- Oczywiście przyjechaliśmy tu nie po to, żeby zwiedzać Chicago i okolice, tylko żeby wygrać wszystkie mecze – zapowiadał Kamil Semeniuk, wicemistrz olimpijski. – Liczymy na komplet zwycięstw, jak w Chinach. Zdajemy sobie sprawę z tego, iż to będzie trudniejszy turniej [po Włochach naszymi rywalami będą jeszcze Kanadyjczycy, Amerykanie i Brazylijczycy], ale my jesteśmy nastawieni na wygrywanie – przekonywał Jakub Nowak, debiutant, 20-latek, który nigdy nie grał jeszcze choćby na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce (do kadry wszedł jako MVP I ligi). Cóż, nasi siatkarze mają mentalność zwycięzców, co w meczu z Włochami pokazali bezdyskusyjnie!
REKLAMA
Zobacz wideo Zbliża się nowy sezon PlusLigi. Prezes Artur Popko zapowiada
Dwa tygodnie temu reprezentacja Polski wygrała 3:1 z Holandią, 3:1 z Japonią, 3:0 z Turcją i 3:0 z Serbią. Z chińskiego Xi’an nasz zespół przeniósł się do Hoffman Estates na przedmieściach Chicago. Po jednej trzeciej fazy zasadniczej VNL Polska była jedynym niepokonanym zespołem (Włosi mieli w swoim pierwszym turnieju bilans 3-1). To budziło tym większe uznanie, iż w składzie naszej drużyny nie było ani jednego z 13 wicemistrzów olimpijskich z Paryża, z ubiegłego roku. Teraz w USA trener Nikola Grbić ma do dyspozycji dwóch medalistów igrzysk – Semeniuka i Aleksandra Śliwkę (doleciał do USA w ostatniej chwili, żeby zastąpić Rafała Szymurę, który doznał kontuzji kolana). I w starciu z Włochami będącymi w optymalnym składzie początkowo bardzo tęskniliśmy do takich gwiazd jak Bartosz Kurek czy Wilfredo Leon.
3/11, 1/9 i 1/4. Z takim atakiem Polska musiała ponieść klęskę
Od początku meczu niedomagał nasz atak. Jak to możliwe, iż w pierwszym secie od stanu 11:13 wynik uciekł nam na aż 11:22? Wystarczy rzut oka w statystyki. W tej partii Semeniuk skończył 3 z 11 ataków, Kewin Sasak – 1 z 9, a Artur Szalpuk – 1 z 4. Włosi świetnie reagowali blokiem, grali dobrze w obronie, a my choćby mimo szalejącego w obronie i w przyjęciu Maksymiliana Graniecznego nie wykorzystywaliśmy szans na zdobywanie punktów.
Granieczny to 19-latek, który zadebiutował w kadrze niecały miesiąc temu (w towarzyskim meczu z Bułgarią). W tej brzydkiej grze po naszej stronie siatki piękny był moment, w którym Grbić złoszcząc się na niemoc drużyny akurat Graniecznego z niemal ojcowską czułością pogłaskał po głowie.
Grbić przestał głaskać
W drugim secie głaskania już nie było. Przy stanie 2:6 Grbić poprosił o przerwę i w kilku mocnych zdaniach zaapelował do swoich siatkarzy, żeby w końcu zaczęli grać w siatkówkę. Podniesiony ton głosu trenera obudził zespół na tyle, iż za moment było już 6:6. Zabawne, iż prezentowana nam co chwilę na ekranach bukmacherska prognoza w reakcji na polski pościg dawała Włochom już „tylko" 92 proc. szans na wygranie meczu, a nie 93 proc. jak przy ich prowadzeniu 6:2.
Z biegiem drugiego seta Polacy wyszli na dwupunktowe prowadzenie, które cały czas utrzymywali (12:10, 14:12, 17:15, 20:18). Ataki kończyli Szalpuk i Semeniuk, a włoska obrona już nie tak regularnie podbijała zbicia Sasaka, który dwa tygodnie temu robił furorę, a teraz zaczął z takimi kłopotami. Na pewno rozruszał się nasz środek. Dzięki temu, iż Mateusza Porębę dobrze zastąpił cytowany na początku tekstu Nowak, a Szymon Jakubiszak od początku trzymał dobry poziom. Rozgrywający Marcin Komenda w tym secie miał z kim pograć. Krótko mówiąc: Polska w końcu dojechała na ten mecz. I kibice siatkówki wreszcie oglądali starcie, jakiego należy się spodziewać, gdy spotykają się mistrzowie Europy i wicemistrzowie świata (my) z mistrzami świata i wicemistrzami Europy (oni).
Po zaciętej końcówce drugiej partii wyrównaliśmy. W tym secie niekwestionowanymi bohaterami byli Semeniuk (sprytnie skończył piłkę na 25:23), który miał w ataku 6/10 i Szalpuk z identycznym bilansem. Przed trzecią partią mogliśmy sobie życzyć jeszcze takiej samej poprawy u Sasaka. On po zapisie 1/9 z pierwszej partii w drugiej miał kilka lepsze 2/8.
Grbić rysował Sasakowi. Pomogło!
Przy stanie 3:4 w trzecim secie Sasak miał już dwa punkty z ataku. Na dwa ataki. Najpierw trafił w boisko, następnie obił potrójny blok Włochów. Na 7:7 Sasak skończył kontrę pięknym plasem w wolne pole pod końcową linią. Dostawaliśmy to, na co liczyliśmy! Punkt na 9:10 był już jego czwartym w tym secie. Wyglądało na to, iż Grbić dotarł do potężnego (208 cm wzrostu) atakującego. Pod koniec drugiego seta jedna z kamer pokazała ich rozmowę jeden na jeden.
Szkoda tylko, iż podczas gdy w drugim secie Sasak miał bilans 4/4, trochę gorzej spisywali się jego koledzy. Po świetnej zagrywce Szalpuka piłkę na 11:11 miał w górze Semeniuk, ale – niestety – jej nie skończył. Chwilę później było 11:14 i Grbić poprosił o przerwę.
Na tym czasie serbski trener Polski spokojnie przypominał graczom założenia taktyczne. Już nie było trzeba budzić ich tak, jak na początku drugiej partii. Grbić świetnie to czuł. Wystarczyło kilka jego merytorycznych uwag i niedługo to Ferdinando De Giorgi prosił o przerwę – po kontrze Szalpuka na 15:15. Wreszcie w końcówce wyszliśmy na prowadzenie – 20:19 (z 17:19). Wtedy De Giorgi zażądał kolejnej przerwy.
Ciekawostka: bukmacherskie przewidywania pokazywały nam wówczas, iż na 70 proc. ten mecz wygrają Włosi. Oczywiście nasi siatkarze takich danych nie widzieli. A gdyby widzieli, to mogliby się roześmiać. Po dobrej zagrywce Szalpuka i kontrze Nowaka ze środka prowadzili już 21:19! W zaciętej końcówce Grbić znów rozmawiał z Sasakiem i coś mu rysował. A dużo bardziej doświadczony Semeniuk bez tego wypracował nam setbola pięknym atakiem na 24:21. I już tę szansę na wygranie seta wykorzystaliśmy, bo po bardzo dobrym serwisie Komendy Włosi się pogubili i chaotyczną akcję skończyli błędem.
Mniej więcej godzinę po laniu z pierwszego seta nasi mistrzowie Europy prowadzili z mistrzami świata 2:1 w setach. Podkreślmy: my graliśmy w składzie dalekim od optymalnego, a oni w najmocniejszym!
Wielcy Włosi walczyli o pozostanie w meczu
Nasz zespół pokazał w tym meczu, jak mocny jest mentalnie. Na początku tego starcia wielu kibiców mogło pomyśleć, iż Michieletto i Romano rozbiją nasz zespół, w imieniu którego nie będą mogli odpowiedzieć nieobecni Leon czy Kurek. Ale w role liderów świetnie weszli Szalpuk i Semeniuk, ciągle mieliśmy solidny środek i przede wszystkim mieliśmy to przekonanie, które w wypowiedziach przed turniejem pokazywali i doświadczony Semeniuk i reprezentacyjny żółtodziób Nowak – iż my jesteśmy Polska i nas stać na wszystko.
W trzeciej partii nasz zespół złożony w większości z niedoświadczonych reprezentacyjnie graczy musiał wytrzymać napór Włochów, którzy za wszelką cenę dążyli do tie-breaka. Decydujący o wyniku okazał się ten fragment, w którym Włosi ze stanu 11:12 uciekli nam na 16:13. Grbić wziął wtedy przerwę. A nam prezentowano przewidywania, iż Polska na 63 proc. wygra spotkanie.
Niestety, gwałtownie stało się jasne, iż choćby jeżeli wygramy, to nie za trzy punkty (tyle dostaje się za zwycięstwa 3:0 i 3:1). Zaraz po powrocie na boisko Jakubiszak nadział się na pojedynczy blok i przegrywaliśmy już 13:17, a przy wyniku 14:19 Grbić jeszcze raz zwołał zawodników do siebie. To też nie pomogło – po asie Michieletto przegrywaliśmy 14:20, a gdy Włosi wyszli na 22:15, to stało się niemal pewne, iż zobaczymy tie-breaka. Po asie serwisowym Sasaka jeszcze zmniejszyliśmy stratę na 18:23, ale to już nie miało znaczenia dla wyniku tej partii.
Horror w ostatnim secie. Publiczność buczała na sędziego
Michieletto, który straszył nas potężną zagrywką w czwartym secie, zaczął od takich samych serwisów tie-breaka. Przegrywaliśmy 0:2. Nie pękaliśmy, ale włoskie gwiazdy grały na całego i coraz wyraźniej zaznaczyły swoją wyższość. Jeden z najlepszych rozgrywających świata Simone Giannelli miał ten komfort, iż ataki kończyli i Michieletto, i Włoch polskiego pochodzenia Kamil Rychlicki. Po jego kontrze Italia prowadziła 6:3. Wówczas Grbić poprosił o przerwę. Po niej wspaniale walczyliśmy. Głównie dzięki atakom Szalpuka dogoniliśmy Włochów na 10:10. I wtedy to De Giorgi prosił o czas. A tuż po przerwie Nowak zapunktował dla nas blokiem na 11:10! To był znakomity fragment dla Polski i bardzo nerwowy dla trenera Italii. De Giorgi natychmiast po tej akcji zażądał kolejnej przerwy.
Chwili przerwy potrzebowali wszyscy na boisku po szalonej akcji, która dała Włochom punkt na 11:11. Dzięki dobrej zagrywce Sasaka, a później dzięki kapitalnym obronom drugiego libero Mateusza Czunkiewicza kilka razy mieliśmy w górze piłkę na 12:10. Ale - niestety - w końcu rywale zablokowali Sasaka.
Jakby emocji było mało, przy stanie 11:11 trenerzy i niemal całe drużyny dyskutowały z sędzią, komu należy się kolejny punkt. Arbiter uznał, iż pod siatką piłka wyszła w aut po naszym bloku i Włosi znów prowadzili - 12:11. Po tej decyzji publiczność w hali buczała i gwizdała.
Za moment kolejne nerwy przeżywaliśmy, czekając czy mamy punkt na 12:12, czy jednak - jak twierdzili rywale - jeden z Polaków wpadł w siatkę. Oceniono, iż bodaj Szalpuk popełnił błąd i przy stanie 11:13 Grbić poprosił o przerwę. Po stracie trzech punktów z rzędu - z 11:10 na 11:13 - czas dla Polski był niezbędny. Nasi gracze próbowali ochłonąć, ale od razu po powrocie Rychlicki zaserwował asa na 14:11 dla Italii i praktycznie było po meczu.
Szkoda, iż Polska grająca powiedzmy trzecim składem nie wygrała meczu z pierwszym włoskim garniturem. Bo naprawdę miała na to szansę. Ale walkę naszej kadry i zdobyty przez nią punkt (dostaje się go w przypadku porażki 2:3) do tabeli Ligi Narodów trzeba docenić. I po tym, co zobaczyliśmy można liczyć na więcej punktów w kolejnych meczach w Hoffman Estates.
W czwartek Polacy będą mieli wolne, a od piątku do niedzieli zagrają kolejno z Kanadą (godzina 2.30 naszego czasu z piątku na sobotę), USA (2.30 z soboty na niedzielę) i Brazylią (w niedzielę o 23).