Dokładnie trzy lata temu Polki rozegrały pierwszy mecz poprzednich mistrzostw świata, które były pierwszą imprezą rangi mistrzowskiej pod wodzą Stefano Lavariniego. Wtedy na inaugurację wygrały 3:1 z Chorwatkami, a odpadły po pełnej dramaturgii przegranej 2:3 z Serbkami (14:16 w tie-breaku), które potem wywalczyły tytuł. Teraz w meczu o awans do strefy medalowej najprawdopodobniej Biało-Czerwone zmierzyć powinny się z głównymi faworytkami - Włoszkami, ale na razie ważne jest zgodne z planem pewne przejście przez fazę grupową. Bo okazało się, iż już w pierwszym meczu miały dużo większe kłopoty, niż się można było spodziewać.
REKLAMA
Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!
Przed pojedynkiem z Wietnamkami raczej nikt z kibiców Polek nie wątpił w ich zwycięstwo za trzy punkty z 22. drużyną światowego rankingu. Same siatkarki z ekipy Lavariniego przed meczem zaznaczały, iż sobotnie rywalki to dla nich spora zagadka. Bo po pierwsze, nigdy wcześniej z nimi nie grały, a po drugie siatkarki z tego kraju na co dzień grają w azjatyckich klubach, więc nie mają okazji do konfrontacji z nimi.
Wietnamki ten debiutancki występ w MŚ zapewniły sobie dzięki zajęciu dwa lata temu czwartego miejsca w mistrzostwach Azji. W tym roku wygrały regionalne azjatyckie turnieje, ale wtedy brylowała w ich szeregach Nguyen Thi Bich Tuyen. 25-letnia atakująca miała być też liderką zespołu podczas mundialu, ale niespodziewanie zrezygnowała na kilka dni przed rozpoczęciem turnieju. Oficjalnie z powodów osobistych, ale sama siatkarka wpisem w mediach społecznościowych dała do zrozumienia, iż chodzi o regulacje FIVB i testy płci, z powodu których niespełna dwa tygodnie temu reprezentacja Wietnamu została wykluczona podczas MŚ U-21.
Trzecie w rankingu FIVB Polki zgodnie z przypuszczeniami wyszły na sobotni mecz w najmocniejszym składzie i wobec braku liderki rywalek nie powinny mieć większych problemów.
- Początek tak ważnego turnieju zawsze jest nerwowy. Trzeba uspokoić emocje, poukładać wszystko - zaznaczyła komentująca mecz dla Polsatu Sport Joanna Kaczor-Bednarska.
Brązowa medalistka mistrzostw Europy 2009 jednak prawdopodobnie sama nie przypuszczała, jak wielkie kłopoty na początku spotkania będą miały Polki.
Gdy rywalki zdobyły pierwszy punkt w meczu po asie serwisowym, to jeszcze wszyscy w polskim obozie zachowali spokój. Tym bardziej, iż później trzeci zespół tegorocznej Ligi Narodów prowadził 4:2 i wydawało się, iż z czasem ta przewaga będzie tylko rosła. Ale zamiast tego zaczęło się dziać coś, co trudno było sobie przed tym spotkaniem wyobrazić. Pierwszym sygnałem był moment, gdy Thi Kieu Trinh Hoang najpierw sprytnie zaatakowała oburącz, a następnie zablokowała Martynę Łukasik i przewaga została zniwelowana do jednego "oczka". Pierwsza reakcja Biało-Czerwonych, to odskoczenie na 14:11, tylko co z tego, skoro potem cztery punkty z rzędu zdobyły Wietnamki.
Lavarini poprosił wtedy po raz pierwszy o czas i spokojnie przypominał zawodniczkom założenia taktyczne. To samo robił przy wyniku 17:20, podczas drugiej przerwy, a w międzyczasie z niedowierzaniem obserwował sytuację na parkiecie.
Przypomina to męczarnie Niemek z Kenijkami - ocenił partnerujący Kaczor-Bednarskiej za mikrofonem Marek Magiera.
Polki miały duże problemy nie tylko ze skrótami, które na zagrywce stosowały rywalki, ale także z własną grą i popełniały zadziwiające błędy. Same zaś swoim serwisem nie sprawiały przeciwniczkom żadnych kłopotów. W secie otwarcia prowadziły już 23:21, ale znów cztery punkty z rzędu zdobyły rywalki. Pod koniec kosztowne błędy Magdalena Stysiak i Agnieszka Korneluk, a seta zakończyło przełożenie rąk przez rozgrywającą Katarzynę Wenerską.
- Ciężko mi to wytłumaczyć. Ciężko mi to przechodzi przez gardło - powtarzał zszokowany Magiera.
Ten zimny prysznic zrobił swoje, bo w dwóch kolejnych Polki dominowały niepodzielnie. Zagrywka była groźniejsza, blok zaczął lepiej działać i wzrosła skuteczność ataku. Choć w pewnych momentach znów pojawiały się dziwne nieporozumienia. Ale przewaga ekipy Lavariniego była na tyle duża, iż ani przez chwilę nie było powodu do niepokoju o wynik. Jedyny moment, gdy kibice Polek mogli się zaniepokoić, nastąpił w trzeciej partii, gdy Magdalena Jurczyk ucierpiała w wyniku zderzenia z Wenerską, ale na szczęście od razu wróciła do gry.
W tych dwóch setach Biało-Czerwone rozbiły rywalki do 10 i 12 i na to samo można było liczyć w czwartej partii. Ta jednak znów zaczęła się zadziwiająco, bo Wietnamki wygrały pierwsze sześć akcji. Potem jednak i one obniżyły loty, a przebudziły się ponowie faworytki, które doprowadziły do remisu 8:8. A potem już stopniowo przejmowały kontrolę nad sytuacją i przypieczętowały zwycięstwo. Ku uciesze entuzjastycznie reagujących kibiców w Tajlandii.
Po dniu przerwy Polki w poniedziałek zmierzą się z Kenijkami, a w środę - na zakończenie fazy grupowej - z Niemkami.