- To będzie wyzwanie, ale będę gotowa – mówiła Iga Świątek w kilkunastosekundowym zwiastunie tego meczu, jaki pokazano nam tuż przed wyjściem tenisistek na kort. A Danielle Collins, stojąc w hallu prowadzącym z szatni na arenę, spokojnie wąchała piękne kwiaty umieszczone w wazonach.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek zamieszkała w dzielnicy prestiżu i luksusu!
jeżeli komuś wydawało się, iż Amerykanka ma w sobie przed tym starciem więcej spokoju, to chyba się mylił. Po zaledwie 39 minutach pierwszy set skończył się serwisem Świątek o prędkości 118 mil na godzinę, czyli 190 km/h. I nie pierwszy raz publika na korcie centralnym wydała z siebie pomruk podziwu, w reakcji na to, jak Collins ledwo zdążyła zakryć się rakietą.
Tak, po serwisach Świątek mierzonych w ciało Amerykanki ta często tylko broniła się przed uderzeniem, a nie myślała o dobrym returnie. Collins od początku meczu próbowała atakować podanie Polki, ale nie bardzo potrafiła to zrobić.
Świątek na to nie pozwoliła
Świątek i Collins mierzyły się już po raz dziesiąty. Iga dobrze wiedziała, iż rywalka gra tenis bardzo ofensywny. I choć Polka wygrała aż siedem z ich dziewięciu starć, to zdawała sobie sprawę z tego, iż akurat ta przeciwniczka wyjdzie na kort bardzo pewna siebie.
Collins generalnie jest przekonana o swojej wyjątkowości. A otuchy przed kolejnym spotkaniem ze Świątek na pewno dodał jej ostatni mecz z Polką – w maju pokonała Igę 6:1, 7:5 w Rzymie, na ulubionej mączce Polki. A zatem dlaczego teraz, przed meczem na szybkiej nawierzchni trawiastej, miałaby się obawiać?
Na wimbledońskiej trawie w tym roku Collins błyskawicznie załatwiała sprawę zarówno w pierwszej, jak i drugiej rundzie. W meczach z Osorio i Erjavec spędziła na korcie zaledwie po 53 minuty. W całym turnieju była tą tenisistką, która w drodze do trzeciej rundy grała w sumie najkrócej. A Świątek trochę męczyła się w pierwszej rundzie z Poliną Kudiermietową (7:5, 6:1) i miała sporo kłopotów w drugiej rundzie z Caty McNally (5:7, 6:2, 6:1).
Biorąc to wszystko pod uwagę, a także pamiętając, iż rok temu Collins dotarła w Wimbledonie dalej niż Świątek (do czwartej rundy, gdzie przegrała z późniejszą mistrzynią, Barborą Krejcikovą, natomiast Iga doszła do trzeciej rundy) – wszyscy spodziewali się wyrównanego, a choćby zaciętego meczu.
Dlaczego takiego meczu nie dostaliśmy? Bo Świątek naprawdę była świetnie przygotowana na to wyzwanie. Już w pierwszym gemie meczu zaskoczyła, wychodząc na prowadzenie 40:0 przy serwisie Collins. Wtedy pokazano nam Andy’ego Roddicka.
Trzykrotny finalista Wimbledonu i były numer jeden światowego tenisa wyglądał na trochę zaniepokojego złym wejściem w mecz swojej rodaczki. Po chwili Amerykanka w kapitalnym stylu wygrała aż pięć punktów z rzędu i wyszła na 1:0 z uśmiechem niemal tak szerokim, jak na tym przedmeczowym zdjęciu:
Ale to był chyba pierwszy i ostatni miły moment dla Collins w tym meczu! Świątek najpierw wygrała swojego gema serwisowego, a w kolejnym poszła po przełamanie. Wreszcie wykorzystała piątego już w meczu breakpointa. Po 12 minutach było 2:1 dla Igi, a po 24 minutach – już 4:1 z podwójnym przełamaniem.
Collins coraz częściej niecierpliwiła się w wymianach, które Świątek mądrze przedłużała. Collins nie wyciągała wniosków z dobrych serwisów rywalki. Cały czas zdawała się wierzyć, iż stojąc blisko kortu, a choćby wchodząc w kort, odegra jeszcze mocniej niż dostanie. A głównie broniła się, żeby właśnie piłką mocno serwowaną na ciało nie obrywać.
W dziwny sposób Collins zachowała się przy stanie 4:1, 15:30 i serwisie Świątek. Idze wywołano net, a Danielle nie wiadomo dlaczego przeszła z lewej na prawą stronę, jakby uznała, iż zdobyła punkt i teraz Polka będzie serwowała z drugiej strony. Marcin Muras, który komentował mecz w Polsacie Sport, śmiał się tak samo, jak kibice, którzy gwałtownie uświadomili Amerykance, iż się myli. Komentator mówił o dziwnej pomyłce Collins. Ale Dawid Olejniczak, który komentował mecz razem z Murasem, inaczej interpretował tę sytuację. – Gdyby to nie była Amerykanka z jej dziwnymi zachowaniami, to byłbym w stanie ci uwierzyć – stwierdził. Oczywiście nie wiemy, czy Collins się pomyliła, czy chciała zdekoncentrować i może zdenerwować Świątek. Za to wiemy, iż choć Iga przegrała punkt i w tym gemie przegrywała już 15:40, to świetnie się skupiła, wygrała cztery akcje po kolei i wyszła na 5:1.
Kolejne nieco dziwne zachowanie Collins widzieliśmy po jej asie serwisowym na 5:2. Wtedy Amerykanka zacisnęła pięść z takiej radości, jakby dokonała czegoś wielkiego. Na to też zwrócili uwagę komentatorzy. Świetnie, iż takimi zagrywkami rywalki zupełnie nie zawracała sobie głowy Świątek. Chwilę później Iga zamknęła pierwszą partię wspomnianym już serwisem na ciało o prędkości 190 km/h. W tej partii Iga popełniła tylko sześć niewymuszonych błędów (przy siedmiu winnerach). Collins miała 13 niewymuszonych pomyłek (przy ośmiu uderzeniach kończących). W pierwszym secie Świątek wygrała aż 88 proc. punktów po swoim pierwszym serwisie. A Collins – tylko 55.
Świątek pokazała, iż sztuczna inteligencja się pomyliła
Pierwszy set pokazał, iż w tym meczu Collins nie ma przewagi nad Świątek choćby w tym jednym, jedynym elemencie, który w jej tenisie wyżej oceniała sztuczna inteligencja. Czyli w serwisie.
Serwis Collins nasza tenisistka zaatakowała ponownie od razu w pierwszym gemie drugiego seta. Iga wygrała tego gema do 15. Przy stanie 6:2, 2:0 znów miała breakpointy (dwa), ale tym razem Amerykanka się wybroniła. Jednak świetnie było oglądać mecz, w którym to Collins ciągle musi się bronić.
Świątek była bardzo pewna siebie, skoncentrowana, staranna. Nie oglądała się na swój boks, nie szukała pomocy ani u trenera Wima Fissette’a, ani u psycholożki Darii Abramowicz. I im mocniej się rozpędzała, tym głośniej pokrzykiwała sobie swoje firmowe „Jazda!".
Świątek nie chciała przed tym meczem wchodzić rozmowy pozatenisowe. Nie poświęcała uwagi aferze, jaką niecały rok temu Collins wywołała po ich meczu w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu. Nie rozprawiała też o późniejszym dziwnym zachowaniu Amerykanki, jakim było przedziwne podanie ręki Idze w styczniu, przy okazji finału United Cup. Świątek podkreślała, iż tu chodzi o tenis. I na korcie pokazała Collins, iż w tenisa gra od niej o wiele lepiej. Wygrać z kimś już aż osiem z dziesięciu meczów, to znaczy pokazać mu, iż się go przerasta. Po prostu.
W całym meczu Świątek była lepsza pod każdym względem, a szczególnie warte przytoczenia są statystyki winnerów i niewymuszonych błędów. Polka miała tu zapis 15:10, a Amerykanka - 11:25.
Świątek nie zagra hitu z Rybakiną
W nagrodę za zwycięstwo nad Collins Świątek jest już w czwartej rundzie Wimbledonu 2025. I tam nieoczekiwanie nie zagra z Jeleną Rybakiną.
Mistrzyni Wimbledonu 2022, ćwierćfinalistka Wimbledonu 2023 i półfinalistka Wimbledonu 2024 w trzeciej rundzie sensacyjnie przegrała z Clarą Tauson 6:7, 3:6. I to 22-letnia Dunka, która jest 22. w rankingu WTA, będzie teraz rywalką Świątek. Polka notowana na czwartym miejscu w tym zestawieniu będzie oczywistą faworytką. Zwłaszcza iż dotąd mierzyła się z Tauson dwa razy i oba mecze wygrała. Walka o ćwierćfinał Wimbledonu w poniedziałek.