W Poznaniu słowo "mistrzostwo" automatycznie kojarzy się z kryzysem, albowiem tak kończyły się ostatnie nadzieje na podbój Europy. W 2015 roku Maciej Skorża awansował do fazy grupowej Ligi Europy, ale w Ekstraklasie okupował ostatnie miejsce. Trzy lata temu John van den Brom miał dwa tygodnie na poznanie zespołu i przygotowanie go do startu eliminacji Ligi Mistrzów, po tym jak klub opuścił - notabene - Maciej Skorża. Wtedy to Lech mierzył się z plagą kontuzji, głównie w defensywie, co boleśnie zweryfikował Karabach. Straumatyzowani kibice "Kolejorza", patrząc na obecną sytuację drużyny Nielsa Frederiksena, zaczęli nerwowo spoglądać w przeszłość.
REKLAMA
Zobacz wideo "Nie dostał pracy za nazwisko". Syn Czesława Michniewicza poszedł w ślady ojca
Sygnał ostrzegawczy dla Lecha. Tak o Europę grać się nie da
Na niedzielny mecz w Superpucharze Polski z Legią szkoleniowiec Lecha nie mógł skorzystać m.in. z Patrika Walemarka, Aliego Gholizadeha, Daniela Hakansa, Gisliego Thordarsona czy Radosława Murawskiego. Cała piątka miałaby ogromne szanse zagrać w podstawowym składzie, ale przede wszystkim kontuzje aż trzech z czterech skrzydłowych w kadrze mogły martwić, zwłaszcza iż są gracze, którzy wielokrotnie wypadają z powodu drobnych urazów. Nie nastraja to pozytywnie w momencie przygotowań Lecha do około 33 spotkań w rundzie jesiennej, a ich zastępcy w starciu z Legią wypadli bardzo blado. Bryan Fiabema, który w poprzednim sezonie grywał ogony, po raz kolejny pokazał, iż jest graczem za słabym na drużynę mistrzów Polski. Filip Szymczak, który pojawił się na skrzydle w drugiej połowie, mimo strzelonego gola, także nie jest gwarantem jakości. Bardzo kiepsko zaprezentował się również Antoni Kozubal. Młodzieżowy reprezentant Polski notował mnóstwo strat. Bardzo brakowało mu dokładności, podobnie jak całej drużynie Lecha.
Brak skrzydeł całkowicie rozmontował pomysł na grę Nielsa Frederiksena. Legia, świadoma absencji w ekipie rywala, bardzo skutecznie neutralizowała poczynania gospodarzy w środku pola. Lech, który wyszedł od pierwszej minuty z Fiabemą i Pereirą (nominalnym prawym obrońcą) na skrzydłach nie miał graczy, którzy tworzyliby przewagę w strefach, gdzie tego miejsca było więcej. Nieco pomagało schodzenie w boczne sektory Afonso Sousy - tak też padł jedyny gol dla "Kolejorza", gdy Portugalczyk idealnym dośrodkowaniem obsłużył Filipa Szymczaka. To było jednak za mało na dobrze dysponowaną w defensywie Legię. Trzeba przyznać, iż po gościach nie było widać, iż są pomiędzy meczami z Aktobe w eliminacjach Ligi Europy. Byli szybsi, bardziej zdeterminowani i zdyscyplinowani. Dzięki temu zasłużenie wygrali 2:1. - Spotkały się dwie drużyny, z których jednak ostatni raz grała trzy dni temu, a druga sześć tygodni temu. W pierwszej połowie pomyślałem, iż to było widać. Byliśmy zbyt wolni w działaniach i w myśleniu. Cały czas krok za przeciwnikiem. Nie byliśmy wystarczająco dobrzy - powiedział na konferencji pomeczowej Niels Frederiksen.
Przed mistrzami Polski tygodnie, które zdefiniują cały sezon z uwagi na eliminacje europejskich pucharów. W Poznaniu Liga Mistrzów jest marzeniem, nie celem - o wiele realnie władze klubu spoglądają w kierunku fazy ligowej Ligi Europy. Z kolei Liga Konferencji jest traktowana jako absolutne minimum. Z tego powodu kibice domagają się transferów, ale zarząd Lecha znajduje się w rozkroku - poczekać na jakościowych zawodników, czy brać aktualnie dostępnych? Może słabszych, ale na już. Poznaniacy i tak zdążyli dokonać bardzo sensownych ruchów, ściągając Mateusza Skrzypczaka oraz Roberta Gumnego. W ostatnich dniach kontrakt podpisał także Leo Bengtsson. W niedzielę na murawie pojawił się na 20 minut. Widać było po nich dużą ochotę do gry, ale na razie za wcześnie, aby ocenić jego przydatność.
Ta porażka nie sprawi, iż w stolicy Wielkopolski ktoś będzie bił na alarm, ale aktualny stan kadrowy oraz poziom gry ekipy Nielsa Frederiksena przeciwko Legii powodują, iż takich sygnałów ostrzegawczych lekceważyć nie można. Dotyczy to nie tylko zarządu "Kolejorza" pod kątem wzmocnień, ale także duńskiego szkoleniowca, który musi znaleźć rozwiązanie, aby Lech nie musiał bazować jedynie na indywidualnych zrywach swoich najlepszych zawodników. Do tego potrzebuje jednak kadry wzmocnionej o nieobecnych.