"Sukcesy będącego na czele tabeli Śląska można wykorzystać podczas kampanii wyborczej, więc nikt na zespole nie oszczędza. Słyszałem, iż przed piłkarzami postawiono zadanie: co najmniej do kwietnia mają utrzymać pozycję lidera" - to słowa jednego z wrocławskich polityków z lutego 2024 r. Zacytował je Artur Brzozowski w swoim artykule w "Gazecie Wyborczej" o kolejnych dotacjach, które miało miasto przelać na konto Śląska.
REKLAMA
Zobacz wideo
Sutryk walczy o reelekcję: milion dla Śląska
Po rundzie jesiennej, w której wtedy rozegrano 19 kolejek, wrocławianie byli na szczycie tabeli. Była więc doskonała okazja, aby urzędujący prezydent Jacek Sutryk poprawił swoje notowania przed wyborami samorządowymi. Uchwalono, iż kolejne 21 mln złotych powędruje na konto klubu.
W 2023 roku było to dwa razy więcej, a to dlatego, iż miejska spółka narobiła długów na 20 mln złotych. Trzeba było je więc spłacić. Do tego doszła "zwykła" dotacja w wysokości 18 mln i jeszcze 4 mln ekstra na budowę boiska. Przy czym tu trzeba zaznaczyć, iż wszystkie kwoty to tylko jawne dotacje z budżetu miasta. Klub wspierają również różne miejskie spółki, ale o ich rozliczeniach ze Śląskiem kilka wiadomo z powodu tajemnicy handlowej.
I Sutrykowi się udało, Śląsk co prawda w dniu wyborów był drugi, ale tylko z dwoma punktami straty do lidera. Prezydent Wrocławia reelekcję wygrał, a Śląsk do ostatniej kolejki bił się o mistrzostwo Polski. Ostatecznie zabrakło mu punktu.
Śląsk Wrocław to patologia, która szkodzi całej lidze
Rok później sytuacja jest już zgoła inna. Pewnie dlatego, iż wybory prezydenta miasta dopiero w 2029 r. Dlatego pewnie w Śląsku myśleli, iż mogą sobie pozwolić, aby kilku dobrych piłkarzy sprzedać i próbować zmniejszyć finansową stratę. I choć znów do prawie dziewięciu mln z transferów klub dostał z początkiem roku 19 mln zł dotacji miejskich, spadł z ekstraklasy na dwie kolejki przed końcem rozgrywek. To katastrofa, której nikt się we Wrocławiu nie spodziewał, ale którą z euforią powinna przyjąć cała reszta ekstraklasy.
I oczywiście szkoda tylu zaangażowanych kibiców, i szkoda pięknego stadionu, który kosztował prawie miliard złotych, by się marnował w I lidze z pustkami na trybunach. Jednak nauczka, iż przepalanie publicznych pieniędzy w sportowych klubach to nie jest recepta na sukces, ale na katastrofę, przyda się nie tylko Wrocławiowi, ale całej Polsce.
Bo Śląsk to przykład patologii, która szkodzi całej lidze. Od dawna słychać głosy, dlaczego prywatni polscy biznesmeni tak słabo angażują się w polską piłkę? Ano dlatego, iż są takie kluby jak Śląsk Wrocław. Każdy biznesmen, który chciałby wydać swoje pieniądze na klub piłkarski, od razu rozumie, iż jest robiony w balona, bo ten rynek jest sztucznie nadmuchany pieniędzmi podatników. Piłkarze zarabiają więcej, niż powinni, bo o ich zatrudnieniu nie decyduje rachunek ekonomiczny. Takie kluby jak właśnie Śląsk, czy też Piast Gliwice i wiele innych, które zawsze mają w zanadrzu zapewnione miękkie lądowanie w postaci pieniędzy od miasta, lekką ręką wydają na pensje i transfery. Prywatny biznesmen nie dość, iż dołoży do interesu, to jeszcze oberwie od kibiców, iż nie zna się na piłce, bo duże pieniądze płaci zawodnikom, którzy nie są tego warci. Tyle iż to, ile płaci piłkarzowi, niekoniecznie zależy od tego, ile warty jest zawodnik, ale od tego, czy akurat ten, czy inny prezydent miasta chce wygrać wybory samorządowe.
Sutryk dokonał niemożliwego: spuścił Śląsk z ekstraklasy
Niemal każdy, kto nie jest związany z rządzącymi we Wrocławiu, na pierwszym miejscu jako winnego spadku Śląska wymienia Jacka Sutryka, prezydenta miasta. Kibice mają do niego pretensje, iż tylko udawał, iż szuka inwestora, by sprywatyzować klub. Rywale polityczni zarzucają mu, iż uczynił z klubu prywatny folwark, a prezesi spełniali tylko jego wolę. Winą prezydenta miasta było też to, iż nie przyciągnął do klubu choćby małych biznesmenów, którzy odciążyliby nieco miasto od ciężaru utrzymania klubu.
Swoją drogą Sutryk dokonał czegoś niesamowitego i niepowtarzalnego, bo wydawałoby się, iż przy takim budżecie (piąte miejsce w ekstraklasie), przy takim mieście (675 tys. mieszkańców trzecie miejsce w Polsce), przy takim stadionie (42,6 tys. miejsc, drugie miejsce w ekstraklasie), przy takiej frekwencji (18,7 tys. widzów. trzecie miejsce w ekstraklasie), przy takich dotacjach z miasta (ponad 100 mln w ostatnich sześciu latach), można naprawdę zrobić w piłce nożnej w Polsce cuda. Tymczasem Śląsk zlatuje z hukiem do I ligi.
I jednego można być pewnym. Nikt z tej historii żadnych wniosków nie wyciągnie. Śląsk wróci do ekstraklasy pewnie za niedługo i cały czas będzie świetnym wehikułem do wypalania miejskiej kasy. A minister sportu Sławomir Nitras, który ruszył do ministerstwa sportu z hasłem odpolitycznienia sportu, dalej będzie rozliczał tylko Radosława Piesiewicza, choć Bizancjum w Polskim Komitecie Olimpijskim to i tak tylko drobne przy marnotrawstwie pieniędzy podatników w miejskich klubach piłkarskich.