Mecz odbywał się w poniedziałek - w tie-breaku czwartego seta było już 5:1 dla Giovanniego Mpetshi Perricarda i niemal pewnym wydawało się, iż na korcie numer jeden dojdzie do kolejnej sensacji pierwszego dnia Wimbledonu. Z turniejem błyskawicznie pożegnali się wysoko notowani Daniił Miedwiediew, Holger Rune czy Stefanos Tsitsipas, a za chwilę dołączyć do nich miał rozstawiony z piątką Taylor Fritz, który przegrywał 1:2 w setach i 1:5 w tie-breaku czwartej partii. 21-letni Mpetshi Perricard, który w czterech setach posłał aż 33 asy i przy okazji ustanowił nowy rekord prędkości serwisu w historii Wimbledonu (246 km/h), w tylko sobie znany sposób roztrwonił całą przewagę.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek zamieszkała w dzielnicy prestiżu i luksusu!
Niezwykłe sceny na Wimbledonie. Epicki powrót nagle przerwany. Faworyt wściekły
Fritz oszalał, gdy wygrał ostatnią piłkę czwartego seta na 8:6 i przedłużył swój byt w Wimbledonie. Wraz z nim wiwatowała publiczność, która była świadkami epickiego powrotu do walki o wygraną. Amerykanin, mimo iż przegrywał 0:2 w setach po dwóch tie-breakach, zdołał doprowadzić do piątej partii i zaczął przechylać szalę na swoją korzyść. Było to epicentrum napięcia oraz sportowych emocji. Niestety, wtedy do akcji wkroczył sędzia.
Dlaczego? Otóż regulamin Wimbledonu pozwala na grę do godz. 23 miejscowego czasu. O tym dlaczego tak jest, napiszemy za chwilę, ale gdy Fritz wygrywał czwartego seta, zegary wskazywały około godz. 22.10, więc wszyscy spodziewali się, iż gra będzie kontynuowana. Sędzia po krótkiej dyskusji z zawodnikami zakomunikował jednak, iż pojedynek zostaje przerwany i dokończony we wtorek. To spotkało się z dużą dezaprobatą publiczności oraz Fritza. Amerykanin przekonywał sędziego, iż starcie może zostać zakończone w wymaganym czasie. - Wszystkie nasze sety trwały mniej niż pozostały czas - przekonywał. Minimalnie minął się z prawdą, ale faktem jest, iż rozgrywka toczyła się w szybkim tempie z uwagi na dominację serwisową obu graczy. Dość powiedzieć, iż rozegranie czterech setów (w tym trzech tie-breaków) zajęło im trzy godziny. Z kolei Mpetshi Perricard, świadomy, iż "momentum" jest po stronie rywala, aprobował przerwanie gry.
Trybuny buczały, a w mediach społecznościowych wybuchła ogromna burza. "Chociaż Fritz nie miał racji, iż mają więcej czasu niż ich najdłuższy set, nie był daleki od prawdy. Za wcześnie, aby zakończyć dzień, mając ponad 40 minut do końca, set nie-TB prawdopodobnie nie potrwałby tak długo" - napisał polski dziennikarz Damian Kust. "Szokująca decyzja", "co za głupia zasada", "Zawieszenie gry na korcie nr 1, gdy do godziny policyjnej pozostało ponad 40 minut, było absolutnie chaotyczną decyzją" - czytamy głosy internautów pod wpisem oficjalnego profilu Wimbledonu.
"Szczerze mówiąc, to bzdura. Fritz jest wściekły. Publiczność też. I słusznie" - dodawał dziennikarz Jose Morgado.
Godzina policyjna na Wimbledonie. "Najgłupsza zasada w sporcie"
Na całą sprawę w mediach społecznościowych zareagował także Fritz, gdy na jednym z instragramowych profili opublikowane zostało wideo z dyskusji i godzinę policyjną Wimbledonu opisano jako "najgłupszą zasadę w sporcie". Post skomentował sam tenisista. - Pozwoliliby nam grać, gdyby mój przeciwnik się zgodził. Powiedziałem, iż chcę, ale on nie - napisał piąty gracz świata.
W tym miejscu trzeba dotknąć sedna sprawy, jaką jest godzina policyjna na Wimbledonie. Wynika ona z lokalnych przepisów obowiązujących w londyńskiej dzielnicy, gdzie położone są korty All England Club. Ma to na celu ograniczenie hałasu w godzinach nocnych, dlatego mecze muszą zakończyć się do godz. 23. Organizatorzy podporządkowują się lokalnemu prawu i Wimbledon jest jedynym turniejem wielkoszlemowym, w którym obowiązuje takowa zasada. W pozostałych trzech - Australian Open, Roland Garros i US Open - gra się do skutku, co z kolei wielokrotnie wywoływało odwrotne reakcje. Nierzadko zdarzało się tak, iż pojedynki trwały do późnych godzin nocnych, czasem choćby wczesnoporannych, na co także uskarżali się zawodnicy.
W przypadku przerywania meczów na Wimbledonie gracze apelowali już do organizatorów, aby spotkania na korcie centralnym i korcie numer jeden rozpoczynały się wcześniej. Aktualnie - podobnie jak w przeszłości - są to godz. 13.30 oraz 13 miejscowego czasu. Na obu arenach rozgrywane są dziennie trzy pojedynki, ale przełożenie na wtorek starć Fritz - Mpetshi Perricard oraz Zverev - Rinderknech, które także zostało przerwane przy stanie 1:1 w setach, sprawia, iż bardzo prawdopodobne są kolejne przesunięcia. To mocno komplikuje sytuację zawodnikom, kibicom, stacjom telewizyjnym. Rozwiązania na razie nie ma, pozostaje tylko pytanie - czy i kiedy dojdzie do zmian w tak konserwatywnym turnieju, jakim jest Wimbledon.