Delikatnie mówiąc, trwający offseason nie jest najlepszy w wykonaniu Los Angeles Lakers, za co zdaniem większości ekspertów i kibiców odpowiada nie kto inny, jak generalny menedżer organizacji, Rob Pelinka. Dość powiedzieć, iż większość potencjalnych ruchów transferowych, mających w zamierzeniu wzmocnić ekipę Jeziorowców, spaliła na panewce i dopiero niedawno do Miasta Aniołów przeniósł się Jordan Goodwin. Są jednak tacy, którzy uważają, iż stopniowy upadek drużyny rozpoczął się już ładnych kilka lat temu.
Kyle Kuzma większość swojej dotychczasowej kariery spędził w Los Angeles Lakers, gdzie trafił w ramach wymiany z Brooklyn Nets już w dniu draftu w roku 2017 (został wybrany jako 27 zawodnik). Z początku w większości spotkań był podstawowym zawodnikiem drużyny, a sytuacja zmieniła się dopiero w okresie 2019-20, wraz z przyjściem Anthony’ego Davisa. Frank Vogel zdecydował się wówczas ustawić skład pod kątem współpracy nowego nabytku z LeBronem Jamesem. Chcąc nie chcąc, skrzydłowy musiał pogodzić się z rolą pierwszego rezerwowego. Ostatecznie plan zadziałał, gdyż Jeziorowcy wywalczyli mistrzostwo.
Niestety, od tamtej pory drużyna zaliczyła potężny zjazd, choćby mimo posiadania w składzie jednego z najlepszych koszykarzy w historii ligi w osobie LBJa. Generalny menedżer Rob Pelinka próbował coś robić, żeby odmienić stan rzeczy, jednak jego ruchy zwykle wyglądały na rozpaczliwe próby chwytania się brzytwy przez tonącego. Szczególnym fiaskiem zakończyła się próba „sięgnięcia po wszystko” i pozyskanie Russella Westbrooka. By popularny Brody mógł dołączyć do Jeziorowców, odejść musiał między innymi właśnie Kyle.
Mające rozbić ligę w pył trio Davis-James-Westbrook nigdy nie wypaliło, a ten ostatni spędził w LAL niespełna dwa sezony, by przenieść się do rywala zza miedzy. adekwatnie już od momentu tamtego nieudanego eksperymentu, ironią losu jest fakt, iż chociaż Lakers byli wielokrotnie łączeni z pozyskaniem różnych zawodników, w tym największych gwiazd NBA, w plotkach transferowych wciąż jak bumerang wraca jedno nazwisko. Kyle Kuzma.
Nie wiadomo, na ine realne są szanse, iż obecny zawodnik Washington Wizards w ogóle rozważyłby opcję powrotu, jednak w LA wiedzą, iż ten gość wie jak grać u boku Jamesa i Davisa, ponieważ był członkiem ostatniego mistrzowskiego składu Jeziorowców. Podczas niedawnego wywiadu dla All-Star Magazine 29-latek odniósł się do felernej wymiany i powiedział, iż jego zdaniem to głównie ona była przyczyną późniejszego popadnięcia w przeciętność.
– To nie było łatwe, ale myślę, iż nazbyt gwałtownie postawili na mnie krzyżyk, tym samym zbyt gwałtownie rezygnując z budowy drużyny w takim kształcie, w jakim wówczas była. Prawdopodobnie [Rob Pelinka] trochę spanikował, ale w NBA wszystko dzieje się szybko, prawda? Nigdy nie wiadomo, co czeka za rogiem, przez co sytuacja wygląda trochę jak przechodzenie przez drzwi obrotowe. Mieliśmy trudny okres, ale po prostu czasem tak bywa – stwierdził.
Właściwie trudno nie przyznać Kyle’owi racji. Lakers rozpoczęli skrócony przez pandemię sezon 2020-21 jako jeden z faworytów ligi, jednak wszystkie przedsezonowe założenia wzięły w łeb z powodu poważnych kontuzji, z którymi zmagali się James i Davis. Dwie największe gwiazdy Jeziorowców łącznie opuściły aż 63 mecze sezonu regularnego, a podkoszowy doznał kolejnego urazu już w fazie play-off, przez co drużyna odpadła już w pierwszej rundzie po porażce z Phoenix Suns.
W związku z tym Pelinka rzeczywiście najwyraźniej spanikował. Zamiast kontynuować budowę zespołu, wprowadzając jedynie kosmetyczne modyfikacje, lekką ręką zrezygnował z Kuzmy, Kentaviousa Caldwell-Pope’a, Alexa Caruso czy Dennisa Schroedera, w zamian sprowadzając Westbrooka. Co było dalej – wszyscy wiemy.
Eksperyment okazał się totalną porażka, a zespół nigdy nie zdołał odzyskać magii mistrzowskiej drużyny z 2020 roku, całkowicie marnując ostatnie lata kariery LeBrona. W ciągu trzech lat od przywoływanej niejednokrotnie transakcji Lakers osiągnęli w rozgrywkach regularnych bilans 123-123, który z pewnością nikogo w Mieście Aniołów nie satysfakcjonuje. Wprawdzie w międzyczasie dwukrotnie awansowali do fazy play-off, jednak tylko raz zdołali dotrzeć do Finałów Konferencji Zachodniej. W zeszłym roku James i spółka znów odpadli już w pierwszej rundzie.
Ostatnie wyniki skłoniły klub do dalszych poszukiwań zawodników, mogących wprowadzić ekipę z powrotem na adekwatnie tory, choćby jeżeli póki co idzie to jak po grudzie. Czy potencjalny powrót Kuzmy na stare śmieci jest chociaż w niewielkim stopniu prawdopodobny? Trudno powiedzieć, jednak na pewno wydaje się intrygującą kwestią.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.