25 lutego grał przez 69 minut na prawej obronie w meczu 2. Bundesligi z Greutherem Fuerth, a 28 lutego jego kariera piłkarska była już przeszłością - tego dnia Juergen Klopp debiutował jako trener, prowadząc FSV Mainz do wygranej z MSV Duisburg. W tamte trzy lutowe dni 2001 roku na niemieckiej prowincji rozgrywała się historia współczesnego futbolu. W jej centrum stał Christian Heidel, właściciel salonu BMW, po godzinach pracujący jako menedżer miejscowego drugoligowca. To on wyczuł, iż zagrożoną spadkiem drużynę może wyciągnąć z kryzysu tylko ktoś z jej środka. Wybór padł na 33-letniego obrońcę. "Największy po rodzicach" – tak po latach określił wpływ Heidela na jego życie przyszły trener Liverpoolu. jeżeli dziś klub z Moguncji przyjeżdża do Poznania po 17 latach nieprzerwanej gry w Bundeslidze, jego dyrektor sportowy ma w tym największe zasługi.
REKLAMA
Zobacz wideo Transfer Marcina Bułki upadł na ostatniej prostej! "BYŁO MI WSTYD"
Takie historie większości ludzi przytrafiają się maksymalnie raz w życiu. Christian Heidel przeżył ich przynajmniej kilka. Jego przeszło trzy dekady prowadzenia miejscowego klubu, na którego mecze chodził już jako dziesięciolatek, zamieniły Moguncję w główny ośrodek rewolucyjny niemieckiego futbolu. Zaczęło się wraz z zatrudnieniem w 1995 roku trenera Wolfganga Franka, niemieckiego pioniera gry czwórką obrońców w linii, pressingu i zastawiania pułapek ofsajdowych. Świat futbolu znał już ten sposób gry za sprawą sukcesów Arrigo Sacchiego w Milanie, ale niemiecki rynek był wyjątkowo przywiązany do ustawienia z libero, którego archetypem wciąż był "Cesarz" Franz Beckenbauer grający dwie dekady wcześniej. Frank z sukcesami wprowadził nowoczesny styl gry w Moguncji. Nie znalazł naśladowców, bo działo się to raptem na szczeblu drugoligowym, ale w FSV Mainz pierwsi wiedzieli, iż system z libero to archaizm. Heidel nie miał po latach wątpliwości: "Cesarz" został zdetronizowany w Moguncji.
Pierwsza rewolucja
Franka zatrudniał już on, bo w 1991 roku został włączony do klubowego zarządu. Znaną postacią w środowisku był już wcześniej, bo jego ojciec przez lata pełnił funkcję burmistrza, ale drogę do klubu wydeptał nietypową ścieżką. W piłkę grał za młodu – jako libero – a koledzy wspominają go jako zawodnika dobrego, ale leniwego. Niechęć do biegania nie szła jednak w parze z niechęcią do pracy. Po zdobyciu wykształcenia ekonomicznego w wieku 26 lat kupił udziały w salonie samochodowym i zaczął handlować BMW. Mainz grało wtedy w IV lidze, a na jego trybuny przychodziły po dwa-trzy tysiące kibiców. Heidel zaproponował prezesowi Haraldowi Strutzowi zorganizowanie akcji promocyjnej. Za 15 tysięcy marek jego salon został sponsorem spotkania z FSV Saarwellingen, zamieniając je w lokalny festyn. Na trybuny przyszło zawrotne cztery i pół tysiąca osób, a prezes uznał, iż rzutkiego 26-latka warto zaangażować w życie klubu. Przez wiele lat nie miał choćby na stadionie biura, więc najważniejsze sportowe decyzje zapadały w jego salonie samochodowym, który prowadził do 2006 roku. Do tego czasu pracę w klubie sportowym traktował jako wolontariat, wynagrodzenie za nią zaczął pobierać dopiero po 15 latach.
Rewolucyjne idee Franka pozwoliły Moguncji ustabilizować się na poziomie 2. Bundesligi, co było osiągnięciem dla tego klubiku, ale po jego odejściu zaczęły być problemem. Piłkarze, którzy wiedzieli już dobrze, na czym polega nowoczesny futbol, wszystkich kolejnych trenerów traktowali jako dinozaury. Nie było odwrotu. Kto chciał wprowadzać w FSV ponownie system z libero, kończył marnie. Kiedy w 2001 roku zaczęło zaglądać w oczy widmo spadku, Heidel wiedział, iż problemem nie jest, iż drużyna nie potrafi wykonywać poleceń trenerów, tylko to, iż drużyna lepiej od nich rozumie futbol. Zdecydował się więc na brawurowy krok i chciał tymczasowo obsadzić prawego obrońcę Kloppa w roli grającego trenera, licząc, iż piłkarze sami najlepiej poukładają między sobą, jak chcą grać. 33-latek zgodził się połowicznie. Zapalił się do prowadzenia zespołu, ale nie zamierzał łączyć tego z bieganiem po boisku. Z dnia na dzień zakończył karierę piłkarską i zaczął trenerską. A potem osiągnął z FSV nieznane szczyty. Po raz pierwszy w historii wprowadził klub do Bundesligi i europejskich pucharów, co stało się poważnym impulsem do budowy nowoczesnego stadionu. Dało więc podwaliny, by między Frankfurtem a Kaiserslautern, tradycyjnymi piłkarskimi ośrodkami w tej części Niemiec, powstał w XXI wieku jeszcze jeden.
Laptopowi trenerzy
Gdy Klopp ze łzami w oczach opuszczał Moguncję na rzecz Dortmundu, wydawało się, iż wszystko, co najlepsze w historii FSV Mainz, już się wydarzyło. Klub znów grał wówczas w 2. Bundeslidze, a Heidel, już jako etatowy dyrektor sportowy, musiał poukładać trudne dziedzictwo. Zszokował wówczas Niemcy po raz drugi. Joerna Andersena, Norwega, który przejął drużynę po Kloppie i wprowadził ją do elity, zwolnił na pięć dni przed startem sezonu, by powierzyć ją anonimowemu trenerowi drużyny do lat 19., która właśnie zdobyła pierwsze w historii klubu mistrzostwo Niemiec. Tak na wielką scenę wkroczył Thomas Tuchel, późniejszy zdobywca Ligi Mistrzów z Chelsea, mający w dorobku również prowadzenie Paris Saint-Germain i Bayernu Monachium, a w tej chwili trenujący reprezentację Anglii.
- W ciągu tych wszystkich lat tylko raz miałem stuprocentową pewność, iż podejmuję dobrą decyzję. Tak było przy zatrudnianiu Tuchela. Byłem absolutnie przekonany, iż to będzie strzał w dziesiątkę – mówił Heidel, który po raz kolejny zapoczątkował w Niemczech nowy trend. O ile w połowie lat 90. nowością w Niemczech było granie czwórką obrońców w linii, o tyle na początku drugiej dekady XXI wieku tamtejszy rynek przekonywał się, iż można być dobrym trenerem, nie mając za sobą praktycznie żadnej kariery piłkarskiej. Pokutowało tam jeszcze wówczas silne przekonanie, iż wielcy trenerzy rodzą się z byłych wielkich zawodników. Dlatego kadrę prowadzili choćby Berti Vogts, Rudi Voeller, czy Juergen Klinsmann, wielokrotni reprezentanci Niemiec. Odkąd sukcesy zaczął odnosić Tuchel, wszyscy dyrektorzy sportowi w Niemczech zaczęli uważniej przyglądać się młodym jajogłowym trenerom młodzieży z nowej fali. Rynek został zalany Julianami Nagelsmannami i im podobnymi, ochrzczonymi jako „Laptoptrainer". Moguncja znów wyznaczyła trendy, a Tuchel z Heidelem ustabilizowali jej pozycję w Bundeslidze.
Wioska Galów
Nie byłoby to możliwe bez przeprowadzania doskonałych transferów. Heidel miał rękę do trenerów, ale też do zawodników, których kupował tanio, a sprzedawał drogo. Wypromował m.in. Andre Schuerrle, przyszłego mistrza świata, Nevena Suboticia i Lorisa Kariusa, finalistów Ligi Mistrzów, czy Shinjego Okazakiego, mistrza Anglii. Kiedy po ćwierć wieku Heidel zdecydował się odejść do Schalke 04, uznawano to za hit transferowy na niemieckim rynku. Choć w Gelsenkirchen sobie nie poradził i wielu wskazuje go jako winnego obecnej zapaści niegdysiejszego giganta, zdołał sięgnąć po ostatnie dotąd wicemistrzostwo Niemiec dla tego klubu. Zapewnił mu je Domenico Tedesco, 32-letni trener wyciągnięty z drugoligowego Erzgebirge Aue, późniejszy zdobywca Pucharu Niemiec z Lipskiem, selekcjoner reprezentacji Belgii, w tej chwili prowadzący Fenerbahce. A więc kolejny fachowiec, którego Heidel wpuścił na szersze wody.
Kiedy w 2019 roku, już po burzliwym rozstaniu z Schalke, Heidel przebywał na urlopie, przeżył udar, który nakłonił go, by po 30 latach intensywnej pracy trochę zwolnić. Przez półtora roku nie podejmował żadnej pracy i wydawało się, iż przejdzie na wczesną emeryturę. Pod koniec 2020 roku wrócił jednak w rodzinne strony i podjął się ratowania dzieła życia. FSV po rundzie jesiennej Bundesligi leżało na dnie i całkowicie odeszło od cech, które przez lata budowały jego mentalność wioski Galów, rozpychającej się między wielkimi. Celem tamtej zimy nie było choćby ratowanie przed spadkiem, który wydawał się nieunikniony, ale powrót do źródeł, czyli przywrócenie klubowi tożsamości i odbudowanie więzi z trybunami. To miało ułatwić zbieranie się po spadku, jednak rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania. Bo Svensson, zatrudniony przez Heidela były zawodnik FSV, który dopiero uczył się zawodu trenera, otrzymał w Moguncji pierwszą seniorską pracę i od razu wystrzelił. Fenomenalna runda wiosenna pozwoliła obronić się przed spadkiem, a Svenssonowi przepracować w klubie przeszło 100 meczów.
Złota rączka
Gdy jego formuła się wyczerpała, Heidel wynalazł innego duńskiego Bo, który napisał niemal identyczną historię. Z tą różnicą, iż Bo Henriksson zwieńczył ją awansem do europejskich pucharów. Jego FSV kręciło się choćby w strefie Ligi Mistrzów, ostatecznie lądując w Lidze Konferencji, gdzie los skojarzył je z Lechem Poznań. Duńczyk do Poznania już nie przyjedzie, bo właśnie został zwolniony na ostatnim miejscu w Bundeslidze. Dla Moguncji i Heidela to jednak nie pierwszyzna. Każdy sezon w Bundeslidze traktowano tam zawsze jako wyczyn i tym jedzeniem małą łyżeczką przesunęli się już na 23. miejsce w tabeli wszech czasów. Dłuższą nieprzerwaną obecnością w niemieckiej elicie mogą się pochwalić jedynie Bayern, Borussia Dortmund, Bayer Leverkusen, Borussia Moenchengladbach, Wolfsburg i Hoffenheim, czyli tradycyjni giganci, albo kluby finansowane przez wielkie koncerny.
FSV Mainz finansuje się dobrą pracą. Przed rokiem pobiło rekord transferowy, sprzedając wychowanka Brajana Grudę do Anglii za przeszło 30 milionów euro. Tego lata dorzuciło 21 milionów za Jonathana Burkardta, który dołączył do klubu jako 14-latek i w jego barwach zadebiutował w reprezentacji Niemiec. choćby trenerzy zatrudniani przed Heidela, którzy wydawali się niewypałami, po latach okazują się czasem całkiem dobrzy. Kasper Hjulmand jako sukcesor Tuchela w Moguncji wytrwał tylko kilka miesięcy. Gdy zwalniając go, dyrektor sportowy, mówił, iż to dobry trener, ale nie dla tej drużyny, odbierano to jako kurtuazję i usprawiedliwianie własnych błędów. Kiedy jednak lata później doprowadził Danię do półfinału mistrzostw Europy, a w tej chwili spektakularnie sprząta Bayer Leverkusen po Eriku ten Hagu, trzeba przyznać mu rację. choćby gdy Heidel się myli, to często nie do końca. Wielu kibiców z całego świata marzyło o wprowadzeniu ulubionego klubu na salony poprzez sprytne działanie na rynku transferowym i odwagę podejmowania decyzji. Niektórym choćby się to udało. Ale tylko w Football Managerze. Christian Heidel od trzech dekad gra w niego na żywo.

3 dni temu








![Mister AWF 2025 wybrany! Prezentujemy zwycięzcę i uczestników [GALERIE ZDJĘĆ, WIDEO]](https://static2.kronikatygodnia.pl/data/articles/xga-4x3-mister-awf-2025-wybrany-prezentujemy-zwyciezce-i-uczestnikow-galerie-zdjec-wideo-1765698209.jpg)



![Ostatni domowy mecz Ślęzy przed świętami [RELACJE]](http://www.radiowroclaw.pl/img/articles/156602/hS3ix2rjmZ.jpg)
