale nikt tutaj nie podejmował jakichś nerwowych ruchów czy rozmów, nie miał też głupich myśli. Jagiellonia w dalszym ciągu nie jest klubem, który może rywalizować z Ajaksem czy Bodo.
A widzicie z trenerem Siemieńcem po sobie, iż wy również się rozwijacie poprzez to, co się wydarzyło w ostatnich tygodniach czy choćby miesiącach?
- Tego, co się ostatnio wydarzyło, to pewnie nie zapomnę już do końca życia. To jest dla nas bezcennym doświadczeniem - ten trudny moment, ta fala krytyki, eliminacje Ligi Mistrzów, Ligi Europy, teraz faza grupowa Ligi Konferencji... o ile jesteś mocno zaangażowany w to, co robisz - obserwujesz, uczysz się, popełniasz też błędy, ale potrafisz wyciągać z tej lekcji wnioski - to z pewnością się rozwijasz. Takich momentów nie kupisz, musisz na nie ciężko zapracować, żeby się tutaj znaleźć, a potem czerpać z nich jak najwięcej.
Kibice wyrażali w internecie swoją niecierpliwość brakiem niektórych wzmocnień. Czytał pan te komentarze? Jak się pan do tego odnosił?
- Ja bym chciał każdy transfer zrobić jak najszybciej, żeby zminimalizować ryzyko. Chciałbym też, żeby każdy transfer był udany. Ale to jest niemożliwe. My mieliśmy w tym oknie takie same możliwości, jak rok czy dwa lata temu. Do tego długo nie wiedzieliśmy, na jakie okoliczności będziemy budować ten zespół. Trzeba było czekać do zapewnienia sobie gry w europejskich pucharach, żeby wiedzieć, czy możesz zbudować szerszą kadrę, bo to się znowu wiąże z kosztami, które ponosisz przez cały sezon. Dzisiaj, nie grając w europejskich pucharach, posiadanie kadry 28 piłkarzy, to jest działanie na szkodę spółki, bo klub ledwo co stanął na nogi, a spowodowalibyśmy, żebyśmy znowu żyli ponad stan. Nie chcieliśmy do tego doprowadzić.
Później czekaliśmy na to, żeby wiedzieć, w jakich rozgrywkach zagramy - Lidze Mistrzów, Lidze Europy czy Lidze Konferencji. Nie wiedzieliśmy, ilu piłkarzy stracimy, bo nagle z dwóch potencjalnie sprzedażowych piłkarzy zrobiło się siedmiu potencjalnie sprzedażowych i siedmiu piłkarzy liczyło na to, iż dostanie swój kontrakt życia.


Wiemy, iż niektóre transfery doszły późno, ale przynajmniej wiemy, iż klub rozwija się dalej we właściwym procesie, jest dobrze zarządzany pod względem finansowym i nie ma ryzyka takiego, iż ktoś tu niegospodarnie wydaje pieniądze.
Czy Cezary Polak, zakupiony z Kotwicy Kołobrzeg, jest w takim razie inwestycją?
- Czarek Polak jest reakcją na sytuację z Kubą Lewickim, ale też wpisuje się w strategię klubu.
To też reakcja na sytuację związaną z Bartłomiejem Wdowikiem.
- Bartkiem Wdowikiem też, tak, ale myślę, iż gdyby Kuba Lewicki z nami został, to on byłby dla nas priorytetowym chłopakiem do projektu. Wychowanek, w którego inwestowaliśmy, na którego stawialiśmy w 20 spotkaniach w okresie mistrzowskim. Przez to ma już prawie 50 spotkań na poziomie ekstraklasy w wieku 19 lat. To są fakty, a nie jakieś frazesy.
Ale w momencie, kiedy poczuliśmy, iż Kuba nie widzi tak tego i widzi się w innym projekcie, to szukaliśmy innej drogi rozwoju, stąd też przyszedł do nas Czarek Polak.


Na pewno Czarek ma także odpowiedni potencjał na to, żeby się dobrze rozwinąć i żeby w przyszłości klub mógł go spieniężyć za większe pieniądze. Do tego jest reprezentantem kraju, na pozycji, która w dalszym ciągu w Polsce jest mocno deficytowa.


Jest pan zadowolony z tego, gdzie w tej chwili jest Jagiellonia Białystok, jeżeli chodzi o sytuację kadrową i wyniki?
- Mam pewien niedosyt co do tego, jak wyglądaliśmy w ostatnim czasie, ale jestem realistą i wiem, iż z niczego się to nie wzięło i rzetelnie oceniam sytuację. jeżeli dzisiaj miałbym powiedzieć, to jestem zadowolony z tego, ile mamy punktów, bo po wygranej w Lublinie jesteśmy w bardzo dobrym punkcie wyjścia. Mamy też przecież fazę grupową europejskich pucharów.
Oczywiście, tak jak zawsze, są rzeczy, które nas martwią, choćby dosyć spora liczba straconych bramek w ostatnim czasie. Nad tym musimy pracować, ale jesteśmy tego świadomi, więc jeżeli pytasz mnie, czy jestem zadowolony, to tak, jestem zadowolony. Uważam, iż drużyna jest stabilna, w dalszym ciągu rozwojowa, a i wokół drużyny też jest bardzo stabilnie, jeżeli chodzi o klub.
A nie brakuje panu młodzieżowców w kadrze? Takich zawodników zarówno do grania i wyrabiania limitu młodzieżowców, jak i takich, których można by było później dobrze sprzedać?
- Nie brakuje mi, bo wiem, iż przy kadrze pierwszego zespołu jest ich odpowiednia liczba. To jest też kwestia czasu, kiedy oni zaczną też dostawać swoje minuty, bo bardzo ciężko pracują i dochodzą do momentu, w którym my jako klub możemy podjąć decyzję, iż warto dać im szansę. Dla nas też jest istotne to, żeby tym chłopcom nie dawać czegoś za wcześnie, bo oni muszą być do tego odpowiednio przygotowani. Po drodze muszą też przełknąć gorzką pigułkę i nauczyć się cierpliwości. Przy pierwszym zespole są Szymek Stypułkowski, Oskar Pietuszewski, Alan Rybak, Miłosz Piekutowski, Filip Wolski, Sławek Abramowicz czy choćby Czarek Polak, który jednak też będzie musiał cierpliwie popracować, bo to jest dla niego spory przeskok.


Dzisiaj też musisz odpowiednio zważyć to, co jest w danym momencie ważniejsze dla drużyny. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby nagle wpuścić do składu pięciu młodych piłkarzy, bo za chwilę będziemy mieli inne problemy. Trzeba po prostu robić to umiejętnie i wierzę, iż to jest kwestia czasu, kiedy ci chłopcy będą w odpowiednich proporcjach do pierwszego zespołu wchodzić i dostawać minuty. Wszyscy w klubie jesteśmy świadomi, włącznie z trenerem, iż Jagiellonia w dalszym ciągu musi promować piłkarzy i ich przygotowywać pod transfery wychodzące. My to robimy, tylko w odpowiedni sposób i we właściwym tempie.
Też chcemy trochę przyjąć strategię taką, którą bierze na przykład Lech Poznań i którą uważam za słuszną, czyli też uświadamiać tych młodych chłopców, iż wypożyczenie na poziom I ligi, czasami do II ligi, tez może być dla nich dobre i nie wszyscy muszą od razu dostać gwarancje grania w pierwszym zespole. Piłkarzy, którzy przebyli taką drogę w Lechu jest mnóstwo - Szymczak, Moder, Jóźwiak, Gumny, Bednarek, Mrozek, Puchacz czy Kozubal. Oni wszyscy przeszli przez wypożyczenia do I ligi, a później stanowili o sile Lecha. To jest słuszny kierunek i myślę, iż taką ścieżkę powinien obrać również jeden czy drugi chłopak z naszej akademii. Tyle iż też trzeba go oczywiście odpowiednio przygotować, żeby on był gotowy na poziom I ligi. Myślę, iż taką strategię w kontekście młodych zaczniemy niebawem obierać.
Z jakich wyników na koniec rundy jesiennej będzie pan zadowolony?
- Uważam, iż o ile na koniec rundy będziemy mieli dystans 4-5 punktów do miejsc gwarantujących grę w europejskich pucharach, to będziemy zadowoleni. To byłby bardzo dobry wynik po takiej trudnej rundzie. Wiemy, co się wydarzyło latem, ile wciąż mamy spotkań do rozegrania, ilu nowych piłkarzy dołączyło, a to przecież jest proces. Dlatego też rzetelnie oceniam sytuację i myślę, iż to by był dobry wynik.
Oczywiście, podobnie jak w zeszłym sezonie nie mamy zamiaru odpuszczać Pucharu Polski, w którym będziemy chcieli zająć jak najdalej, a w Lidze Konferencji liczę na 7-8 punktów, które powinny dać przepustkę do gry wiosną w tych rozgrywkach.
Idź do oryginalnego materiału