Nie do wiary, co zrobiła Sabalenka. Kibice w Rzymie łapali się za głowy

3 godzin temu
Sensacyjna porażka Aryny Sabalenki w Rzymie! Liderka rankingu pierwszy raz w karierze uległa Qinwen Zheng 4:6, 3:6. Chinka zagrała jak Iga Świątek z najlepszych lat. Wytrzymała potężne uderzenia Białorusinki, których prędkości na żywo robi jeszcze większe wrażenie niż w telewizji.
Aryna Sabalenka w sześciu pojedynkach jeszcze nigdy nie przegrała z Qinwen Zheng, dominuje w kobiecych rozgrywkach, w których prowadzi jako liderka rankingu już od ośmiu miesięcy. Tłumy kibiców schodziły się przez dobre kilkadziesiąt minut w Rzymie na kort centralny, by zobaczyć, jak tym razem Białorusinka poradzi sobie z chińską mistrzynią olimpijską.


REKLAMA


Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"


Zamieszanie było tym większe, iż blisko kompleksu kortów Foro Italico w środę rozgrywany był finał Pucharu Włoch w piłce nożnej Milan - Bologna. Hałas fanów tenisowych i piłkarskich mieszał się, do tego co chwilę na sygnale przejeżdżała policja lub karetka. A i jeszcze w połowie seta nad kortami latał policyjny helikopter. Zheng kilkukrotnie spoglądała w górę. Czuć było, iż to ją trochę dekoncentruje, ale utrzymała nerwy na wodzy.
Zheng zaskoczyła Sabalenkę
To dowód, jak świetnie Chinka weszła w to spotkanie. W dłuższej perspektywie nic nie było w stanie ją wybić z uderzenia. Radziła sobie z mocnymi, płaskimi zagraniami Białorusinki. Z perspektywy trybun uderzenia Sabalenki robią jeszcze większe wrażenie niż w telewizji. Piłka leci tak szybko, iż aż ciężko nadążyć wzrokiem, a co dopiero ją odbić.
Czytaj także: Andriejewa nie ukrywa tego dłużej
Zheng znalazła na to sposób - odgrywała lżej, ale bardzo głęboko stosując mocny topspin. Dzięki temu ograniczała ryzyko pomyłki, a jednocześnie posyłała na tyle głębokie piłki, iż rywalka nie zawsze miała jak zaatakować. A przecież Sabalenka lubi atakować i dlatego z minuty na minutę coraz częściej denerwowała się.


Na nic owacje na trybunach od rzymskiej publiki po kolejnych efektownych dropszotach Sabalenki. Od połowy zeszłego sezonu urozmaiciła swój styl gry - nie opiera go już tylko na mocy uderzeń, ale także technicznych popisach, finezji, slasjach i skrótach. Problem w tym, iż w ćwierćfinale w Rzymie mogła opierać się głównie na technicznych szaleństwach. Jej podstawowy argument w postaci potężnych, płaskich zagrań zawodził. Gdy popsuła dwa mocne forhendy, przegrała seta 4:6.
Chinka grała bardzo mądrze, bo nie tylko unikała krótkich piłek, ale także serwowała głęboko, na ciało rywalki. Liderka rankingu miała z tym problemy. Mistrzyni olimpijskiej pomogło także szczęście i to w kluczowym momencie. Ostatni gem otwierającej partii, 0:15. Zheng posyła bardzo wolne podanie, ale piłka odbiła się nierówno i leci wysoko. As, Białorusinka stoi jak wryta, uśmiecha się krzywo. Kibice na trybunach zaskoczeni tym, co zobaczyli, Chinka przeprasza. Takie sytuacje zdarzają się na kortach ziemnych, zwłaszcza w połowie turnieju, gdy nawierzchnia nie jest już idealnie przygotowana.


Następna akcja i znów as Chinki. Nie wypuściła już tego, a w drugim secie poszła za ciosem, wychodząc gwałtownie na 2:0. Numer jeden rankingu kręciła głową z irytacji, rozkładała szeroko ręce patrząc w kierunku swojego boksu. Miała pretensje do siebie, iż popełnia tyle błędów i nie potrafi zareagować na to, co proponuje rywalka. Kibice łapali się za głowy po jej kolejnych pomyłkach.
Chinka wytrzymała
Fani z całych sił zachęcali Sabalenkę do walki. Od połowy drugiej partii po każdej wygranej piłce otrzymywała duże wsparcie. Widać było, iż to nie jest jej najlepszy dzień, a Zheng z kolei nie obniżała poziomu. Ograniczała niewymuszone błędy do minimum, momentami też tak potrafiła się odgryźć płaskim winnerem z forhendu, iż przeciwniczka mogła jej tego pozazdrościć.


Qinwen Zheng zaimponowała w końcówce, bo choć nie wykorzystała szans na wyższe prowadzenie, to nie speszyła się tym. Miała dwa break pointy na 4:1, cztery szanse na 5:2. Wszystko na nic, ale przy własnym podaniu dalej była bardzo regularna i w nagrodę zwyciężyła 6:4, 6:3.
Chinka zagrała jak Iga Swiątek z najlepszych czasów na nawierzchni ziemnej. A może także, jak przystało na mistrzynię olimpijską z zeszłego roku, gdzie złoty medal zdobyła na kortach Roland Garros. Po fantastycznym ubiegłym roku pierwsze miesiące tego sezonu nie były dla niej udane, ale wydaje się, iż Qinwen Zheng wraca do lepszej formy. Pierwsza wygrana z Sabalenką może jej dodać wiatru w żagle.


Białorusinka zakończyła spotkanie w najgorszy możliwy sposób - podwójnym błędem serwisowym. To najlepsze podsumowanie jej środowego występu. Znacznie poniżej możliwości, co oznacza, iż nie obroni punktów za zeszłoroczny finał w Rzymie. I powstaje wątpliwość, czy choć wyraźnie prowadzi w rankingu, to czy jest aż tak zdecydowaną faworytką do wygrania nadchodzącej imprezy wielkoszlemowej w Paryżu? W Roland Garros nigdy nie doszła jeszcze do finału. Turniej w stolicy Francji rusza już 25 maja.
Idź do oryginalnego materiału