Rafał Majka wygrał Tour de Pologne w 2014 roku, a Michał Kwiatkowski – w roku 2018. To ostatni polscy zwycięzcy naszego narodowego wyścigu. Czy teraz między sobą powalczą o triumf? Czy w peletonie są już następcy naszych coraz starszych mistrzów, z których jeden ma 35, a drugi 36 lat?
REKLAMA
Zobacz wideo Tak wygląda Tour de France od kuchni
O tym wszystkim rozmawiamy z Czesławem Langiem, szefem Tour de Pologne. Były kolarz, a dziś dyrektor jednego z największych kolarskich wyścigów świata szczerze mówi nam też o niesprawiedliwych ocenach, a wręcz zarzutach, jakie go dotykają. I tłumaczy, dlaczego nie zaprosi prezydenta elekta Karola Nawrockiego ani żadnego innego polityka, choć kiedyś honorowym starterem Tour de Pologne był Lech Wałęsa.
Lang wspomina też tragiczną śmierć Belga Bjorga Lambrechta na trzecim etapie Tour de Pologne 2019 i wypadek na pierwszym etapie w 2020 roku, gdy o śmierć otarł się Holender Fabio Jakobsen, a na Langa spadła lawina krytyki.
Łukasz Jachimiak: Jest Rafał Majka, jest Michał Kwiatkowski – będzie polska walka o pierwsze od siedmiu lat polskie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Tour de Pologne?
Czesław Lang: Ja w nich bardzo wierzę, bo zawsze jak startują, to walczą i obaj już Tour de Pologne wygrywali. Wiem, iż Rafał jest bardzo mocno zmotywowany, rozmawiałem z nim, od dłuższego czasu jest w Polsce, mieszka w Karpaczu, jeździł tam po wszystkich górach, szykował dużą formę. Michał miał problemy ze zdrowiem, ale jeżeli zdążył wyleczyć kontuzje, to na pewno pokaże się z najlepszej strony. Dla obu naszych mistrzów jazda przez polskimi kibicami jest czymś wyjątkowym. Ludzie kochają Rafała i Michała, a nasi kolarze to czują i zrobią wszystko, żeby znów jak najlepiej pojechać.
Majka ma 36 lat, a Kwiatkowski 35 – czy widzi pan w kraju talenty na miarę takich sukcesów, jakie osiągali ci nasi mistrzowie? Przypomnijmy mistrzostwo świata Kwiatkowskiego, olimpijski medal Majki i sukcesy obu w wielkich wyścigach, w tym etapowe triumfy na Tour de France.
- Zaczyna się pokazywać już od wieku juniora naprawdę dużo fajnych, młodych zawodników i również zawodniczek. Oceniam to tak, iż tylko kwestią czasu jest, iż dochowamy się kolejnych kolarzy w czołówce. Idzie pokolenie, które jest bardzo utalentowane, które trafi do dobrych grup i wierzę, iż w tych grupach oni nie będą tylko pomocnikami, ale iż będą walczyć dla siebie. Przy każdym Tour de Pologne robimy też Tour de Pologne Junior, co się kiedyś nazywało Mini Tour de Pologne. Najlepsi z poprzednich edycji są dziś liderami światowych rankingów juniorskich! Widać, iż praca zaczyna przynosić efekty. Oczywiście bardzo szkoda, iż te zdolne dzieciaki nie trafiają do polskich grup, bo my nie mamy grup World Touru, czyli najwyższej rangi. Ale i tak idziemy mocno. Zwłaszcza u kobiet, one idą szerokim frontem, jest coraz więcej mocnych dziewczyn obok Kasi Niewiadomej.
Niewiadoma mówi szczerze: każdemu zdolnemu nastolatkowi i każdej nastolatce radzi uciekać z Polski, bo tu w pewnym momencie nie ma jak się rozwijać. Realia są trudne, prawda?
- Na pewno, to prawda. Za moich zawodniczych czasów taką funkcję spełniał Polski Związek Kolarski. Były szkolenia, była wspólna praca najlepszych. Sport to jest zawód jak każdy inny i żebyś był mistrzem, to mistrz musi cię nauczyć, musi ci przekazać swoje wartości, swoje doświadczenia i tak dalej. Dziś to się dzieje w grupach z World Touru. Tam są szkółki, w których pracują byli kolarze, jak na przykład nasi Sylwester Szmyd czy Michał Gołaś. Naprawdę mamy fantastycznych ludzi, którzy by się bardzo przydali w pracy w Polsce, ale to byłoby realne, gdyby były pieniądze, gdyby były struktury. W Polsce nie ma takiej szkoły kolarstwa, jak w starych czasach. Tyle dobrego, iż świat się bardzo zmienił, iż młodzi ludzie od razu wszędzie mówią po angielsku, iż nie mają problemów z podróżami, iż świat się bardzo zmniejszył, a już zwłaszcza Europa się skurczyła, jest malutka. Kiedyś każdy wyjazd to było coś wow. Jak ja wyjeżdżałem w latach 80., to nie musiałem dostać zgodę i paszport, cała organizacja, czekanie, wyprawa – to wszystko było jak podróż na Księżyc. A dziś każdy wsiada w samolot i za dwie godziny jest w Mediolanie czy w innym miejscu, i się realizuje. Dziś jak ktoś ma wielki talent, to wszędzie znajdą się ludzie, którzy pomogą – zauważą go menedżerowie i dyrektorzy grup zawodowych i na pewno nie pozwolą mu się zmarnować.
Co się dzieje z tymi polskimi talentami, o których pan mówił, iż prowadzą w światowych rankingach juniorów? Rozumiem, iż ta nasza młodzież już jeździ w szkółkach najlepszych grup zawodowych?
- Pozwoli pan, iż oddam głos mojej córce, Agacie, która ze mną pracuje. Ona się najlepiej zna na tych młodych talentach.
Agata Lang: najmocniej wyróżniają się Jan Jackowiak i Mikołaj Legieć, który właśnie wygrał juniorski klasyk we Flandrii. Mają po 17 lat i jeżdżą dla świetnie szkolącej młodzież grupy Cannibal.
Czesław Lang: To są podopieczni Agatki, bo Agatka przecież robi od lat wyścigi dla nich. Powiedz Agatko, jak na przykład na podium wręczałaś im nagrody.
Agata Lang: Tak, to jest piękna historia, bo parę lat temu wręczałam wielokrotnie na podium nagrody na przykład Norbertowi Banaszkowi, jak się ścigał w Mini Tour de Pologne, a w zeszłym roku miałam możliwość wręczyć mu nagrodę już na dużym Tour de Pologne, bo wygrał koszulkę najaktywniejszego kolarza. Doskonale pamiętam też choćby Mateusza Rudyka, jak startował u nas jako dzieciak.
Mówi pani o naszym najlepszym torowcu?
- Tak. Mateusz się śmieje, iż się w dawnych latach bardzo stresował, a ja się śmieję, iż trochę mnie to martwi, bo przecież po to organizujemy te wyścigi, żeby dzieciaki miały frajdę, a nie żeby się stresowały.
Czesław Lang: my się naprawdę możemy pochwalić tym, iż wyłapujemy talenty.
Agata Lang: I tym, iż zawodnicy do nas wracają. Legieć już nie może u nas wystartować, bo to nie ta kategoria, a zapowiedział, iż przyjedzie na tegoroczną edycję i będzie wspierał młodzież.
Czesław Lang: To już jest kozak, naprawdę.
Agata Lang: Obaj z Jackowiakiem są. Przecież obaj byli w top 10 tegorocznego wyścigu Paryż-Roubaix juniorów [Jackowski był piąty, a Legieć – dziewiąty].
A jak myślicie, za ile lat realnie oni będą mogli powalczyć o wygranie głównego wyścigu Tour de Pologne? Za pięć?
Czesław Lang: Możliwe. Są kolarze, którzy bardzo gwałtownie wjeżdżają do światowej czołówki i rządzą. Przykłady najbardziej znane to Tadej Pogacar i Remco Evenepoel. Liczymy, iż ci nasi zdolni też gwałtownie odpalą.
A co z naszymi zawodniczkami?
- Świetnie się patrzy na rozwój Dominiki Włodarczyk, prawda? Super, iż w Tour de France kobiet ona razem z Kasią Niewiadomą walczyła o jak najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej. Jesteśmy już pewni, iż Dominika pojedzie w Tour de Pologne.
A Niewiadoma?
- Będzie jej grupa, ale jeszcze nie wiemy, czy z Kasią w składzie. W każdym razie w World Tourze jest 14 grup, a siedem u nas pojedzie. To świetny wynik jak na dopiero drugą edycję wyścigu. To świadczy o tym, jak wysoko i gwałtownie podnieśliśmy poprzeczkę organizacyjnie. W tym roku z każdego etapu wyścigu pań w świat pójdą dwie godziny transmisji na żywo. Nie tylko w TVP Sport, ale i w Eurosporcie. A jeżeli chodzi o Polki na starcie, to na pewno będą siostry Pikulik, czyli kibice zobaczę m.in. wicemistrzynię olimpijską sprzed roku [Darię Pikulik].
Wróćmy do wyścigu mężczyzn – ma pan w tym roku taki etap, który chciałby szczególnie zareklamować? Wręcz powiedzieć kibicom, iż tego nie mogą przegapić?
- Ja się nie mogę doczekać każdego z tych siedmiu etapów! I wiem, iż gdybym był kibicem, to ustawiałbym się na trasach tak, żeby kolarze przejechali obok mnie kilka razy, co będzie możliwe choćby na rundach w Wałbrzychu, żeby sobie obejrzeć piękny start pod Hotelem Gołębiewski w Karpaczu i metę na Orlinku, bo to blisko. Wiem, iż w Zakopanem chciałbym być i pod Wielką Krokwią, i pojechałbym sobie na Gubałówkę, żeby zobaczyć ich i z tamtej strony. Korzystałbym na wszelkie sposoby, bo będzie mnóstwo pięknych okazji. A w Bukowinie w dniu szóstego etapu sam bym pojechał w Orlen Tour de Pologne amatorów. Tam będzie święto sportu, na 50-kilometrowej trasie zobaczymy ponad trzy tysiące ludzi. Oni pokonają jedną rundę, a później zawodowcy – trzy. A następnego dnia, na koniec wyścigu, będzie uczta, czyli etap jazdy indywidualnej na czas z kopalnią soli w Wieliczce.
Mówił pan o Wielkiej Krokwi i o Gubałówce – a więc Tour de Pologne będzie bardzo blisko domu mieszkającego w Zębie Kamila Stocha. Jak blisko?
- Przejedziemy nie pod samym jego domem, ale tyłem. I w ogóle to możliwe, iż zaprosimy Kamila na metę. Mamy też fajnego newsa, iż w wyścigu amatorów wystartują Robert Kubica i Bartosz Zmarzlik. Specjalnie z Włoch przyjadą też legendy kolarstwa takie jak Francesco Moser i Gianni Bugno.
Ale to nie są amatorzy.
- No tak, ale to wielkie nazwiska, to ambasadorzy, z którymi na pewno naszym amatorom miło będzie się spotkać i zrobić sobie z nimi selfie.
Jak Kubica i Zmarzlik mogą wypaść na tle byłych mistrzów? Wytrzymają tempo? Wiem, iż obaj traktują kolarstwo na poważnie, iż to dla wszystkich z nich trening uzupełniający.
- Oni są kozacy! Oni są świetnie przygotowani.
Jeździł pan z nimi?
- Ja nie jeździłem, ale Przemek Niemiec [szósty kolarz Giro d’Italia 2013 i zwycięzca jednego z etapów Vuelta a Espana 2014] jeździł z Kubicą we Włoszech i od niego wiem, na co stać Roberta. A o możliwościach Bartka też słyszeliśmy wiele dobrego.
Skoro jesteśmy przy znanych postaciach, to na pewno pamięta pan, jak kiedyś Tour de Pologne honorowo wystartował prezydent Lech Wałęsa?
- Oczywiście, to był 2014 rok, ruszaliśmy spod Stoczni Gdańskiej.
W tym roku zaznaczacie tysiąclecie koronacji Polski, może więc honorowym starterem zostanie prezydent elekt Karol Nawrocki?
- Mamy przygotowany piękny zwiastun wyścigu nawiązujący do tysiąclecia koronacji. Warto obejrzeć, jest dostępny w serwisie YouTube, pięknie tam rycerze przechodzą w kolarzy. Natomiast o obecność polityków nie zabiegamy. Sport powinien być poza polityką, bo w tej polityce tyle dziwnych rzeczy się dzieje. My strzeżemy olimpijskich zasad, iż na czas imprez sportowych wszyscy się godzą, iż nie ma żadnych wojen, iż jest przyjaźń. My robimy wyścig dla całej pięknej Polski, którą będziemy promowali.
Czyli gdyby Polską rządził król, to na tysiąclecie koronacji Polski spróbowałby pan zrobić z niego honorowego startera, ale prezydenta lepiej nie zapraszać, żeby nie wywołać politycznej wojenki?
- Dokładnie, dokładnie.
A propos sporów – organizacyjnie w tym roku nie ma chyba takich zagrożeń jak na przykład sprint z górki w Katowicach?
- Wie pan co? Media potrafią wszystko ograć, jak chcą. Wie pan, co było przyczyną upadku na tamtym finiszu?
Nadmierna prędkość i barierki?
- Ale gdyby kolarz kolarza nie pchnął w barierki, to one by do dzisiaj stały! To był typowy faul, a ten, który sfaulował, zrzucał z siebie winę. Te barierki tam stały przez bodaj 12 lat i nigdy się nie przewróciły. Po prostu to był chamski faul. Ale wiadomo: media, PR, najlepiej winę na organizatora zrzucić, nie? Ale już werdykt był w tej sprawie i orzeczono, iż to była ewidentna wina Dylana Groenewegena, który wepchnął tego biednego Fabio Jakobsona w barierki. I dzięki Bogu, iż te barierki się ugięły. To źle wyglądało, ale to jest tak, jakby pan jechał samochodem i by pan wjechał w żywopłot, to inne by były dla pana skutki, niż gdyby pan wjechał w drzewo. Po tym wypadku z Katowic z 2020 roku my się musieliśmy bronić, ale cała ta sytuacja sprawiła, iż jako jedyni z tych dziewięciu państw na świecie, które mają wyścigi wieloetapowe w cyklu World Touru, aż 300 ostatnich metrów każdego etapu zabezpieczamy barierkami firmy Boplan. Są najlepsze, przywozimy je do Polski ośmioma tirami, już choćby nie będę mówił, jaki to jest koszt, ale my Polacy musimy pokazywać, iż jesteśmy dwa kroki do przodu choćby w stosunku do Francuzów, Włochów i Hiszpanów, którzy mają największe wyścigi. My musimy robić więcej, niż robią tam na Zachodzie, bo tam jeszcze czasami myślą, iż jak jadą do nas, to jadą gdzieś do trzeciego świata. Ale z biegiem lat widzę, iż myślą tak, coraz rzadziej. Że jest coraz piękniej.
Jest pięknie, ale zostańmy jeszcze na moment przy najstraszniejszych historiach Tour de Pologne, bo kiedy poruszyliśmy temat wypadku Jakobsena z 2020 roku, siłą rzeczy przypomniała mi się śmierć, jaką na trasie w 2019 roku poniósł Bjorg Lambrecht. Czy po tamtej tragedii pana czasem nie dopada taki lęk, iż czego by pan jako organizator nie zrobił, to i tak nie ma pan pewności, iż coś takiego znów się nie stanie?
- No oczywiście, iż takie myśli przychodzą. W kolarstwie kraksy były, są i zawsze będą – taki to jest sport. Natomiast z tamtej tragedii poza wielkim smutkiem w pamięci zostało mi to, co wszyscy wspólnie zrobiliśmy, jako Polacy. Cała trasa wyścigu następnego dnia była w biało-czerwonych flagach z kirami. Było też bardzo dużo flag belgijskich, z numerem zmarłego kolarza. Gdy mijaliśmy kościoły, słyszeliśmy bijące dzwony. Byliśmy poruszeni i wzruszeni. Pokazaliśmy, jak pięknym jesteśmy narodem. My sami siebie często krytykujemy, uważamy, iż to, co polskie jest gorsze, a to nieprawda. Jesteśmy pięknym, dumnym i dobrym narodem.
My jako organizatorzy wtedy przez całą noc pracowaliśmy, żeby ten wyścig dalej robić, żeby go zneutralizować, obdzwonić sponsorów, pozdejmować reklamy, natomiast tym tysiącom ludzi na trasie przecież nikt nie mówił, jak mają się zachować. To z ich serc wypłynęło takie godne pożegnanie zmarłego kolarza. Mamy w sobie tę wrażliwość. Przecież jak wybuchła wojna w Ukrainie w 2022 roku, to nikt nie mówił Polakom, żeby jeździli na granicę po przerażonych Ukraińców i żeby ich zabierali do swoich domów. A myśmy jechali. Bo my jesteśmy naprawdę cudownie pięknym narodem.
Wspomniał pan, iż tylko dziewięć państw ma wieloetapowe wyścigi najwyższej klasy. Wiadomo, iż nie możemy się równać z Tour de France, Giro d’Italia i Vuelta a Espana, a kto jeszcze jest przed nami w takim nieformalnym rankingu?
- Spokojnie jesteśmy w najlepszej w piątce. Te trzy największe toury są przed wszystkimi - to jasne. Mimo iż nie ma oficjalnych rankingów. Natomiast dalej nie chcę wymieniać i porównywać, ale patrzę na zainteresowanie kibiców i mediów, na udział najlepszych ekip i kolarzy, i mówię z absolutną pewnością, iż nie mamy powodu do żadnych kompleksów.
Na trasie u nas jest pełno widzów, telewizje pokazują na cały świat wyścig od startu do mety na żywo, hotele mamy świetne, bezpieczeństwo jest najwyższe, wszystko jest dograne. No i mamy piękny kraj. Wiadomo, iż chciałoby się go pokazać jak najwięcej i jak najróżnorodniej, ale trzeba trzymać się gór, żeby była interesująca rywalizacja. One są piękne, obrazki telewizyjne to idealnie oddają, regiony sąsiednie też pięknie się promują. Ale trochę mi szkoda tych wielu gmin, powiatów i województw z innych terenów kraju, którym musimy odmawiać. Natomiast bardzo mnie cieszy, iż zgłasza się coraz więcej miejsc chętnych do ugoszczenia Tour de Pologne. Widzę, iż choć ciągle mamy to myślenie, iż co polskie, jest gorsze, to jednak też Polacy zaczynają czuć potrzebę promowania się, pokazywania się, wzięcia udziału w wielkiej imprezie. Ludzie w Polsce chcą dawać sobie i swojemu otoczeniu radość, chcą być dumnymi ze swoich miejscowości, chcą do nich zapraszać. Tu się bardzo dużo u nas przez lata zmieniło.