NBA: Niecodzienny sukces Orlando Magic. Historia napisana… inaczej?

Sezon regularny już za nami. Niektóre drużyny mogą już powoli mysleć o wakacjach w przysłowiowym Cancun, ale inne czekają jeszcze występy w fazie play-off lub – przynajmniej – turnieju play-in. Wśród tych ostatnich zespołów są Orlando Magic, którzy mimo przeciwności losu związanych głównie z kontuzjami kluczowych zawodników zdołali zająć siódme miejsce na Wschodzie i zapewnić sobie szansę na dalszą grę. Podopieczni Jamahla Mosleya wygrali choćby swoją dywizję, ale to akurat nie do końca powód do dumy.

W niedzielny wieczór Orlando Magic przegrali z Atlanta Hawks, tym samym kończąc sezon regularny z bilansem 41-41. Tak się złożyło, iż to również Jastrzębie będą rywalem koszykarzy z Florydy w pierwszej rundzie turnieju play-in, w której oba teamy czeka walka o rozstawienie z numerem siódmym. Przegranego czeka jeszcze dogrywka ze zwycięzcą starcia pomiędzy Chicago Bulls a Miami Heat.

Wracając jednak do Magic, choćby przegrana w ostatnim spotkaniu sezonu regularnego nie przeszkodziła im w w wygraniu Southeast Division, tyle że… chyba nie do końca jest się z czego cieszyć. Końcowy wynik osiągnięty na przestrzeni wszystkich 82 meczów sprawił, iż Anthony Black i spółka zostali pierwszą drużyną od momentu połączenia NBA z ABA, która triumfowała w swojej dywizji, nie mając na koncie dodatniego bilansu. Ostatni taki przykład mieliśmy w okresie 1975-76 gdy Milwaukee Bucks z bilansem 38-44 nie mieli sobie równych w Midwest Division.

Od tamtego momentu minęło blisko 50 lat, a nikt już tego wątpliwej jakości osiągnięcia nie powtórzył. Trudno się dziwić – współczesne formaty rozgrywek i większa liczba drużyn w lidze sprawiają, iż podobna sytuacja jest dziś niezwykle mało prawdopodobna. Świadczy to jednak bardziej o słabości samej dywizji niż drużyny trenowanej przez Jamahla Mosleya. Nie mówiąc o tym, iż to również kiepska wizytówka dla całej Konferencji Wschodniej, która i tak jest znacznie słabsza od Zachodniej.

Fakt, iż zawodnicy z Orlando grają dalej i tak musi budzić szacunek, tym bardziej biorąc pod uwagę okoliczności. Przecież na różnych etapach kontuzji wykluczających ich z dalszej gry już do końca sezonu doznali – niezależnie od siebie – Mo Wagner i Jalen Suggs. Mało? Z powodu naderwania mięśnia skośnego brzucha Paolo Banchero, największy gwiazdor Magic, wystąpił tylko w 46 meczach, a z powodu podobnego urazu część kampanii stracił również Franz Wagner.

– Biorąc pod uwagę wszystko, przez co przeszliśmy – kontuzje, zmiany w składzie i innego rodzaju trudności – fakt, iż ta drużyna zakończyła sezon z bilansem 41-41 mówi wiele o ich charakterze i zaangażowaniu. Również o pracy sztabu trenerskiego, który każdego dnia potrafił przygotować zespół do gry. Ale teraz musimy to zostawić za sobą i skupić się na wtorkowym meczu [z Atlanta Hawks], by być gotowi i zrobić to, co do nas należy – powiedział już po zakończeniu sezonu regularnego trener Mosley.

Co dalej przed jego podopiecznymi? Zestawienie ich akurat z Hawks sprawia, iż mamy do czynienia z jedną z najbardziej wyrównanych par tegorocznej edycji turnieju play-in. W zakończonej w niedzielę kampanii obie drużyny mierzyły się ze sobą czterokrotnie, a bilans tych spotkań jest remisowy (2-2). Wprawdzie w ostatniej potyczce to Jastrzębie były górą, ale postseason rządzi się swoimi prawami i niewykluczone, iż to jednak Magic, którzy na Wschodzie byli o jedną lokatę wyżej, zejdą z parkietu z tarczą. A choćby jeżeli nie, i tak będą mogli zakończyć sezon z podniesionymi głowami i poczuciem, iż zrobili co mogli.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!