Wydaje się, iż gdy twoim trenerem jest Steve Kerr, a jednym z boiskowych kompanów – sam Stephen Curry, rzuty z dystansu powinieneś mieć opanowane przynajmniej w stopniu wystarczającym. Tymczasem Kevon Looney rzadko w ogóle decyduje się na tego typu wykończenie akcji swojej drużyny, więc nic dziwnego, iż gdy mu w końcu wpadło, cała ławka rezerwowych Golden State Warriors świętowała jakby właśnie zdobyli mistrzostwo NBA.
Być może środkowy ekipy z San Francisco potrzebował po prostu znaleźć się we właściwym miejscu i czasie. Na kilka ponad trzy minuty do końca meczu, gdy Golden State Warriors prowadzili z San Antonio Spurs 141:99, znajdujący się w narożniku boiska kompletnie nieobstawiony Kevon Looney otrzymał podanie od Pata Spencera i, kilka myśląc, zupełnie nie w swoim stylu zdecydował sie przymierzyć zza łuku.
Piłka wpadła do kosza, co wywołało powszechną euforię. Również przebywający na parkiecie Gui Santos uniósł rękę w górę w geście triumfu, a znajdujący się przy linii bocznej Brandin Podziemski, Quinten Post i reszta rezerwowych wprost wpadła w zachwyt. Szczególnie niedoszły (chyba) reprezentant Polski miał minę jakby właśnie znalazł brylant w amerykańskim odpowiedniku kaszanki.
KEVON LOONEY 3 pic.twitter.com/6J58C5USUg
— Warriors on NBCS (@NBCSWarriors) March 31, 2025Ale żarty na bok, ponieważ dla samego strzelca to był naprawdę wyjątkowy moment. Ostatni przypadek, gdy 29-letni już koszykarz trafił z dystansu miał miejsce jeszcze w okresie 2020-21. W ogóle pod tym względem była to jego najlepsza kampania, bowiem drogę do kosza znalazło wówczas 4/17 prób. Ostatnia – 20 marca 2021 w wygranym 116:103 spotkaniu z Memphis Grizzlies.
Później już zresztą nasz bohater rzadko kiedy próbował rzucać z dystansu. W trzech poprzednich sezonach notował… tylko jedną próbę na rok, wszystkie spudłowane. W obecnej kampanii również trafił dopiero za czwartym razem. Wszyscy w drużynie mu kibicowali, żeby wreszcie wpadło, a do tego trener Steve Kerr, chcąc pomóc swojemu podopiecznemu, miał zaordynować specjalny schemat gry.
– W końcu nadszedł czas, żebym i ja coś trafił. Steve zdecydował się rozpisać zagrywkę pode mnie, więc musiałem oddać rzut. Nie było żadnego przymusu, wcześniej zapytał czy wyrażam zgodę na tego typu akcję. Zgodziłem się – żartobliwie powiedział 29-latek dziennikarzom już po zakończeniu niedzielnego meczu.
The bench's reaction to Loon's triple is the best thing you'll see all day pic.twitter.com/XkIui4qFp6
— Warriors on NBCS (@NBCSWarriors) March 31, 2025– Niesamowite. Żartowaliśmy sobie z niego, żeby w końcu spróbował rzucić za trzy. Widzieliśmy, jak nad tym pracuje, grając trzech na trzech z grupą rezerwowych, więc zobaczyć jak w końcu trafia było naprawdę miłym uczuciem – skomentował z kolei Podziemski, jeden z tych, którzy najbardziej żywiołowo zareagowali na udaną akcję kolegi. I szkoda tylko, że… Looney nie mógł tego widzieć.
– Jeszcze tego nie widziałem. W tamtym momencie choćby nie chciałem patrzeć, tylko udawać, iż to dla mnie żadna nowość. Ale to fajnie, gdy ciężka praca włożona latem w końcu przynosi rezultat. Co prawda planowałem oddawać więcej rzutów w tym sezonie, ale wiadomo, iż w meczach różnie bywa. Dziś udało mi się oddać jeden rzut i trafiłem – to jedyne, co się liczy – zakończył szczęśliwy strzelec.
W San Antonio Warriors jako drużyna prezentowali się znakomicie pod względem skuteczności rzutów z dystansu, trafiając aż 47,7% z nich (Looney 1/1, Podziemski 7/9 – rekord kariery). To zdecydowanie dobry prognostyk przed decydującą fazą sezonu regularnego. Szczególnie, jeżeli przy obrońcach rywali już mających pełne ręce roboty przy próbach powstrzymania Stepha Curry’ego, jeszcze i Kevon dalej będzie trafiał ze stuprocentową skutecznością.