Niebywałe, co się dzieje w Ekstraklasie. Ekspert nie wytrzymał: "Do jasnej anielki!"

2 godzin temu
Zdjęcie: Canal+ Sport


- Jestem czwarty rok w Canal+ i takiego okresu nie pamiętam. Ja mam swoją teorię tego, co się dzieje - mówi Adam Lyczmański, były arbiter, a w tej chwili ekspert. W rozmowie ze Sport.pl stara się wytłumaczyć fatalną dyspozycję sędziów oraz problemy z systemem VAR. - Włożę kij w mrowisko i będę persona non grata - słyszymy.
Wypełnione stadiony, dobrze punktująca czołówka prezentująca atrakcyjny futbol, sporo bramek i dwa zespoły podbijające Ligę Konferencji - to ekscytujący obraz ekstraklasy z rundy jesiennej 2024/25. Niestety choćby w takiej rzeczywistości na wierzch zaczęły wychodzić negatywy, albowiem znacznie eskalowała liczba skandalicznych pomyłek arbitrów oraz awarie wozów VAR.

REKLAMA







Zobacz wideo Żelazny: Gdyby Zieliński zrobił selfie z Ronaldo w Neapolu, to kibice dostaliby pianę na pysku



Błąd za błędem. Lista coraz dłuższa
W niedzielnej Lidze+ Extra pokazana została grafika rażących błędów sędziowskich. W samym listopadzie było ich aż sześć. W tym dwa spektakularne w postaci rzutu karnego dla Rakowa Częstochowa w starciu z Jagiellonią za "padolino" Michaela Ameyawa oraz spalony widmo w meczu Szwecja - Azerbejdżan w Lidze Narodów, który prowadził Paweł Raczkowski.





Błędy sędziów w Ekstraklasie Canal+ Sport, Liga+ Extra


Niestety wydarzenia minionego weekendu sprawiły, iż na tej liście dopisane powinny zostać trzy kolejne sytuacje:

brak rzutu karnego dla Cracovii za rękę Pawła Wszołka;
brak czerwonej kartki dla Lukasa Podolskiego za brutalny faul oraz niesportowe zachowanie;
niesłuszna druga żółta kartka dla Mateusza Żyry w meczu Puszcza - Widzew.

Nie tylko błędne interpretacje tych zdarzeń przez sędziego głównego oburzają kibiców oraz trenerów. Całkowicie dysfunkcyjny stał się system VAR, który aż dwukrotnie nie spostrzegł haniebnego zachowania Podolskiego. Na domiar złego w Zabrzu powtórzyła się sytuacja z Białegostoku, gdy początek meczu odbywał się bez VAR-u na skutek jego awarii.



Ekspert mówi wprost: "takiego okresu nie pamiętam"
O przyczynach słabej kondycji polskich sędziów rozmawiamy z Adamem Lyczmańskim, byłym sędzią, a w tej chwili ekspertem Canal+ Sport. - Jestem czwarty rok w Canal+ i takiego okresu nie pamiętam. Ja mam swoją teorię tego, co się dzieje - mówi w rozmowie ze Sport.pl.
- Jakby jadł pan codziennie na obiad kotleta schabowego, to po około trzech tygodniach nie mógłby pan na niego patrzeć. U sędziów jest podobnie z meczami. Mamy 16. kolejkę, a wielu sędziów w każdy weekend prowadzi jeden mecz na VAR, drugi jako główny, do tego u niektórych dochodzą europejskie puchary i cała logistyka podróży. W minionej kolejce sędzia Karol Arys jechał ze Szczecina do Białegostoku, a potem do Gdyni - zauważa Lyczmański.
- Błędy wynikają z czynnika ludzkiego. Natomiast nie z braku wiedzy, a po prostu zmęczenia. To jest największy problem. Liczba osób, która się tym zajmuje, która co tydzień obsługuje wóz VAR na dziewięciu meczach ekstraklasy, jest naprawdę niewielka. Jednak sędziów młodych jest mnóstwo. Jaki byłby problem, żeby taki arbiter dostał doświadczonego kolegę na VAR, aby się szkolić? Problem leży w małej liczbie sędziów na najwyższym szczeblu. W pewnym momencie nie da się oszukać organizmu i potem dochodzi do takich sytuacji. Ja nie wierzę, iż ktoś, kto jedzie 500 km i sędziuje mecz, drugiego dnia robi kolejne 150 km, jest wypoczęty. To jest nie tylko zmęczenie fizyczne, ale także obciążenie psychiczne - podkreśla nasz rozmówca.
Liczne awarie VAR-u. Wędrówki Marciniaka
Wydarzenia z ostatnich tygodni i liczne awarie wozu VAR (w przeszłości było ich więcej niż tylko w Białymstoku oraz Zabrzu) spotęgowały dyskusje o centrum VAR, które mogłoby mieścić się w okolicach Warszawy. Podobna centralizacja panuje w wielu topowych ligach: w Anglii, Hiszpanii, Włoszech czy Niemczech. Natomiast PZPN i Ekstraklasa od początku systemu wideoweryfikacji w Polsce - tj. 2018 rok - postawiła na wozy jeżdżące po stadionach. Niestety z biegiem lat sprzęt się zużył, stan techniczny jest kiepski. Live Park - firma odpowiadająca za realizacje meczów - wielokrotnie to podkreślała, jednakże nikt nie zainterweniował, co znacznie zawyżyło częstotliwość awarii. Irytacja sędziów jest ogromna, do tego stopnia, iż Szymon Marciniak pierwsze pół godziny meczu Górnik - Piast musiał oglądać z wozu transmisyjnego telewizji Canal+. Dopiero później VAR zaczął działać prawidłowo, choć i to nie pomogło w dobrej ocenie sytuacji z Lukasem Podolskim.



- W polskiej piłce wydawane są potężne pieniądze, a na centrum VAR-owe, które wszystkim by zrobiło dobrze, potrzebny byłby tego promil. Ograniczamy wtedy potencjalne błędy, bo cała logistyka jest zupełnie inna. Ja to metaforycznie porównuję do kierowców tira, który ma tachograf i w pewnym momencie musi odpocząć. Robi to także dla dobra innych, bo może stać się krzywda. To jest problem, bo nie wierzę, iż leży on w interpretacji zdarzeń. Chociaż z drugiej strony trudno wytłumaczyć brak czerwonej kartki dla Podolskiego - mówi Adam Lyczmański.
"Może włoży kij w mrowisko"
Były arbiter zauważa jednak, iż zbyt duża uwaga jest przywiązywana do systemu i pomocy wideoweryfikacji, bo wiele sytuacji jest klarownych już podczas oceny "z boiska". Mimo to sędziowie główni zawodzą. - W przypadku meczu Jagiellonia - Raków i rzutu karnego wszyscy rozwodzili się nad niedziałającym VAR-em, ale do jasnej anielki! To jest tak prosta sytuacja, iż sędzia nie potrzebuje VAR-u, aby uznać, iż to jest wymuszenie. To jest niemożliwe - irytuje się Lyczmański. - W poniedziałek doszła druga żółta kartka w meczu Puszcza - Widzew dla Mateusza Żyry... Przepraszam, ale na poziomie ekstraklasy to nie może się zdarzyć. To jest młody sędzia [Marcin Szczerbowicz - red.], fajnie, iż sędziuje, ale to kolejne źle odczytane zdarzenie - kontynuuje.



Automatycznie na myśl nasuwa się pytanie o jakość szkolenia arbitrów, skoro ich liczba na najwyższym poziomie jest tak mała, iż międzynarodowi sędziowie są bardzo eksploatowani. - Jest kilka tysięcy młodych sędziów, duża grupa w I czy II lidze. Ja będę ich promował, mimo iż wśród doświadczonych arbitrów międzynarodowych będę przez to persona non grata. Może włożę kij w mrowisko, ale do mnie dochodzą wiadomości od sędziów niższego szczebla z pytaniem: "o co chodzi w meczu w Zabrzu?". To raczej nie ja powinienem na nie odpowiadać, a ich przełożony. Coś jest nie tak skoro arbitrzy, którzy się szkolą, przecierają oczy ze zdumienia. Może trzeba to w końcu głośno powiedzieć - powiedział Lyczmański. - Mnie bardzo często pytano o rankingi, oceny sędziów. Od 2008 r., gdy zacząłem sędziować na poziomie ekstraklasy, nigdy nie widziałem żadnego rankingu sędziowskiego, mimo iż zmieniały się władze. Na jakiej podstawie ktoś jest kwalifikowany na szczebel międzynarodowy? Za czasów sędziowskich przeżyłem kilku przewodniczących kolegium sędziów i czasami musiałem podejmować decyzje wbrew własnej woli, bo takie były zalecenia - wręcz nakazy - jednego z szefów: ma być tak i koniec, a dziś chyba tego brakuje - podsumowuje.
Tomasz Mikulski, przewodniczącym Kolegium Sędziów Polskiego Związku Piłki Nożnej, w rozmowie z weszlo.com opublikowanej 24 listopada bagatelizował sytuacje, mówiąc, iż "błędy były, są i będą", a z sędziowaniem wcale nie jest gorzej, niż wcześniej. - To zbyt surowa ocena. Tak dalekich wniosków bym nie wyciągał, ale niewątpliwie te pozaboiskowe zdarzenia, które miały miejsce, bardzo negatywnie wpłynęły na wizerunek i odbiór pracy polskich sędziów. I w jakiś sposób ugodziły w ich profesjonalizm. Nie sposób ukryć, iż to, co stało się poza boiskiem, było dużym ciosem - mówił Mikulski dla weszlo.com. Mowa tu przede wszystkim o zawieszonych Bartoszu Frankowskim i Tomaszu Musiale, którzy pod wpływem alkoholu ukradli znak drogowy. Z kolei Krzysztof Jakubik jest oskarżony o znęcanie się nad swoją byłą partnerką. To kolejna "szafa z brudami", która przygniata polskie środowisko sędziowskie. - O tym byśmy mogli rozmawiać cały dzień - krótko ucina Lyczmański.
Idź do oryginalnego materiału