Obecny sezon w wykonaniu Charlotte Hornets miał stanowić poprawę w stosunku do ubiegłej, nieudanej kampanii, którą Szerszenie zakończyły dopiero na 13 pozycji w Konferencji Wschodniej. Niestety, póki co widoki na osiągnięcie lepszego wyniku są marne, głównie ze względów zdrowotnych. Z powodu kontuzji wciąż poza grą pozostają podstawowi środkowi drużyny z Karoliny Północnej, Mark Williams i Nick Richards, a jakby tego było mało, poważny uraz poskutkował wcześniejszym końcem sezonu dla istotnego elementu układanki Trenera Charlesa Lee, Granta Williamsa. Mimo to, na horyzoncie tli się niewielkie światełko nadziei.
W ostatnim czasie we wręcz wybitnej formie znajduje się największy gwiazdor Charlotte Hornets, LaMelo Ball. Choć jego drużynie nie udało się uniknąć porażki (95-94) w poniedziałkowym meczu z Orlando Magic, 23-latek zanotował naprawdę znakomite statystyki – 44 punkty, dziewięć zbiórek i siedem asyst. Tym bardziej warto odnotować, iż liczby na podobnym poziomie to ostatnio w jego wykonaniu raczej normalka. Na przykład spotkanie przeciwko Milwaukee Bucks zakończył z dorobkiem 50 „oczek”, 10 ostatnich podań oraz pięciu zebranych piłek. Szkoda tylko, iż także i wówczas nie przyczyniło się to do wygranej.
Reasumując, w dwóch ostatnich – niestety przegranych – meczach Szerszeni LaMelo zapisał na swoje konto łącznie 94 punkty, 14 zbiórek i 17 asyst. Mimo wszystko taki wynik musi robić wrażenie. Tym bardziej że, jak wyliczyli analitycy z OptaSTATS, jedynym innym graczem w historii NBA, który zanotował liczby co najmniej tego rzędu w dwóch pojedynkach z rzędu, a czego żaden nie zakończył się zwycięstwem jego drużyny, był… sam Wilt Chamberlain w dniach 12-13 marca 1963 roku. Inna sprawa, iż wyniki ówczesnego koszykarza San Francisco Warriors (obecnie Golden State Warriors) to jeszcze większy kaliber (97 punktów, 61 zbiórek i 18 asyst).
Nawet jeżeli weźmie się pod uwagę, iż koszykówka w latach 60. XX wieku była zdecydowanie inna od tej obecnej, osiągnięcie rozgrywającego Szerszeni i tak jest warte odnotowania. jeżeli najmłodszy z braci Ball pozostanie zdrowy – z czym w poprzednich latach różnie bywało – jego piąty sezon w najlepszej lidze świata ma wszelkie dane ku temu, by być wreszcie tym przełomowym. W 17 dotychczasowych występach „trójka” draftu z 2020 roku osiąga średnio 31,3 punktu (rekord kariery), 6,9 asysty, 5,1 zbiórki oraz 1,2 przechwytu, trafiając przy tym 44% wszystkich rzutów z gry, w tym 35,6% z dystansu.
Powyższe liczby wskazują na świetną formę koszykarza z Charlotte, być może najlepszą od momentu dołączenia do NBA. O ile nie przypałętają się kolejne zdrowotne perypetie, wiele wskazuje na to, iż ten wciąż młody chłopak będzie mógł z powodzeniem dalej bawić się grą, co pokazał na przykład w starciu z Magic, gdy zaskakującą chyba wszystkich zgromadzonych akcją oszukał Gogę Bitadze i po chwili mógł się cieszyć z celnej „trójki”. I tylko szkoda, iż postawa rozgrywającego Hornets nie ma większego wpływu na kiepską postawę całej drużyny. Niestety – chociaż ojciec zawodnika, LaVar Ball, miałby pewnie inne zdanie – jego syn sam meczu nie wygra. Nec LaMelo contra plures. Z drugiej strony, jeżeli tak dalej pójdzie, to kto wie…?
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!