Idea była prosta: zorganizować turniej, który udowodni, iż skoki narciarskie nie są sportem dla wybranych. Aby je uprawiać, nie trzeba pochodzić z gór czy inwestować w drogi sprzęt. Na początek wystarczą zwykłe narty (nawet zjazdowe) i kask. A obiekt? Może powstać wszędzie, a skakać może na nim każdy. Od dzieci, choćby po 90-letnich emerytowanych skoczków. Bo zawodnik w tym wieku wystąpił w pierwszej edycji.
REKLAMA
Zobacz wideo Zbudował skocznię w ogrodzie, teraz organizuje tam konkursy. Jak wyglądają skoki amatorów?
Za pierwszym razem, w 2020 r., zawody bardziej niż konkurs przypominały zjazd zakochanych w skokach znajomych. Uczestników było niespełna trzydziestu. Sześć edycji później śmiałków pojawiło się już ponad 70, a listę startową trzeba było zamykać na długo przed jego rozpoczęciem.
Profesjonalna otoczka, ale wciąż dla amatorów. "Gdy zaczynaliśmy, mieliśmy miesiąc"
- Kompletnie nie spodziewałem się, jak bardzo te zawody się rozrosną. Chciałem zrobić coś dla dzieciaków, choć nie trzeba było długo mnie namawiać do zorganizowania pierwszej edycji - mówi Sport.pl Mateusz Seremak, jeden z organizatorów turnieju skoków amatorów o Puchar inSJders. To Mateusz na rodzinnej posesji zbudował skocznię HS-8.
Skocznia w Ruczynowie, znajdująca się na posesji rodziny SeremakówMateriał własny/Sport.pl
- Gdy zaczynaliśmy, mieliśmy miesiąc na organizację, bo tyle minęło odkąd zadzwoniłem do Mateusza Seremaka i powiedziałem: "Ty masz skocznię, ja mam pomysł, zróbmy zawody". Mateusz zawsze zgadza się na najbardziej kretyńskie pomysły, za co go bardzo kochamy, więc wtedy też się zgodził: "Róbmy to!" - opowiada Michał Chmielewski, dziennikarz TVP Sport, który z grupą inSJders współorganizuje wydarzenie.
w tej chwili przygotowania do całego przedsięwzięcia są znacznie bardziej obszerne. - O tym, jak dużo kosztuje nas to czasu, pracy i wysiłku, najlepiej świadczy mój głos i twarz po zawodach. To jest rok pracy, bo kiedy skończy się ta edycja, to usiądziemy i już zaczniemy zastanawiać się, jak ma wyglądać następna - dodaje Chmielewski.
Ruczynów, gdzie realizowane są zawody, przyciąga głównie amatorów skoków. I słusznie, przecież takie jest założenie imprezy, która dumnie nosi amatorstwo w nazwie. Mimo to uczestnicy mogą liczyć na poczucie namiastki poważnego turnieju. Dla najlepszych uczestników w licznych kategoriach przewidziane są atrakcyjne nagrody, a tegoroczny triumfator kategorii open wrócił do domu z konsolą PlayStation 5.
Każdy z zawodników ma zapewniony plastron z numerem, opiekę medyczną oraz darmowy catering w postaci kiełbasek z grilla. Żołądki gości ratuje również kuchnia koła gospodyń wiejskich. O takich cenach i smaku jak w Ruczynowie fani skoków podczas Pucharu Świata w Zakopanem mogą tylko pomarzyć.
Chmielewski: - Cały czas staramy podnosić sobie poprzeczkę. Wymyślamy kolejne rzeczy wokół zawodów: ramkę instagramową do robienia zdjęć, mapę, by uczestnicy zaznaczyli, skąd do nas przyjechali. Jestem przekonany, iż za rok znowu wymyślimy coś nowego.
Konkurs skoków narciarskich w RuczynowieMateriał własny/Sport.pl
- Jestem bardzo dumny z tego, jak wyglądają w tej chwili nasze zawody. Przy pomocy ekipy inSJders, e-wintergames, mojej rodziny, stwarzamy imprezę, której nie ma się co wstydzić. Mało tego, zauważyłem, iż konkursy organizowane na przykład przez PZN zaczynają podglądać niektóre nasze rozwiązania. Kiedyś na zawodach Orlen Cup nie mieli wyników na żywo, by zawodnik sprawdził, które miejsce zajmuje. Nie mówiąc już o tym, iż dekoracja na scenie w Ruczynowie funkcjonuje od trzech lat. Niektórzy tego nie mają - na przykład w Zakopanem - dodaje z przymrużeniem oka Mateusz Seremak.
Chmielewski, dzięki którego zaangażowaniu transmisję z play-off zawodów (której należy się osobny akapit) na kanale YouTube przeprowadziła telewizja TVP Sport, zapewnia iż organizatorzy wciąż mają w głowie nowe pomysły na to, jak ulepszyć projekt: - Marzy nam się wielki telebim, by ludzie mogli wszystko oglądać w przekazie na żywo. Chcielibyśmy po drugiej stronie skoczni wybudować trybunę jak na siatkówce plażowej. Wierzę, iż to jest możliwe. Rynek sponsorski nie jest łatwy, ale zbudowaliśmy już zaufanie wśród naszych partnerów.
- Nie zrobimy tutaj Zakopanego ani Planicy. To jest Ruczynów, gdzie zawsze będzie przaśnie i zawsze zjesz pierogi od koła gospodyń wiejskich. Za to chcemy, żeby kolejka do tych pierogów się skróciła czy plastrony były ładniejsze. Poprawianie małych elementów to jest nasz organizacyjny sufit - dodaje.
W Ruczynowie skacze się na każdego rodzaju nartach i w jakimkolwiek kasku. choćby służącym do jazdy na motocyklu. Kombinezon nie jest wymagany, ale na wypadek potencjalnych zadrapań po upadku na igelicie zaleca się długie spodnie.
Ponadto zawodnicy mogli wspomagać się smarowaniem nart, na widok którego kontrolerzy FiS najpewniej dostaliby zawału. Najpopularniejszym impregnatem, zapewniającym odpowiedni poślizg na ceramicznych torach, był spray do czyszczenia mebli marki Pronto. Ale widziałem też skoczków, którzy w tym celu wykorzystują płyn do mycia naczyń Ludwik, a choćby preparat WD-40!
Mała, ale coraz większa skocznia. "Po 11 miesiącach była gotowa"
Z kolejnymi edycjami rozrosły się nie tylko same zawody, ale też ich główna bohaterka, skocznia Ruczynów Arena. Pierwotnie miała punkt konstrukcyjny ustanowiony na czwartym metrze, zaś hill size znajdował się metr dalej.
Seremak: - Najpierw stworzyłem skocznię K-4. Po drugiej edycji oficjalnie zapowiedziałem, iż zrobię wszystko, by skocznia była jeszcze większa. Zaczęliśmy nakreślać plan działania i po 11 miesiącach na następne zawody skocznia K-7 była gotowa.
w tej chwili parametry skoczni to K-7, HS-8. Niech nie zwiodą was niskie liczby, które z oczywistych względów nijak mają się do słynnych obiektów znanych z Pucharu Świata. Skocznia w Ruczynowie to bardzo profesjonalna konstrukcja, którą śmiało nazwać można miniaturką sióstr z Zakopanego czy Wisły. Rozbieg posiada ceramiczne tory, zeskok jest pokryty igelitem, metry wyraźnie oznaczone, a całość posiada system nawodnienia. Obok widnieje choćby skromne stanowisko sędziowskie.
Owszem, po niektórych upadkach (a tych tu nie brakuje) zdarza się, iż fragmenty igelitowego dywanu odpadną od zeskoku. Ale od czego jest wkrętarka?
Szybka naprawa zeskoku skoczni podczas zawodów w RuczynowieMateriał własny/Sport.pl
A jak skacze się na tym obiekcie? Wprawdzie w tym roku odpuściłem sobie tę przyjemność, ale miałem okazję spróbować swoich sił w dwóch poprzednich edycjach. Długość zeskoku wynosząca 8 metrów, może nie zrobić na nikim wrażenia. Jednak zmierzając po metalowych schodach na górę konstrukcji, można się zacząć zastanawiać, czy aby na pewno chce się oddać skok. Wątpliwości przybierają na sile jeszcze bardziej, gdy stoisz na najwyższym stopniu, głowa znajduje się na wysokości dachu domu, a ludzie znajdujący się pod skocznią zdają się dziwnie mali. Zdecydowanie nie jest to przeżycie godne polecenia osobom z lękiem wysokości.
Siedząc na belce startowej, można pomyśleć "cholera, za chwilę skoczę z pierwszego piętra". Następnie pozostaje tylko puścić się z belki, w miarę możliwości starać się wybić z progu, wylądować (za podpórkę odejmuje się od wyniku metr, upadek karany jest utratą dwóch metrów) i stwierdzić, że... w sumie nie było się czego bać. Mało tego, całość sprawiła sporą frajdę!
Widok z belki skoczni w RuczynowieMateriał własny/Sport.pl
Zawody dla wszystkich. choćby tych, którzy nie potrafią jeździć na nartach
Szósta edycja konkursu skoków w Ruczynowie udowodniła, iż skakać każdy może. Poziom zawodów był różny, gdyż to jedyne wydarzenie w Polsce, gdzie ludzie, którzy nie potrafią choćby jeździć na nartach, spotykają się z zawodnikami, do których miano amatora niekoniecznie pasuje.
W tym roku do pierwszej grupy zaliczał się Marcin Sprusiński, youtuber i raper, którego możecie znać bardziej pod pseudonimem Wuwunio.
- Zawsze chciałem pojechać na skoki, którymi jaram się już blisko 25 lat. Za każdym razem coś stawało mi na przeszkodzie, ale zawsze myślałem, iż i tak zdążę załapać jakieś wydarzenie, bo nasi dobrze skaczą. Cóż, już dobrze nie skaczą, więc mi się przestało chcieć - śmieje się. - Więc były to pierwsze zawody, jakie widziałem w życiu i od razu w nich wziąłem udział - mówi mi Wuwunio, który po skokach na 2,5 oraz 3,25 metra (obu z upadkiem, co dało łączny wynik 1,75 m) zajął przedostatnie miejsce.
Nie szydzę z tego wyniku, gdyż w a nogach nartubiegłych dwóch latach sam nie byłem lepszy. W dodatku raper otwarcie przyznał, iż po raz pierwszy miał ny, co jest niezłym usprawiedliwieniem jego rezultatów. Należy mu zatem pogratulować odwagi, choć sam zainteresowany zdał sobie sprawę, iż nie tylko do niej sprowadzają się skoki.
- Teraz wiem, jak trudna to jest robota. Choć teraz oglądając zawodowców, będę mógł się wymądrzać i mówić, iż robią coś nie tak. Ale wcześniej myślałem, iż skoki to tylko akt odwagi i ci ludzie to herosi, którzy się nie boją. Po Ruczynowie uświadomiłem sobie, jak wiele w tym sporcie jest detali, o które trzeba zadbać - powiedział Wuwunio.
Marcin 'Wuwunio' Sprusiński podczas skoku w RuczynowieMateriał własny/Sport.pl
Wielkiego mistrza nie było, tym razem wygrali bracia
W tych samych zawodach występował Wiktor Pękala. To ekspert skoków narciarskich, którego można zobaczyć w telewizji podczas transmisji Pucharu Świata, a także skoczek ze sporym doświadczeniem. W końcu występował w licznych konkursach krajowych (w tym mistrzostwach Polski) czy na FIS Cupach. Tegoroczna edycja skoków o Puchar inSJders nie była jego pierwszą.
- Żaden inny konkurs nie ma prawa się z tym równać. Każde inne zawody powinny wyglądać tak, jak w Ruczynowie. Przychodzisz na zawody, chcesz sobie zjeść kiełbaskę? Proszę bardzo, możesz sobie kupić. Na wielu lokalnych zawodach to nie jest normą - mówi mi skoczek, który po konkursie ostatecznie musiał zadowolić się czwartym miejscem.
Pękala został za to autorem najbardziej makabrycznie wyglądającego upadku zawodów, kiedy w trakcie pierwszego skoku fazy pucharowej poleciał aż na 7,75 m, ale podczas lądowania jego twarz zapoznała się z igelitem. Na szczęście dla widowiska oraz samego zainteresowanego, poza kilkoma siniakami nic poważnego się nie stało.
- Po dwóch pierwszych skokach już się pakowałem, bo byłem przekonany, iż nie wejdę do play off. Okazało się, iż jeszcze można było powalczyć, ale przy tym była to fajna zabawa. Taka formuła to coś naprawdę super - mówi.
Formuła zawodów to kolejny element wyróżniający Ruczynów. W tym roku konkurs obejmował trzy serie. Podczas pierwszych dwóch skakali wszyscy chętni uczestnicy. Ostatnia była zarezerwowana dla najlepszej pięćdziesiątki. Z kolei po niej nastąpiła faza pucharowa, w której zmierzyła się czołowa ósemka turnieju.
Narada organizatora Michała Chmielewskiego z zawodnikami przed fazą pucharową konkursu w RuczynowieMateriał własny/Sport.pl
W niej udział wzięli m.in. Pękala, a także Jonatan Hrynko, jeden z najlepszych skoczków poprzednich edycji zawodów w Ruczynowie, Wiktor Węgrzynkiewicz, należący w tej chwili do zaplecza kadry B reprezentacji Polski, czy Kacper Seremak. Syn Mateusza mógł więc osiągnąć sukces dosłownie na domowej skoczni.
Każdy z nich liczył na zwycięstwo, zwłaszcza iż w tym roku w konkursie nie wystartował Dawid Kaszuba - rekordzista obiektu (8,25 m) i dominator rozgrywek, który wygrywał aż cztery razy. Jak udało mi się dowiedzieć, Kaszuba za późno zgłosił swój akces do zawodów, a kiedy to zrobił, lista była już kompletna. Wyjątku nie uczyniono choćby dla mistrza. Dura lex, sed lex.
Tym razem konkurs należał do braci Przemysława i Bartosza Daszyków. To rodzeństwo, które wraz z grupą znajomych postanowiło zbudować w podkarpackiej Strachocinie skocznię K-30. W ubiegłym roku skokowym zapaleńcom udało się choćby pokryć jej zeskok igelitem, dzięki czemu obiekt stał się dostępny do skakania także w lecie.
Efekty treningów na "Strachoczance", jak nazywają skocznię, w Ruczynowie były aż nadto widoczne, gdyż Przemysław i Bartosz dostali się do finału. Tam lepszy okazał się pierwszy z nich (7,75 m do 7,00 m).
- Wygrana jak wygrana, nieważne czy z bratem, czy z kimś innym. Powiem więcej, nie wiem czy brat specjalnie mi nie odpuścił! - powiedział Przemek, kiedy zapytałem go czy cieszy się, iż zgarnął Bartoszowi sprzed nosa konsolę do gier.
- Oczywiście, iż wrócimy tu za rok! Zapraszamy też na zawody do Strachociny. Po raz pierwszy w historii chcemy zorganizować ja na igelicie, na naszej domowej skoczki K-30 - dodał Daszyk.
Finałowa ósemka kategorii open konkursu w RuczynowieMateriał własny/Sport.pl
Poza nagrodami w kategorii open, organizatorzy wyróżnili także zawodników w innych zestawieniach. Dyplomy i nagrody za uczestnictwo odebrali najstarszy i najmłodszy skoczek, a osobne podia przewidziano dla skoczków w nartach nieskokowych, kobiet oraz juniorów.
W tych dwóch ostatnich prawdziwą furorę zrobiła Joanna Malawska. To zawodniczka KS "Skocz po marzenia" Pabianice (województwo łódzkie, niziny ponownie pokazują, iż posiadają potencjał na skoki!), urodzona w 2014 r. Pomimo młodego wieku, dziewczynka zajęła wysokie, 16. miejsce w całym konkursie, okazując się lepsza od wielu starszych i znacznie silniejszych zawodników. Była też najlepszą kobietą podczas tegorocznej edycji, a w zestawieniu juniorów zajęła wysokie, trzecie miejsce.
Za swoją postawę na skoczni, poza licznymi nagrodami (do tych należały m.in. plastrony z podpisami polskiej kadry skoczków czy siatkarzy) Malawska miała okazję udzielić pierwszego w życiu wywiadu dla telewizji TVP Sport.
Michał Chmielewski podczas ceremonii wręczania nagród powiedział: - Zapamiętajcie jej nazwisko, Joanna w przyszłości będzie skakać w Pucharze Świata.
Te słowa zweryfikuje czas. Jednak piękna byłaby to historia, gdyby po latach okazało się, iż reprezentantka Polski rywalizująca w elicie tego sportu, pierwsze kroki w skokach stawiała w konkursie amatorów, odbywającym się gdzieś na świętokrzyskiej prowincji.