Dwa tygodnie nowego sezonu to jeszcze za mało, żeby wyciągać daleko idące wnioski, ale wystarczająco, żeby zobaczyć pewne tendencje. Można po takim czasie określić kto dobrze przepracował okres między sezonami i kto już teraz zrobił postęp. Na zestawienie takich graczy zapraszam w dzisiejszym felietonie.
Sezon 2023/24 był wyjątkowy dla Jalena Johnsona. Wreszcie przebił się do pierwszej piątki Atlanta Hawks i był jej wyróżniającym się graczem. W każdej kategorii statystycznej zaliczył progres i gdyby nie kontuzje, które pozwoliły mu na rozegranie tylko 56 spotkań, byłby oczywistym kandydatem do nagrody dla zawodnika robiącego największy postęp.
Rozgrywki 2024/25 zaczęly się dla Johnsona gorzej. Pierwsze trzy mecze zupełnie mu nie wyszły. Było to pokłosie zmienionego składu i innej roli mu przypisanej. Nie ma już w drużynie Dejounte Murraya, co sprawiło, iż na Jalena spadły nie tylko większe obowiązki w zdobywaniu punktów, ale też w rozgrywaniu. Efekt jest taki, iż po 9 rozegranych meczach notuje średnio 18,9 punktu, zbiera 10,6 piłki i rozdaje 5,3 asysty na mecz. Ma też przy tym 1,6 przechwytu na mecz i jeżeli wybierzemy z całej ligi zawodników, którzy mają co najmniej takie średnie, to mamy tylko jego i Nikolę Jokicia.
31 lat to późno na najlepszy sezon w karierze? Nie jeżeli weźmiemy pod uwagę Dennisa Schrodera. Niemiecki rozgrywający Brooklyn Nets wreszcie dostał wiodącą rolę w swoim klubie i świetnie to wykorzustuje. Zdobywa średnio 19,9 punktu, notuje 7,3 asysty, a przy tym trafia z gry ze skutecznością 50,5%, a za trzy 49,0%. Wszystkie te wskaźniki statystyczne są najlepsze w jego całej karierze. Schroder jest w ostatnim roku swojego kontraktu i bardzo mocno pracuje na wysoką wypłatę w kolejnych sezonach.
Bardzo często w NBA jest tak, iż zawodnik nie dostający zbyt wielu szans w jednym zespole musi zmienić pracodawcę, żeby wreszcie pokazać swoje umiejętności. Tak jest w przypadku Tre Manna, który w lutym tego roku trafił do Charlotte Hornets. 28 spotkań poprzednich rozgrywek było w jego wykonaniu obiecujących, ale to co pokazuje w tych daje szanse na wysokie miejsce w głosowaniu na najlepszego rezerwowego.
Mann po 8 rozegranych meczach notuje średnio 16,1 punktu, 3,6 asysty, trafia z gry ze skutecznością 45,8%, a za trzy 40%. Do tego jego outfit bardzo przypomina późne lata 90. i początek obecnego wieku. jeżeli dołączymy do tego jego sposób poruszania, to można zobaczyć wiele podobieństw do Allena Iversona. Oczywiście to jeszcze nie ten poziom pod względem umiejętności koszykarskich, ale prezentuje się imponująco.
Odejście najpierw Bruce’a Browna, a w to lato Kentaviousa Caldwell-Pope’a zostawiło dwie duże dziury do załatania dla Denver Nuggets. Rolę zasypania tej dziury otrzymał Christian Braun, który rozgrywa swój trzeci sezon w NBA. Było oczywiście wiele wątpliwości czy podoła, bo dotychczas grał niespełna 20 minut na mecz licząc średnią z pierwszych dwóch sezonów.
Wątpliwości okazały się bezpodstawne. Braun gra średnio ponad 35 minut na mecz, zdobywa w tym czasie 16,0 punktu, dodaje 5,3 zbiórki oraz 1,1 przechwytu i 1,0 bloku. A to wszystko przy skuteczności 53,5% z gry i aż 46,4% za trzy. A co najlepsze, wydaje się najbardziej regularnie grającym zawodnikiem Nuggets obok Nikoli Jokicia.
Przez pierwsze dwa sezony do Jadena Iveya najlepiej pasowało określenie „Jeździec bez głowy”. Był zawodnikiem tak szybkim jak i chaotycznym. Ale kolejnym powodem poprawy gry zawodników i ich rozwoju jest trafienie na odpowiedniego trenera. J.B. Bickerstaff nie był w stanie doprowadzić Cleveland Cavaliers na sam szczyt, ale jest świetnym fachowcem w wyciąganiu jak najwięcej z przeciętnych drużyn.
I to właśnie on wydaje się, iż odblokował umiejętności Iveya. Rzucający obrońca zdobywa na razie 19,8 punktu, trafia ponad 47% z gry i 41% za trzy. W każdym z tych elementów to najlepsze jego wyniki w karierze. Dodatkowo nie wydaje się już tak zagubiony na boisku. A eksplozywność i umiejętność efektywnego zdobywania punktów wciąż mu pozostała.
Kluczowe dla poprawy gry jest też trafienie w odpowiedni system ofensywy lub defensywy. Buddy Hield po tym jak przesiedział ubiegłoroczne play-off głównie na ławce w Philadelphia 76ers został oddany w lato bez jakiegokolwiek żalu przez władze klubu. Prawdopobonie w ogóle nie zostaly podjęty rozmowy z nim. Skorzystali z tego Golden State Warriors, którzy szukali zastępstwa dla odchodzącego z klubu Klaya Thompsona.
Hield wpasował się w zespół idealnie. Wygląda na parkiecie jakby grał u Steve’a Kerra od dwóch lat, a nie od dwóch miesięcy jeżeli policzymy obóz, preseason i początek sezonu zasadniczego. Ma już na swoim koncie jednego game winnera, a notuje średnio najlepsze w karierze 21,1 punktu na mecz, trafiając 51,7% z gry i 50,7% za trzy.
Przez lata Norman Powell był typem zawodnika, którego można określać pseudonimem byłego wielkiego gracza Detroit Pistons – Vinniego Johnsona. Mówiono na niego mikrofalówka, bo tak gwałtownie po wejściu na boisko potrafił być gorący, czyli złapać rytm i zdobywać wiele punktów. Podobnie było z Powellem, który wydawał się idealnym zmiennikiem, ale nikt nie chciał dać mu większej szansy w grze w pierwszej piątce.
Ten sezon niejako wymusił to na Tyronnie Lue po odejściu Paula George’a i kolejnych problemach zdrowotnych Kawhi’a Leonarda. Powell dostał rolę pierwszej strzelby w zespole i świetnie to wykorzystuje. Zdobywa średnio 25,0 punktu, trafia przy tym 53% rzutów z gry i 48,5% trójek. Dokłada też najlepsze w karierze, chociaż niespecjalnie imponujące 2,4 asysty.
Dziesięć miesięcy temu Scotty Pippen Jr. podbijał parkiety G-League w barwach South Bay Lakers. W styczniu szansę dali mu Memphis Grizzlies, trochę na wypełnienie składu po pladze kontuzji, a jak się okazało znaleźli dla siebie jednego z najbardziej wartościowych zmienników na pozycji rozgrywającego w lidze.
Pippen jest tak mocnym elementem składu Grizzlies, iż gra średnio ponad 25 minut w każdym spotkaniu i świetnie potwierdza dlaczego te minuty dostaje. Już dwa razy wchodząc z ławki zanotował double-double rozdając ponad 10 asyst. Średnio zdobywa dla drużyny 11,7 punktu, rozdaje 6,4 asysty, a przy tym jest bardzo efektywny, trafiając 50% z gry i 44% trójek.
Jalen Suggs wchodząc do NBA z draftu przynosił ze sobą bagaż sporych oczekiwań. Potem te oczekiwania zostały rozbite gdy grał średnie dwa pierwsze sezony. Trzeci rok w jego wykonaniu był jednak znakomity. Rozwinął się ogromnie przede wszystkim w defensywie. Zostało to docenione wyborem do drugiej piątki najlepszych obrońców ligi.
Rozgrywający Orlando Magic nie chciał jednak na tym poprzestać i przed obecnym sezonem zrobił duży postęp w grze ofensywnej. Dużo łatwiej i chętnie dochodzi do pozycji rzutowych, staje też często na linii rzutów wolnych. 17,3 punktu, 5,3 zbiórki, 4,6 asysty, 1,8 przechwytu i 1,0 bloku to najlepsze wyniki w jego karierze. A powinny jeszcze iść do góry w najbliższych tygodniach ze względu na kontuzję Paolo Banchero.
Świetne wejście w sezon zanotował Jeremy Sochan. Po drugim roku, w którym nie zobaczyliśmy w jego grze wielkiego postępu, sezon trzeci wystartował dla Polaka jak z armaty. Dość powiedzieć, iż to on był najbardziej regularnym zawodnikiem Spurs w pierwszych siedmiu spotkaniach i chyba jedynym, do którego nie można było mieć jakichkolwiek zastrzeżeń.
Odblokował się przede wszystkim w ataku, korzystając na dwójkowej grze z Chrisem Paulem i Victorem Wembanyamą. Sochan stał się regularnym dostarczycielem punktów po grze pick’n’roll i ścięciach bez piłki. Przełożyło się to na średnią 15,4 punktu na mecz, zaniżoną jeszcze przez kontuzję z meczu z Clippers, w którym skończył grę po zaledwie 12 minutach.
Świetnie też walczy na tablicach, notując 7,7 zbiórki, co oczywiście też jest jego najlepszym wynikiem w karierze. Ogromna szkoda, iż właśnie w takim momencie złamał kciuk i nie zobaczymy go w grze przez kilka najbliższych tygodni.
Ostatnim graczem na mojej liście jest Gradey Dick, drugoroczniak z Toronto Raptors. Gdy rok temu drużyna z Kanady wybierała go w drafcie, miał być dla nich brakującym elementem jeżeli chodzi o rzuty trzypunktowe. Sporo czasu jako debiutant spędził jednak w G-League, a gdy grał z pierwszym zespołem, to nie przekonywał.
Wszystko zmieniło się wraz ze startem nowego sezonu. Nie zrobiła na nim wrażenia zmiana statusu z rezerwowego na gracza pierwszej piątki. Grając przeciwko lepszym rywalom wciąż trafia z podobną skutecznością z gry i za trzy, ale zdecydowanie częściej oddaje rzuty, co przekłada się na fantastyczną średnią 20,0 punktu na mecz. Z taką grą jego występ w meczu Młodych Gwiazd podczas All-Star Weekend wydaje się pewny.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.