Przed swoim debiutanckim sezonie w NBA Victor Wembanyama był otoczony ogromnym szumem medialnych, co nie może dziwić, gdy weźmie się pod uwagę za jaki fenomen był i jest uważany. Chyba żaden debiutant nie przyciągał aż takiej uwagi od czasów LeBrona Jamesa. Niestety, bycie na świeczniku ma też swoje złe strony. W przypadku podkoszowego San Antonio Spurs najwyraźniej prawdą okazało się powiedzenie, iż nie powinno się nigdy spotykać swoich idoli.
Podobnie jak swego czasu LeBron James, Victor Wembanyama również sprostał absurdalnym oczekiwaniom, a może wręcz je przekroczył? Choć nie załapał się jeszcze do Meczu Gwiazd, zakończył swój sezon z nagrodą dla debiutanta roku, przewodząc San Antonio Spurs w wielu kluczowych kategoriach statystycznych. Notował średnio 21,4 punktu, 10,6 zbiórki, 1,2 przechwytu oraz 3,6 bloku.
W znakomitej postawie wciąż młodego Francuza trudno dopatrywać się znamion przypadku. Wemby i jego zespół od lat ciężko pracowali, by ukształtować go na zawodnika gotowego do gry w najlepszej lidze świata. Swoje dodał też sztab szkoleniowy Spurs, dowodzony przez legendarnego już Gregga Popovicha. Jednak, mimo iż sam również wkładał niezbędny wysiłek, aby rywalizować na najwyższym poziomie, 20-latek ku swojemu zdziwieniu odkrył, iż niektórzy gracze, których podziwiał, nie wykazywali tego samego zaangażowania w dążeniu do doskonałości.
Przed rozpoczęciem drugiego sezonu, Victor znalazł się na okładce magazynu Sports Illustrated. W międzyczasie znalazł również chwilę, by udzielić wywiadu, w którym nie zabrakło znajomych mu tematów, jak „Gwiezdne Wojny”, kosmici czy kooperacja z Chrisem Paulem. Prawdziwą furorę jednak zrobiła jego wypowiedź dotycząca rozczarowania swoimi (byłymi?) idolami, która stała się viralem, a internauci starają się zgadnąć kogo konkretnie Wemby miał na myśli, bowiem sam tego nie zdradził.
– Najlepsi zawodnicy w tej grze mają swoje dobre i złe strony. Zaczynając od pozytywnych aspektów, niektórzy z nich są naprawdę imponujący i inspirujący w swoim podejściu do gry, jakie prezentują każdego wieczoru. Są jednak też inni, których kiedyś lubiłem, a teraz już nie jestem pewien czy wciąż na to zasługują. Nie wydają się wkładać w grę tyle pracy, ile można by się było spodziewać – stwierdził Victor.
Kontrowersyjna wypowiedź jak na wciąż zaledwie 20-letniego zawodnika, który ma za sobą zaledwie jeden sezon w NBA. W tym przypadku nie podał żadnych nazwisk, ale gdy został zapytany o to, kogo w takim razie wciąż podziwia, nie miał oporów przed tym, by wspomnieć konkretnych zawodników, w tym kolegę z reprezentacji Francji.
– Niektóre z osób, które oglądałem dorastając nie rozczarowują mnie, ale dziś patrząc na nich mówię sobie: „To tyle?”. Ale w innych przypadkach, mówię tu na przykład o KD (Kevinie Durancie – przyp. aut.) czy Rudym Gobercie, którego miałem okazję lepiej poznać podczas wspólnych występów w kadrze narodowej, znam i podziwiam ich etykę pracy. Wiem, jak postrzegają grę i to jest wyjątkowo inspirujące. Chcę robić to samo – powiedział środkowy Spurs.
Wygląda na to, iż zdaniem Victora z idolami bywa tak jak z rodziną, z którą nierzadko najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Chociaż z jakichś powodów nie zdecydował się podać, o kogo mu chodzi, jego wypowiedź i tak jest bardzo odważna, nacechowana wyjątkową pewnością siebie. Nie wspominając już o tym, iż w tak młodym wieku Wemby już potrafi dostrzec prawdziwych koszykarskich zapaleńców. Umiejętność oddzielenia ich od zwyczajnych „leniuchów” to przydatna cecha, szczególnie, iż o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, 20-latek będzie tylko lepszy, a wtedy 3/4 ligi będzie chciało grać z nim w jednej drużynie.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.