Nie do wiary! Sędzia uratował Lecha przed totalną kompromitacją!

3 godzin temu
Na papierze mecz Gryfa Słupsk (IV liga) z Lechem Poznań (Ekstraklasa, mistrz Polski) w 1/16 finału Pucharu Polski uchodził za absolutną formalność dla podopiecznych Nielsa Frederiksena. Puchar Polski rządzi się jednak innymi prawami. Czwartoligowiec postawił się Lechowi i był blisko, by doprowadzić do dogrywki. Od absolutnej kompromitacji Lecha uratował fakt, iż kapitan Gryfa był na spalonym przy golu na 2:2.
- No co, no, polska jesień, gramy - to słowa delegata z PZPN-u (którego cytował Grzegorz Hałasik z Polskiego Radia Poznań) przed meczem Gryfa Słupsk z Lechem Poznań w 1/16 finału Pucharu Polski. Murawa na stadionie klubu z IV ligi była grząska, co mogło zwiastować problemy mistrza Polski. W 19. minucie Lech przyspieszył grę. Pablo Rodriguez odegrał z pierwszej piłki do Filipa Jagiełły, który wbiegał w pole karne Gryfa. Jagiełło bez problemu pokonał bramkarza, a Lech prowadził 1:0.


REKLAMA


Zobacz wideo Bartosz Mrozek wprost o tym, co zrobił Lech Poznań


Dwa gole Lecha w pierwszej połowie. Mrozek uratował Lecha w końcówce
W Słupsku liczyli na kolejną niespodziankę w Pucharze Polski. W poprzedniej rundzie czwartoligowiec wyeliminował Polonię Warszawa. Gryf wszedł dobrze w mecz z Lechem. Do 19. minuty Gryf miał dwie okazje pod polem karnym. Ostatecznie nie było groźnego strzału na bramkę mistrzów Polski - w jednej z sytuacji Bartosz Mrozek złapał piłkę. Najgroźniej było po stałych fragmentach gry, gdzie do piłki ruszali rośli obrońcy Gryfa.
Po stronie Lecha najbardziej aktywnymi piłkarzami byli Taofeek Ismaheel czy Joel Pereira. Akcje głównie szły prawą stroną z perspektywy Lecha. W 23. minucie Mikael Ishak pokonał bramkarza Gryfa, ale był na spalonym. Jedenaście minut później Lech już prowadził dwiema bramkami. Rodriguez dośrodkował piłkę w pole karne, Ishak uderzył ją głową, a Pereira skorzystał z tego, iż piłka spadła pod jego nogi i strzelił gola.


W samej końcówce zrobiło się groźnie pod bramką Lecha. W ostatnich sekundach pierwszej połowy było spore zamieszanie, a wcześniej Mrozek dobrze interweniował, broniąc strzał Damiana Wojdy w swoim polu karnym. Gryf oddał sześć strzałów (o dwa więcej niż Lech), a dwie próby były celne.
Lech był o krok od kompromitacji. Uratował go spalony
W przerwie Niels Frederiksen zmienił Ishaka i Jagiełłę, i wprowadził Yannicka Agnero oraz Gisliego Thordarsona, by oszczędzać swoje gwiazdy. Ten duet mógł idealnie wejść w mecz, bo Thordarson dośrodkowywał piłkę w pole karne Gryfa, a Agnero uderzył na bramkę. Piłka poleciała tuż obok prawego słupka. W 50. minucie Agnero dobrze się obrócił, ale uderzył piłkę obok słupka.


Zobacz też: Są wielkości Raciborza, zadziwiają całą Europę. "Najsilniejsi w historii"
Minęły zaledwie cztery minuty, a trybuny w Słupsku oszalały. Damian Wojda dostał piłkę prostopadłą na połowie Lecha. Żaden z piłkarzy Lecha nie doskoczył do zawodnika Gryfa. Wojda wbiegł pole karne, uderzył piłkę w kierunku dalszego słupka i sprawił, iż było już "tylko" 1:2. Choć padał deszcz, to w Słupsku zrobiło się bardzo gorąco na trybunach.


Jeszcze przed golem Gryfa Lech miał kilka szans, by podwyższyć prowadzenie, głównie za sprawą Agnero. Napastnik Lecha nie miał jednak szczęścia, choćby po uderzeniach piłki głową. W 58. minucie do uderzenia doszedł Alex Douglas, natomiast jego próba też była niecelna.
W kolejnych minutach nie było wielu konkretnych okazji po obu stronach, choć każda akcja Gryfa na połowie przeciwnika wywoływała duże emocje na trybunach. W 65. minucie Rodriguez upadł w polu karnym gospodarzy, natomiast sędzia nie dał Lechowi rzutu karnego.


Czternaście minut później Thordarson miał "setkę" w polu karnym rywala, natomiast uderzył piłkę wprost w bramkarza.
W 86. minucie przez chwilę było 2:2. Mateusz Skrzypczak pokonał własnego bramkarza po uderzeniu piłki głową, ale miał szczęście, bo w momencie dośrodkowania Piechowski był na spalonym. To była czerwona lampka ostrzegawcza dla mistrzów Polski na ostatnie minuty tego spotkania.
W ostatniej akcji meczu Gryf miał rzut wolny i wszyscy piłkarze gospodarzy ruszyli w pole karne Lecha. Strzału nie było, a Lech miał pustą bramkę przy kontrataku. Przy bramce był Sammy Dudek i Gisli Thordarson, ale Islandczyk przy podaniu był na spalonym. Gol na 3:1 nie mógł więc zostać uznany.
Ostatecznie Lech uratował się od kompletnej kompromitacji i wygrał 2:1 z Gryfem. Mistrzowie Polski są już w 1/8 finału Pucharu Polski.
Idź do oryginalnego materiału