Nie nazwiemy go jeszcze nowym Michaelem Jordanem, który zbawi Chicago Bulls, ale Coby White z tygodnia na tydzień coraz wyraźniej daje do zrozumienia, iż niedługo może już oficjalnie należeć do grona ligowych gwiazd. Rozgrywający Byków ma za sobą kilka fantastycznych spotkań, które zostały już wyróżnione przez NBA.
Minionej nocy Coby White poprowadził Chicago Bulls do zwycięstwa nad faworyzowanymi Denver Nuggets, zdobywając aż 37 punktów. Tym samym ekipa z Wietrznego Miasta wygrała już 8 z 10 ostatnich spotkań i umocniła swoją pozycję na miejscu premiowanym grą w turnieju play-in. Podopieczni Billy’ego Donovana zajmują w tej chwili 9. miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej z bilansem 32-40.
Wspomniany White ma za sobą okres fantastycznej gry. W 10 ostatnich spotkaniach, z których Bulls wygrali aż osiem, zdobywał on średnio 30,6 punktu, 4,5 zbiórki, 3,6 asysty oraz 0,7 przechwytu na mecz, trafiając średnio 50,7% wszystkich rzutów z gry, w tym 36,8% zza łuku.
Popisy Coby’ego zostały docenione przez przedstawicieli ligi. Rozgrywający został bowiem wybrany najlepszym zawodnikiem Konferencji Wschodniej minionego tygodnia. W czterech meczach Byków (bilans 3-1) notował 30,3 punktu, 4,0 asysty oraz 3,3 zbiórki na mecz. Tego samego zaszczytu na Zachodzie dostąpił Kevin Durant.
Najlepsi zawodnicy poprzedniego tygodnia:
Coby White (Chicago Bulls)
Kevin Durant (Phoenix Suns)
Rozgrywający Byków prezentuje w ostatnich tygodniach fantastyczny basket #NBAPL
pic.twitter.com/d9HynRaMxL
White ma w tym sezonie największy ‘usage’ (procent kończenia akcji rzutem, asystą lub stratą w jego wykonaniu) w swojej karierze (24,8%). Podobny wynik (24,4%) osiągnął w swoim debiutanckim sezonie, kiedy to stawiano na rozwój tercetu z Laurim Markkanenem i Zachiem LaVinem, jednak wówczas notował zdecydowanie mniejszą średnią zdobytych punktów na rzut (wtedy — 102,9; w tej chwili — 120,1).
Zwiększony ‘usage’ doprowadził do największej liczby rzutów za trzy w jego karierze, choć łączna liczba prób z gry jest niemal identyczna, co w poprzednich rozgrywkach. Mówiąc wprost — w tej chwili ponad 50% rzutów White’a to próby zza łuku, choćby o ile wykluczymy próby z własnej połowy, które w znakomitej większości nie odnajdują drogi do kosza z wiadomych przyczyn.
Oprócz White’a na szczególne wyróżnienie zapracował w ostatnim czasie Josh Giddey, któremu w wygranym aż 146:115 starciu z Los Angeles Lakers zabrakło zaledwie dwóch przechwytów do quadruple-double (15 punktów, 17 asyst, 10 zbiórek, 8 przechwytów). Wszechstronny Australijczyk zdecydowanie poprawił swoją skuteczność zza łuku względem debiutanckiego sezonu (z 26,3% do 38,2%) i tworzy w tej chwili fantastyczny duet z Cobym, notując samemu 22,6 punktu (54,3% z gry, 53,1% za trzy), 10,2 zbiórki, 9,1 asysty, 1,6 przechwytu i 0,8 bloku w 12 ostatnich występach.
W poprzednich rozgrywkach — jeszcze w barwach Oklahoma City Thunder — jednym z największych problemów Giddey’ego była niechęć do rzutów zza łuku, które stanowiły jedynie 28% wszystkich jego prób (tyle samo, co m.in. Giannis Antetokounmpo). Zespoły odpuszczały przez to krycie 22-latka w okolicach linii 7,24 metra, podobnie jak swego czasu podchodzono do obrony Russella Westbrooka. Oprócz skuteczności za trzy Giddey poprawił jednak w tym roku również częstotliwość tego typu rzutów (szczególnie tych nie z narożnika).
W jego statystykach widać również inną, rzucającą się w oczy zmianę. Procent trafień, które Giddey zaliczył po asyście partnera, spadł znacząco w rzutach za trzy, z półdystansu oraz na obręczy (tutaj różnica jest największa: 60% -> 44%). Sugeruje to, iż Giddey częściej sam wypracowuje sobie pozycje strzeleckie, na co w Thunder nie miał zbyt wielu okazji. Tam miał odpowiadać przede wszystkim za wyprowadzanie piłki i np. ścinanie pod kosz, a finalizacją zajmowali się przede wszystkim Shai Gilgeous-Alexander, Jalen Williams czy Chet Holmgren.
W obecnej dyspozycji Bulls mogą być wyjątkowo niewygodnym rywalem w turnieju play-in. Na ten moment — w przypadku zwycięstwa Chicago z Miami Heat — o miejsce w play-offach podopieczni Billy’ego Donovana walczyliby z przegranym Atlanta Hawks — Orlando Magic, po czym czekałoby ich starcie z Cleveland Cavaliers. Choć ekipa z Ohio byłaby zdecydowanym faworytem tej rywalizacji, to istnieje spora szansa, iż do awansu będzie potrzebowała więcej niż cztery czy pięć meczów.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!