Przyzwoicie rozpoczął się nowy sezon dla Houston Rockets. Podopieczni Ime Udoki legitymują się w tym momencie pozytywnym bilansem 5-3 i są na dobrej drodze do walki o awans do fazy play-off. Spora w tym zasługa takich graczy, jak Jalen Green, Alperen Sengun czy Jabari Smith Jr, od postawy których w największej mierze zależy powodzenie kampanii ekipy z Teksasu. Jeff Green z kolei pełni już w zespole tylko marginalną rolę, ale nie przeszkodziło mu to w ustanowieniu pewnego unikalnego rekordu.
Gdy 38-letni w tej chwili skrzydłowy wchodził do NBA, był rok 2007. W najlepszej lidze świata grali jeszcze Seattle SuperSonics, zaś wspomniany we wstępie Jalen Green miał zaledwie pięć lat. Jeff Green został wybrany z piątym pickiem draftu przez Boston Celtics, ale niedługo potem, w towarzystwie Wally’ego Szczerbiaka i Delonte Westa udał się właśnie do Seattle w zamian za Raya Allena i Glena Davisa. Wtedy właśnie rozpoczęła się kariera, w której z niejednego koszykarskiego pieca chleb jadł. Obecny sezon jest już jego siedemnastym na parkietach najlepszej ligi świata.
Tymczasem to nie koszykarska długowieczność czyni Wujka Jeffa (taki pseudonim nadał mu w 2009 roku sam LeBron James, porównując Greena do „tego wujka, z którym grałeś kiedyś w koszykówkę, który da ci wycisk pod koszem i sprawi iż się zezłościsz”, co adekwatnie od razu się przyjęło) tak interesującą postacią. Houston Rockets, których barwy reprezentuje obecnie, to zaledwie jedna z aż jedenastu drużyn, w których widziano go na przestrzeni lat. Nic dziwnego, iż w międzyczasie zdołał napotkać na swojej drodze wielu koszykarzy, z którymi dzielił szatnię.
W tym kontekście mniej zaskakującym wydaje się, iż to właśnie 38-latek pobił należący dotychczas do Vince’a Cartera pozornie mało znaczący rekord pod względem… ilości kolegów z drużyny, z którymi grał. Reprezentując barwy Sonics (w międzyczasie przemianowanych na Oklahoma City Thunder), Celtics, Denver Nuggets (był w składzie mistrzowskiej drużyny w okresie 2022-23), Memphis Grizzlies, Cleveland Cavaliers, Washington Wizards, Orlando Magic, Brooklyn Nets, Utah Jazz, Los Angeles Clippers i wreszcie Rockets, grał łącznie wespół w zespół z – bagatela – 263 różnymi zawodnikami.
Do tej pory liderem był słynny Air Canada z liczbą 261, jednak pojawienie się w Houston debiutantów – Reeda Shepparda, Jacka McVeigha i N’Faly’ego Dante umożliwiło Wujkowi Jeffowi awans na pierwsze miejsce w umownej tabeli. Kolejne miejsca zajmują inni włóczykije z NBA, jak choćby Trevor Ariza (259), Garrett Temple (250) czy JaVale McGee (245). Na przeskoczenie Greena w tabeli szanse mają jedynie dwaj ostatni. 38-letni Temple jest zawodnikiem Toronto Raptors, ale odgrywa w drużynie marginalną rolę, z kolei dwa lata młodszy McGee niedawno był wymieniany jako potencjalny kandydat do zatrudnienia przez Indiana Pacers, którzy mają deficyt graczy podkoszowych.
Wprawdzie wychowanek Georgetown nie gra już zbyt wiele, jego nabyte przez lata doświadczenie i koszykarska wiedza sprawiają, iż wciąż może być użyteczny jako mentor dla młodych zawodników Rockets. Chyba głównie z tego powodu w Houston zdecydowano się aktywować wartą 8 mln dol. opcję drużyny na sezon 2024-25 zawartą w kontrakcie zawodnika. Można się zastanawiać, czy Wujek Jeff zasługuje na takie pieniądze, jednak nie da się ukryć, iż pobity przez niego rekord jest świadectwem zdolności skrzydłowego do adaptacji i jego długowieczności w lidze – cech, które sprawiały, iż przez niemal dwie dekady pozostawał wartościowy dla różnych drużyn. choćby jeżeli teraz boiskowo pozostaje już tylko sympatyczną ciekawostką, grającą z kolegami w papier, kamień, nożyce o to, kto pierwszy wejdzie na parkiet podczas garbage time.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.