NBA: Niecodzienna sytuacja. 76ers zyskali szóstego zawodnika?

Za swego rodzaju niespodziankę można uznać wynik rozegranego ubiegłej nocy meczu pomiędzy Philadelphia 76ers a Cleveland Cavaliers. Wydawać by się mogło, iż to lider Konferencji Wschodniej ma kolejną wygraną w kieszeni, tymczasem dowodzeni przez duet Paul George – Tyrese Maxey gospodarze po skutecznej pogoni w czwartej kwarcie zdołali przerwać niezbyt chlubną passę siedmiu porażek z rzędu. Zyskali przy tym dość nieoczekiwaną pomoc.

W piłce nożnej często mówi się o tym, iż kibice są dla danej drużyny dwunastym zawodnikiem. W koszykówce raczej takich sformułowań się nie używa, a jedyna opcja, by któryś z zespołów miał na parkiecie sześciu graczy jest zwykle pomyłką. Inna sprawa gdy dodatkowa para rąk przychodzi z miejsca, którego chyba nikt by się nie spodziewał. I nie, nie chodzi tu o Joela Embiida, który… nie zagrał w tym meczu.

W samej końcówce spotkania Philadelphia 76ers prowadzili z Cleveland Cavaliers 129:126, a przyjezdni rozpoczynali akcję z boku. Rozgrywający świetne zawody – ale o tym za chwilę – Ty Jerome chciał jak najszybciej wznowić grę, by dać kolegom szansę na doprowadzenie przynajmniej do dogrywki, jednak ktoś miał inne plany. Konkretnie – stojąca w pobliżu koszykarza gości maskotka Sixers.

Franklin The Dog ustawił się bardzo blisko Jerome’a i wykonywał rękami gesty, jakby chciał zablokować jego podanie. To z pewnością rozproszyło przeciwnika, który zaskoczony sytuacją zwyczajnie zepsuł akcję. Wyrzucona przez niego ewidentnie zbyt mocno piłka zamiast do rąk któregoś z koszykarzy Cavs trafiła… prosto na aut po drugiej stronie parkietu. A iż na zegarze zostało niespełna 10 sekund, 76ers mogli już mieć pewność, iż tego meczu nie przegrają.

27-letni obrońca z pewnością mógł być załamany tą akurat sytuacją, chociaż w gruncie rzeczy trudno powiedzieć coś złego o jego występie. Wręcz przeciwnie – rozegrał chyba najlepszy mecz w dotychczasowej karierze, uświetniony historycznym popisem strzeleckim. Wchodząc z ławki, Ty zapisał na swoje konto 33 punkty, trzy zbiórki i tyleż asyst, dokładając do tego dwa przechwyty. Nigdy wcześniej nikt z grających w najlepszej lidze świata rezerwowych nie osiągnął takiej linijki. Co więcej, perfekcyjnie rzucał zza łuku, trafiając wszystkie z ośmiu prób. Taki wyczyn musi robić wrażenie.

Nic dziwnego – Jerome został dopiero jedenastym zawodnikiem w historii NBA – a drugim w tym sezonie, obok Stephena Curry’ego – który w pojedynczym meczu trafił osiem lub więcej „trójek”. Mało? Żaden zawodnik w całej historii Cavs nie zaliczył ośmiu kolejnych celnych rzutów z dystansu w jednym spotkaniu (po jeden mniej mieli swego czasu Cedi Osman, Kyrie Irving i Mo Williams). Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu może być wspomniana wyżej strata, po której jego drużyna straciła szansę na ostateczne zwycięstwo.

Wygląda na to, iż w swoim szóstym sezonie w lidze Jerome wreszcie przeżywa swój przełomowy moment. Były gracz Phoenix Suns, Oklahoma City Thunder i Golden State Warriors nigdy dotąd nie potrafił pokazać pełni swoich niebagatelnych możliwości, w czym w dużej mierze przeszkodziły mu liczne kontuzje, z powodu których miał z głowy na przykład cały sezon 2023-24. Dziś, będąc w pełni zdrowym, Ty robi wszystko, by wykorzystać swoje szanse i jest ważnym elementem drużyny lidera Wschodu, a do tego całkiem skutecznym snajperem. Czyżby wyrastał nam cichy faworyt w konkursie „trójek” podczas Weekendu Gwiazd?

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!