PIŁKA NOŻNA. 16 sierpnia minie dokładnie trzydzieści lat od pamiętnego meczu Francja - Polska w eliminacjach do Mistrzostw Europy 1996. Spotkanie zakończone remisem 1:1 można byłoby po latach określić choćby mianem "drugiego, polskiego Wembley", gdyby nie fakt, iż wynik ten ostatecznie i tak nie dał naszym piłkarzom awansu do wielkiej imprezy. Pozostały tylko wspomnienia...
Andrzej Juskowiak (na pierwszym planie, z numerem 11) i Wojciech Kowalczyk (tyłem, nr 20) podczas meczu dawnych olimpijczyków w 2022 roku. Zdjęcia Piotr Stańczak.
Sierpień 1995 roku w polskiej piłce nożnej przyniósł duże emocje, choć był to tak naprawdę dopiero początek sezonu. Po raz pierwszy w historii polskiego futbolu nasz klub - wówczas Legia Warszawa - awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Podopieczni trenera Pawła Janasa pokonali słynny, szwedzki IFK Goeteborg 1:0 u siebie i 2:1 na wyjeździe. Dokładnie między pierwszym spotkaniem w Warszawie, a rewanżem w Skandynawii, odbył się mecz naszej reprezentacji z Francją w Paryżu! Upalne dni dawały się we znaki, zaś kibicowskie emocje sięgały zenitu.
Bez bramek z Francją w Zabrzu
Reprezentacja Polski walczyła o awans do finałów Mistrzostw Europy pod wodzą selekcjonera Henryka Apostela. Kwalifikacje zaczęła we wrześniu 1994 roku od klapy w Tel Avivie, gdzie niespodziewanie przegrała 1:2. Porażka skomplikowała sytuację naszej drużyny już na starcie, trener musiał przemeblować skład, z niektórymi zawodnikami pożegnał się definitywnie i bezpowrotnie. W drugim pojedynku eliminacji Polacy pokonali u siebie Azerbejdżan 1:0, wynik wprawdzie nie powalał na kolana, ale dawał jakże potrzebny oddech.
Jeśli chodzi o trzeci mecz, w nim Polacy zremisowali bezbramkowo z faworyzowaną Francją w Zabrzu, choć mieli sytuacje, aby spotkanie rozstrzygnąć na swoją korzyść, tym bardziej, iż przez prawie czterdzieści minut drugiej połowy grali z przewagą jednego zawodnika. Czerwoną kartkę ujrzał Christian Karambeu. Cieszył oczywiście fakt, iż nasz zespół zagrał na "zero z tyłu", nie przegrał ważnego starcia, ale wynik wzbudził jednak niedosyt.
Więcej o tamtym pojedynku opowiada Marek Świerczewski, były reprezentacyjny obrońca, wówczas piłkarz GKS Katowice. Zobaczcie tutaj:
Polska - Francja 0:0. Marek Świerczewski debiutował przeciw Cantonie!
Mecz z mistrzem świata
W tamtych eliminacjach przyszło nam grać w silnej grupie, oprócz Francji jej faworytami byli rewelacyjni Rumuni, ćwierćfinaliści mundialu w USA z 1994 roku. Za przeciwników mieliśmy jeszcze Izrael, Słowację oraz wspomniany Azerbejdżan.
Wiosną 1995 roku Polska przegrała najpierw, po niezłym meczu, z Rumunią 1:2 na wyjeździe, aby potem odnieść cenne zwycięstwa u siebie z Izraelem 4:3 i Słowakami 5:0. Trzy tygodnie po efektownej victorii nad drużyną naszych południowych sąsiadów, nasi reprezentanci, ściągnięci z urlopów, nieźle spisali się w towarzyskim pojedynku z ówczesnym mistrzem świata, Brazylią. Podopieczni Apostela ulegli "Canarinhos" 1:2 w Recife. Choć przegraliśmy, to jednak wynik mógł dawać pewne nadzieje na to, iż ta reprezentacja jesienią może powalczyć o awans (do finałów z grupy kwalifikowały się wtedy dwa najlepsze zespoły).
Sparingowa porażka z Fortuną
Letnie tygodnie mijały szybko, część naszych kadrowiczów szukała sobie nowych klubów. Na początku sierpnia trener Apostel zwołał zgrupowanie i kadra rozegrała wyjazdową, towarzyską potyczkę z Fortuną Dusseldorf, wtedy beniaminkiem niemieckiej 1. Bundesligi.
Porażka 1:3 (1:0) nie napawała optymizmem, ale z drugiej strony był to jednak tylko sparing, na podstawie którego ciężko było wyciągać daleko idące wnioski. Forma polskich piłkarzy w starciu z Andrzejem Buncolem, Ryszardem Cyroniem oraz ich kolegami z niemieckiej drużyny okazała się daleka od optymalnej, ale był to dopiero początek sezonu. Spodziewaliśmy się, iż dwa tygodnie później, na boisko przeciwko Francuzom, wyjdzie całkiem inny zespół.
W kadrze na mecz w Paryżu znaleźli się:
Bramkarze:
- Maciej Szczęsny (wówczas Legia Warszawa)
- Andrzej Woźniak (Widzew Łódź)
- Radosław Majdan (Pogoń Szczecin)
Obrońcy:
- Tomasz Łapiński (Widzew Łódź)
- Tomasz Wałdoch (VFL Bochum, Niemcy)
- Waldemar Jaskulski (Pogoń Szczecin)
- Marek Koźmiński (Udinese Calcio, Włochy)
- Jacek Zieliński (Legia Warszawa)
- Marek Świerczewski (GKS Katowice)
- Paweł Wojtala (Lech Poznań)
Pomocnicy:
- Piotr Świerczewski (SC Bastia, Francja)
- Piotr Nowak (TSV 1860 Monachium, Niemcy)
- Tomasz Iwan (Feyenoord Rotterdam, Holandia)
- Krzysztof Bukalski (Hutnik Kraków)
- Ryszard Czerwiec (Widzew Łódź)
- Tomasz Sokołowski (Stomil Olsztyn)
- Sylwester Czereszewski (Stomil Olsztyn)
Napastnicy:
- Henryk Bałuszyński (VFL Bochum, Niemcy)
- Roman Kosecki (Atletico Madryt, Hiszpania)
- Wojciech Kowalczyk (Betis Sewilla, Hiszpania)
- Andrzej Juskowiak (Olympiakos Pireus, Grecja)
- Jacek Dembiński (Lausanne Sports, Szwajcaria)
- Marek Leśniak (TSV 1860 Monachium, Niemcy)
Nastroje przed wyjazdem do Paryża
Trener Apostel zdawał sobie sprawę z problemów i wyzwań, ale zachowywał też optymizm. - Faworyci często zawodzą. W Paryżu widziano już niejedną porażkę francuskiej reprezentacji. Postaramy się pokrzyżować jej plany, mimo, iż to wyjazd - mówił selekcjoner w wywiadzie dla tygodnika "Piłka Nożna". Apostel nawiązywał choćby do porażek Francuzów z Izraelem (2:3) i Bułgarią (1:2) na finiszu eliminacji do MŚ 1994, które pozbawiły ich przepustek do amerykańskiego mundialu.
Już wtedy było wiadomo, iż "Le Bleus" będą gospodarzami następnych mistrzostw globu w 1998 roku. Udział w tej imprezie mieli zapewniony, ale na pewno byli podrażnieni faktem, iż zabrakło ich w mundialach we Włoszech (w 1990 roku) i USA, w finałach Mistrzostw Europy w 1992 roku zdecydowanie zawiedli odpadając w fazie grupowej. Aime Jaquet tworzył ekipę, która miała powalczyć w angielskim Euro a dwa lata później o mistrzostwo świata we własnej ojczyźnie. Już wtedy o sile drużyny stanowił młody, bo jeszcze 23-letni Zinedine Zidane, ale inne gwiazdy można było wymieniać jednym tchem - Erica Cantonę, Davida Ginolę, Didiera Deschampsa, Laurenta Blanca, Jocelyna Anglomę, Marcela Desailly czy jeszcze innych.
Wspomnienia z Bordeaux
Trzeba zaznaczyć, iż Polacy w tamtym okresie konfrontowali się z Francuzami wielokrotnie. W 1994 roku kadra zremisowała z nimi 0:0 w Zabrzu, ale kilka tygodni później GKS Katowice sensacyjnie wyeliminował w Pucharze UEFA Girondins Bordeux, wygrywając u siebie 1:0 i remisując na wyjeździe 1:1. W ekipie Żyrondystów grali przecież Zidane, Christoph Dugarry, Bixente Lizarazu, a więc te asy, na których w reprezentacji liczył Jaquet. Dobrze znał ich Marek Świerczewski, wtedy filar katowickiej obrony. Jego młodszy brat Piotr występował z kolei na co dzień we Francji, znał od podszewki specyfikę tamtejszego futbolu.
Przed meczem 16 sierpnia 1995 roku po siedmiu meczach eliminacyjnych w tabeli "polskiej" grupy prowadzili Rumuni, mieli 17 punktów. Francuzi byli wiceliderem, mieli 10 "oczek", tyle samo co nasza reprezentacja. "Biało-czerwoni" mieli od nich gorszy bilans bramek, dlatego plasowali się na trzeciej pozycji. Zarówno my, jak i Francuzi, mieliśmy na koncie sześć rozegranych potyczek. Wiadomo było, iż między tymi trzema zespołami rozegra się ostatecznie kwestia awansu do finałów Euro'96.
Jaquet chwalił Nowaka i Koseckiego
- Atmosfera w reprezentacji jest wyśmienita, kluby dobrze radzą sobie w pucharach, to powinno zaprocentować. Nie możemy przegrać u siebie z Polską bo wtedy poważnie by zmalały nasze szanse na angielskie finały Euro. Polacy to przeciwnik pozornie pozwalający narzucić sobie warunki rywala, ale w kontrofensywie bywa zabójczy - mówił z kolei przed meczem Aime Jaquet, w wywiadzie dla "Piłki Nożnej". Jako najgroźniejszych w naszej ekipie wymieniał wówczas Koseckiego i Nowaka.
Selekcjoner Francuzów chyba nie spodziewał się jednak wówczas, iż jego zespół w starciu z Polakami będzie zmuszony "uciekać katu spod topora" a potem przez cały czas drżeć o awans. Jaquet kilka pomylił się choćby przewidując przebieg spotkania.
Na Parc de Princess w Paryżu, w obecności ponad 40 tysięcy kibiców, zdecydowanymi faworytami byli gospodarze, faktycznie gwałtownie narzucili Polakom swój styl gry, ale razili nieskutecznością. Nie spodziewali się chyba kompletnie tego, iż ich największą zmorą będzie nasz bramkarz Andrzej Woźniak, wtedy jeszcze mało znany na międzynarodowej arenie golkiper z Łodzi.
Barceloński duet postraszył!
Miał też Jaquet rację, przewidując, iż kontrataki Polaków mogą być zabójcze. Oto bowiem w 35 minucie świetne podanie od Wojciecha Kowalczyka dostał Andrzej Juskowiak, strzałem lewą nogą z ostrego kąta, pokonał Bernarda Lamę! Publiczność w Parku Książąt zamarła.
Naszym kibicom przypomniał się duet napastników, który był postrachem rywali w czasie turnieju olimpijskiego w Barcelonie w 1992 roku. Juskowiak z siedmioma golami został królem strzelców tamtejszej imprezy, Kowalczyk miał cztery zdobycie na koncie. Choć były to dwa odmienne charaktery i typy piłkarzy, w olimpijskiej kadrze uzupełniali się znakomicie. W kolejnych latach niezbyt często (z różnych powodów) mieli jednak okazję grać ze sobą w duecie w pierwszej reprezentacji. Wtedy w Paryżu odżyły piękne wspomnienia.
- Zaskoczyliśmy Francuzów szybką wymianą podań, nie byli na to
przygotowani. Ja choćby nie miałem czasu, aby w tej sytuacji coś innego
zrobić. Wiedziałem, iż dłuższy bieg z piłką, kolejne jej posunięcie do
przodu może skutkować wślizgiem rywala. gwałtownie zdecydowałem się strzelić
lewą nogą. Zaskoczyłem Bernarda Lamę, to trafienie dało nam też wiarę w
korzystny wynik - tak mecz w Paryżu wspominał Juskowiak po latach, w wywiadzie dla mojego bloga. Materiał jest dostępny tutaj: Andrzej Juskowiak: na boisku świetnie uzupełnialiśmy się z "Kowalem". Nasi przeciwnicy mieli problemy
- Obaj bardzo dobrze czuliśmy się w kontratakach. "Kowal"
tym różnił się ode mnie, iż częściej dryblował i zapędzał się gdzieś w
boczne sektory boiska, potem schodził do środka, dośrodkowywał. Na
boisku świetnie się uzupełnialiśmy - opowiadał "Jusko".
- Na igrzyskach kierowaliśmy najwięcej podań do
Andrzeja, bo walczył o tytuł króla strzelców. Na pewno byłoby mu
trudniej ten cel zrealizować, jeżeli biegałby gdzieś w bocznych strefach
boiska. Ja wbiegałem w pole karne przeciwnika ze skrzydeł, czasami,
kiedy byłem rozpędzony, to także ze środka boiska po odbiorze piłki. Dla obrońców tego typu napastnik jest szalenie trudny do
zatrzymania - wspominał z kolei Wojciech Kowalczyk, również w wywiadzie dla bloga nabialoczerwonym.com.
Woźniak czynił cuda...
Juskowiak w Paryżu zdobył swoją szóstą bramkę w eliminacjach, zaś Francuzi w ogóle stracili w nich pierwszego gola! Był to jednak klasowy zespół, nie podłamał się, ale z zawziętością ruszył do odrabiania strat. Nie udało się osiągnąć celu do przerwy, po zmianie stron non stop nacierali naszą bramkę, ale cuda wyczyniał w niej wspomniany Woźniak. Już wtedy starsi kibice, oglądający mecz, zaczęli szukać analogii do słynnego występu Jana Tomaszewskiego na Wembley w 1973 roku.
Sytuacja naszej drużyny stała się jeszcze trudniejsza, kiedy w 56 minucie Tomasz Łapiński zatrzymał nieprzepisowo szarżującego Anglomę i dostał drugą żółtą, w konsekwencji czerwoną kartkę. Nasza gra przypominała już "obronę Częstochowy", nie udało się zainicjować już żadnego groźniejszego kontrataku. Francuzi nacierali, strzelali, ale do łez doprowadzał ich broniący jak w transie Woźniak.
W 81 minucie sędzia
podyktował dla nich rzut karny za faul Piotra Świerczewskiego na
Zidanie. Bramkarz Polaków wyczuł jednak intencje Francuza i sparował jego
uderzenie! Wydawało się, iż już żaden kataklizm nie pozbawi Polaków upragnionych
trzech punktów. Niestety, w 86 minucie, po strzale z rzutu wolnego
wyrównał Youri Djorkaeff. Posłał futbolówkę z około 17 metrów w prawy
róg, tym razem Woźniak był bezradny.
... aż został "Księciem Paryża"!
Wielkie emocje, nerwy, napięcie i na koniec padł remis 1:1, który na dobrą sprawę nie zadowalał żadnej drużyny. Oczywiście biorąc pod uwagę przebieg spotkania, Polacy powinni być zadowoleni z wyniku, z drugiej czuli piekielnie duży niedosyt, iż do tej wygranej zabrakło bardzo niewiele...
Kto wie, być może zwycięstwo w Paryżu utorowałoby nam drogę do upragnionych finałów Mistrzostw Europy. choćby dziś po latach w wielu wypowiedziach i wspomnieniach meczu słychać właśnie taką nutę. Później już nic nie toczyło się po naszej myśli, ale na to "zapracowali" sami kadrowicze. Trzy tygodnie później ekipa Apostela tylko zremisowała u siebie z osłabioną kadrowo Rumunią 0:0 i szanse na awans były już tylko iluzoryczne. Polacy zakończyli eliminacje w katastrofalnym stylu, porażką na Słowacji 1:4 (w tym czerwonymi kartkami Koseckiego i P. Świerczewskiego) oraz bezbramkowym remisem z Azerami na wyjeździe. Selekcjoner pożegnał się ze stanowiskiem. Na finały Mistrzostw Europy do Anglii pojechali Rumuni oraz Francuzi.
Niedosyt po latach
Henryk Apostel w wywiadzie ze mną podkreślał, iż bardzo żałuje, iż w tamtych eliminacjach nie udało się wygrać żadnego z dwóch meczów z Francuzami, choć cel był w zasięgu i blisko. - Na ich tle zaprezentowaliśmy się dobrze. Był to jeden z
faworytów naszej grupy, pamiętajmy o tym, iż trzy lata po spotkaniach z
nami Francuzi zdobyli tytuł mistrzów świata, w składzie kilka
różniącym się od tego, który walczył z naszą reprezentacją - opowiadał Apostel.
Poniżej skrót meczu Francja - Polska 16 sierpnia 1995 roku w Paryżu.
Wywiad z byłym selekcjonerem znajdziecie tutaj: Henryk Apostel: najbardziej szkoda tych meczów z Francją. Zawsze czegoś nam brakowało...
Największym wygranym meczu nad Sekwaną był Andrzej Woźniak, który zyskał sławę, popularność i przydomek "Książę Paryża"! - Koledzy po meczu żartowali, iż musiałem przy tym karnym "oślepić" Lizarazu, chodziło im oczywiście o moją czuprynę. Zainteresowanie moją osobą rzeczywiście było i jest duże. Trochę mi to ciąży, ale staram się już nie myśleć o tym meczu. Zdaję sobie sprawę z tego, iż miejsca w reprezentacji nie dostałem na zawsze, przed spotkaniem z Rumunią znów muszę walczyć o nie z Maćkiem Szczęsnym - opowiadał bohaterski bramkarz w wywiadzie dla "Piłki Nożnej", który ukazał się trzy tygodnie po paryskiej bitwie.
Woźniak rywalizację ze Szczęsnym wygrał, rok później świętował już mistrzostwo Polski z Widzewem, po czym wyemigrował do portugalskiego FC Porto. Wielu widziało w nim następcę Józefa Młynarczyka, ale w przeciwieństwie do słynnego krajana, łodzianin kariery tam nie zrobił. Grał jeszcze w innym klubie z tamtejszego kraju, SC Braga, w Polsce reprezentował jeszcze barwy Lecha Poznań. Najlepsze lata swojej kariery spędził w łódzkich klubach - ŁKS-ie i Widzewie.

Andrzej Woźniak, niegdyś "Książę Paryża", w tej chwili jest trenerem bramkarzy Widzewa Łódź.
Późniejsze losy bohatera z Parc de Princess
W pierwszej reprezentacji Polski Woźniak "Książę Paryża" występował
jeszcze za kadencji Antoniego Piechniczka, w sumie rozegrał w niej 20
spotkań, ostatnie w połowie 1997 roku. Bez wątpienia jego popisy w meczu przeciwko Francji można uznać w ogóle za najbardziej spektakularny występ bramkarza naszej reprezentacji w latach 90. minionego stulecia.
Cieniem na jego późniejszej, trenerskiej karierze, był udział w aferze korupcyjnej w czasach, kiedy był asystentem Dariusza Wdowczyka w Koronie Kielce... w tej chwili ma niespełna 60 lat, pracuje jako trener bramkarzy Widzewa w PKO BP Ekstraklasie (stan na 14 sierpnia 2025).
Do dziś, po 30 latach, nazwisko Woźniak, zdecydowanej większości kibiców kojarzy się jednak z meczem w Paryżu!
Protokół meczowy - 16 sierpnia 1995 roku, Paryż
FRANCJA - POLSKA 1:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Andrzej Juskowiak 35 minuta, 1:1 Youri Djorkaeff 86.
FRANCJA:
Lama - Angloma (66. Karambeu), Thuram, Leboeuf (70. Djorkaeff),
Lizarazu - Deschamps, Desailly, Guerin, Zidane - Ginola (64. Pedros),
Dugarry. Trener Aime Jaquet.
POLSKA:
Woźniak - Łapiński, Zieliński, Wałdoch - Iwan, P. Świerczewski, Nowak
(58. Czerwiec), Kosecki (73. Wojtala) - Juskowiak, Kowalczyk (62.
Bukalski). Trener Henryk Apostel.
Sędzia główny: Manuel Diaz Vega (Hiszpania). Widzów: 40,4 tysiąca.
POLECAM:
- Mieczysław Broniszewski o kadrze sprzed 30 lat: niektórzy mogli kupić pół PZPN-u
- Waldemar Jaskulski wspomina Roberto Carlosa, Stoiczkowa i... zgrupowania w Buku
- Sylwester Czereszewski: po zwycięstwie nad Bułgarią w Burgas miałem ofertę z Bundesligi, ale stałem się... zakładnikiem Koreańczyków