Pierwszy mecz tegorocznych Finałów NBA już za nami. Obyło się bez niespodzianek – Boston Celtics dość wyraźnie pokonali Dallas Mavericks. Również zgodnie z oczekiwaniami, z niezbyt miłym przyjęciem ze strony zgromadzonej w TD Garden widowni spotkał się jeden z czołowych graczy ekipy przyjezdnych, Kyrie Irving.
Kontrowersyjne relacje pomiędzy popularnym Uncle Drew a ekipą Boston Celtics, gdzie grał w latach 2017-19, były i są jednym z najczęściej poruszanych tematów dotyczących tegorocznych Finałów NBA. Kyrie Irving trafił do Massachussets w ramach wymiany z Cleveland Cavaliers, zgodnie z którą do Ohio przenieśli się Isaiah Thomas, Ante Zizic, Jae Crowder oraz pierwotnie należący do Brooklyn Nets pierwszorundowy pick z draftu 2018, który Cavs zamienili na Collina Sextona.
Gdy urodzony w Australii rozgrywający dołączył do Celtics, chyba wszyscy spodziewali się, iż już niedługo poprowadzi ich do pierwszego tytułu mistrzowskiego od 2008 roku. Fakty okazały się jednak inne, a sposób, w jaki Irving rozstał się z ekipą z Bostonu do dziś sprawia, iż w oczach jej sympatyków wciąż jest – i pewnie jeszcze długo będzie – uważany za persona non grata.
Dowodem może być choćby rozegrany ubiegłej nocy pierwszy mecz pomiędzy C’s a Dallas Mavericks, gdy Kyrie spotkał się z płynącą w jego stroną kanonadą buczeń i wyzwisk, a to był dopiero początek. Inna sprawa, iż sam zainteresowany się za bardzo nie przejął, a na pomeczowej konferencji prasowej stwierdził, iż spodziewał się „głośniejszego przywitania”.
Nowe światło na epizod Kyrie’ego w Bostonie rzucił Chris Mannix. Dziennikarz Sports Illustrated wyraźnie dał do zrozumienia co było powodem tego, iż choć Irving chciał i próbował znaleźć dla siebie miejsce w ekipie Celtics, ostatecznie mu się to nie udało i skończyło się na obróceniu panującej w drużynie chemii i morale w proch i pył.
– Do szczególnie wielu tarć dochodziło między Irvingiem a Jaylenem Brownem czy też Alem Horfordem. Największym problemem, jaki miał Kyrie w Bostonie było to, iż chciał nadmiernie wykorzystać fakt bycia jedynym w rosterze zawodnikiem, który znał smak mistrzostwa NBA. Z tego tytułu niezależnie od wszystkiego zawsze chciał postawić na swoim – powiedział Mannix na łamach NBC Sports Boston.
– Działał po prostu na takiej zasadzie, jakby chciał przekazać pozostałym zawodnikom Celtics: „To ja mam mistrzowski pierścień, a nie wy. Nic nie wiecie. Kto nie jest ze mną, ten jest przeciwko mnie.” To zwyczajnie nie mogło mieć pozytywnego wpływu na szatnię – dodał dziennikarz SI.
Można pokusić się o stwierdzenie, iż to by wiele wyjaśniało. Pobyt Kyrie’ego Irvinga w Bostonie już chyba zawsze będzie postrzegany jako porażka, ponieważ ta drużyna – pomimo posiadania mocnego składu, przynajmniej na papierze – nie tyle nie zdobyła mistrzostwa NBA, co choćby nie potrafiła dostać się do Finałów. Być może w tym roku C’s wreszcie sięgną po upragnione trofeum, a Uncle Drew będzie mógł się tylko przyglądać.