Niebywałe! Oto nowa bohaterka tenisa. Pokonała 11 mężczyzn z rzędu

6 godzin temu
Pokonała 11 mężczyzn z rzędu i dopiero teraz przegrała. W trakcie eliminacji wielkoszlemowego Roland Garros Francja żyje tenisową historią spoza mainstreamu. I nieznaną dotąd zawodniczkę porównuje do Sereny Williams. Użytkownikom YouTube'a "uwspółcześniona walka płci" też się podoba. Tak bardzo, iż proszą o drugi sezon.
W Paryżu realizowane są eliminacje wielkoszlemowego Roland Garros z udziałem wielu francuskich tenisistek i tenisistów. Ale media z całego kraju więcej miejsca poświęcają tenisistce, która przestała grać zawodowo i zajęła się graniem z mężczyznami i... ich pokonywaniem. Czy pół wieku po wyczynach słynnej Billie Jean King Francuzi doczekali się swojej sportowej rewolucjonistki?


REKLAMA


Zobacz wideo Iga Świątek wciąż w kryzysie. Co z Darią Abramowicz? "Może warto zrobić dziennikarskie śledztwo"


W 1973 r. Amerykanka Billie Jean King była 30-latką, która kolekcjonowała wielkoszlemowe tytuły. Gdy 55-letni Bobby Riggs, kiedyś mistrz sześciu turniejów wielkoszlemowych, rzucił wyzwanie liderce światowego rankingu tenisistek, to ta liderka się nie przestraszyła. Riggs chcąc udowodnić wyższość tenisa męskiego nad damskim, wyszedł na kort Houston w spódniczce, a rywalce przed meczem usiłował wręczyć bukiet kwiatów i pocałować ją w rękę. Najpewniej był przekonany, iż wygra równie łatwo, co z Margaret Court. Cztery miesiące wcześniej rozbił Australijkę 6:2, 6:1, a iż wszystko działo się w międzynarodowy Dzień Matki, to mecz został nazwany "Masakrą w Dzień Matki". Mecz King – Riggs skończył się wynikiem 6:4, 6:3, 6:3 dla tenisistki. A ponad 30 tysięcy widzów na trybunach i 50 milionów telewidzów dostało zacięte widowisko na wysokim poziomie. I dowód, iż sport kobiet ma się lepiej niż myślał Riggs. I wielu jemu podobnych.
Tak się promuje tenis. Jej mecze ogląda po 100 tysięcy widzów
Dziś we Francji coraz więcej widzów ma Pauline Payet. "Payet, była numer 577 w rankingu WTA, uruchomiła nowy projekt "Pauline kontra mężczyźni", który polega na rozgrywaniu meczów z francuską piramidą rankingu mężczyzn, aby zobaczyć, jak daleko może zajść" – pisał w lutym "L’Equipe" w tekście zatytułowanym „"Pójście za Billie Jean King nie jest złe. Pauline Payet uwspółcześnia walkę płci". Teraz "L’Equipe", "Le Figaro", "Le Parisien" i inne szanowane tytuły rozpisują się o pierwszej porażce Payet. Ta porażka nastąpiła w jej dopiero 12. meczu z mężczyzną (wcześniej były zwycięstwa choćby po 6:0, 6:0).
Na kanał Payet na platformie YouTube film z przegranego przez nią meczu trafił 18 maja. O zakończonej pierwszej serii "Pauline VS Men" piszą też media światowe. "Dwunasty mecz, pierwsza porażka – tak Pauline Payet podsumowuje ostatni mecz swojej serii 'Pauline VS Men'. Ale entuzjazm wywołany tą serią pokazuje, iż to jest zwycięstwo" – pisze "Huffington Post". Film z przegranego przez Payet meczu z Sarim Nahasem (dziś ma 24 lata i nie jest klasyfikowany w rankingu ATP, a w rankingu juniorskim był kiedyś 1457. na świecie) 7:6, 2:6, 1:6, ma już 100 tysięcy wyświetleń. Jej poprzedni mecz – zwycięski, z rywalem klasyfikowanym o poziom niżej we francuskich rankingach – obejrzało 146 tysięcy widzów. A Payet ma dziś 23 tysiące subskrybentów swojego kanału, podczas gdy na starcie serii miała ich o 20 tysięcy mniej (filmy o tenisie zaczęła nagrywać i publikować trzy lata temu).
– Otrzymałam mnóstwo pozytywnych wiadomości. Oglądają mnie ludzie, którzy mówią, iż nigdy wcześniej nie obejrzeli ani jednego całego meczu tenisa. Dyrektor jednego z klubów powiedział mi, iż dotknęłam tenisowego ekosystemu – mówi 30-letnia tenisistka w "L’Equipe". A autor artykułu dodaje, iż tenisistka-youtuberka jest zapraszana do kolejnych klubów, gdzie promuje kobiecy tenis i gra w meczach mieszanych.


Kobieta ich bije. Ale chodzi o coś więcej
- Kiedy publikowałam klipy treningowe, dostawałam wiele komentarzy od amatorów, którzy byli przekonani, iż mogą mnie pokonać bez żadnego wysiłku – mówi Payet w rozmowie z "Le Figaro". Ale od razu dodaje, iż nie chodziło jej o udowadnianie komuś czegoś, tylko o postawienie sobie osobistego wyzwania i o udokumentowanie wszystkiego w mediach społecznościowych.
Komentarze, jakie dostawała Payet, to klasyka gatunku. "Le Figaro" przypomina, iż w 2019 roku w Stanach Zjednoczonych opublikowano badanie, z którego wynikało, iż jeden na ośmiu mężczyzn twierdził, iż zdobyłby punkt w meczu tenisowym z Sereną Williams, wówczas z wolna już żegnającą się ze sportem legendą, triumfatorką aż 23 turniejów wielkoszlemowych. "Le Figaro" zauważa, iż sześć lat później Payet dała szansę takim mężczyznom, żeby spróbowali swoich sił z tenisistką, która do czołówki absolutnie nie należy, bo w momencie uruchomienia serii "Pauline VS Men" była dopiero 921. w światowym rankingu. A dziś jest 939. I iż wielu z tych mężczyzn srodze się zdziwiło.
Ale Payet naprawdę podkreśla, iż dla niej większą wartość od wojny płci ma promowanie tenisa. Cieszy ją, gdy tym sportem interesują się nowi widzowie. I już zapowiada drugi sezon – teraz na mączce, a nie na nawierzchni twardej. I – jak mówi – może z meczami z rywalami jeszcze bardziej wymagającymi niż ten, z którym przegrała. – Może zagram choćby z profesjonalnym zawodnikiem z poziomu światowego top 100 albo top 200 – mówi.
"Jej głównym celem było pokazanie, iż kobieta może bardzo dobrze stawić czoła mężczyźnie i zaoferować świetne występy" – pisze "Huffington Post". To się zgadza z wypowiedzią Payet, która podkreślała na starcie projektu: "Wcale nie chodzi o to, żeby powiedzieć, iż jestem lepsza od niektórych mężczyzn, wręcz przeciwnie. Kobiety są słabsze fizycznie, istnieją wyraźne i udowodnione różnice fizjologiczne, mamy też cykle hormonalne do opanowania. Ale możemy rywalizować".


"Jak pokazują liczby, wyzwanie zostało spełnione: filmy z jej serii zgromadziły prawie milion wyświetleń na YouTube. W komentarzach pod filmami subskrybenci Pauline Payet oddają jej cześć i dziękują za ten serial 'przyjemniejszy do oglądania niż mecze wielkich turniejów'. A przede wszystkim zwolennicy proszą ją o kontynuowanie tego wyzwania, które przerodziło się w bardzo popularny serial sportowy" – podsumowuje "Huffington Post".
Idź do oryginalnego materiału