Organizatorzy pokazali, co znaczy kompromitacja. Świątek nie wytrzymała

3 dni temu
Zdjęcie: screeny z Canal+ Sport


Iga Świątek to nie Kopciuszek. Tuż po północy, w okropnie dusznym Miami, kareta, którą Polka pędziła do ćwierćfinału, nie zamieniła się w wielką dynię. Nasza tenisistka kapitalnie wytrzymywała trudny mecz z Eliną Switoliną. A po pokonaniu Ukrainki 7:6, 6:3 powiedziała szczerze, co myśli o graniu o tak późnej porze.
Iga Świątek rozegrała kapitalny mecz z Eliną Switoliną w czwartej rundzie turnieju WTA 1000 w Miami. Tak, naprawdę kapitalny. Choć w swej skromności Polka najwyraźniej nie do końca się z tym zgadza.


REKLAMA


Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"


Tuż po spotkaniu ze Switoliną w rozmowie z Bartoszem Ignacikiem z Canal+ druga tenisistka światowego rankingu oceniła, iż naprawdę dobry ten mecz był od tie-breaka w pierwszym secie. Podkreśliła, iż wcześniej i ona, i rywalka popełniły bardzo dużo błędów. - Myślę, iż dużo więcej niż w jakimkolwiek meczu, które razem grałyśmy wcześniej - mówiła Świątek.
Świątek miała pot choćby w oczach
To prawda, w pierwszej fazie pojedynku błędów było dużo. Ale nic dziwnego, iż obie zawodniczki potrzebowały trochę czasu, żeby się przyzwyczaić do bardzo trudnych warunków. Spotkanie zaczęły o godzinie 22 czasu miejscowego. To jest akceptowalna godzina, ale na kończenie meczów, a nie zaczynanie. A tu trzeba było wejść na najwyższe obroty o późnej porze i jeszcze w bardzo uciążliwej pogodzie. W duchocie, w ogromnej wilgotności i przy absolutnym braku podmuchów wiatru, który mógłby dać jakieś ukojenie. Nic dziwnego, iż obie tenisistki każdą przerwę wykorzystywały, żeby wycierać się ręcznikami. Wycierały nie tylko twarze, ale też ręce i nogi.
- Miałem wrażenie, iż częściej używałaś ręcznika niż rakiety – stwierdził choćby Ignacik na samym początku rozmowy ze Świątek. – Faktycznie strasznie się z nas lało, choćby do oczu się dostawał pot – odpowiedziała Iga.
W tych warunkach Świątek co najmniej od wspomnianego przez siebie tie-breaka grała znakomicie. W całym meczu zanotowała aż 34 uderzenia kończące. Z tego aż 21 z forhendu. A zatem pięknie działało jej mniej stabilne uderzenie. To, które atakować próbowała Switolina. Właśnie – Ukrainka robiła wszystko, żeby atakować i narzucić swoje warunki gry. Ale Polka na to nie pozwoliła. Ryzyko ofensywnego grania Idze się opłaciło. Przy 34 winnerach miała 37 niewymuszonych błędów. To naprawdę dobry bilans jak na ciągłą „jazdę", jak na nieustanne naciskanie. Świątek jechała na najwyższym biegu. Switolina z całych sił starała się nadążać, ale ciągle była trochę z tyłu. Zagrała 22 winnery i popełniła 34 niewymuszone błędy. Ale i ona grała naprawdę dobrze. Pech 22. zawodniczki światowego rankingu polegał na tym, iż grała z numerem 2 i tę różnicę było widać.


Świątek poprosiła o statystyki oglądalności
Szkoda tylko, iż tego bardzo dobrego, jakościowego tenisa, prawie nikt nie oglądał. - To na pewno nie jest najlepsza pora, jest po północy, więc tym bardziej dziękuję wam, iż byliście! – mówiła Świątek do niedużej grupy kibiców tuż po meczu. A kilka minut później w rozmowie z Canal+ rozwinęła temat.
- Kiedyś poprosiłam o statystyki czy ktoś ogląda te mecze, które się kończą po północy. I na pewno chętniej ludzie oglądają mecze o siódmej [o dziewiętnastej], po pracy. Sami widzieliście, iż stadion trochę opustoszał, ale nic dziwnego, sama bym nie oglądała tak późno tenisa. Bardzo się cieszę, iż kibice, którym bardziej zależało, zostali – powiedziała Świątek, nie mając do nikogo żadnych pretensji, ale po prostu zwracając uwagę na fakt, iż granie o tak późnej porze nikomu nie służy.
W ćwierćfinale turnieju WTA 1000 w Miami Iga Świątek zmierzy się w środę z Filipinką Alexandrą Ealą. We wtorek swój ćwierćfinał rozegra Magda Linette. Jej przeciwniczką będzie Jasmine Paolini.
Idź do oryginalnego materiału