Niespełna tydzień temu Anthony Edwards wywołał negatywną informację poprzez jedną ze swoich wypowiedzi. Obrońca Minnesota Timberwolves w arogancki sposób stwierdził, iż wśród rzeszy zawodników grających w NBA w latach 90-tych adekwatnie jedynie Michael Jordan posiadał odpowiednie umiejętności. Niezbyt długo trzeba było czekać na reakcję jednej z największych gwiazd z tamtych czasów.
Wprawdzie Magic Johnson nie zawsze wymieniany jest jednym tchem wśród takich zawodników, jak Michael Jordan, Kobe Bryant czy LeBron James, wokół których kręci się dyskusja dotycząca tego, kto był najlepszy w dziejach, to jednak trudno nie nazwać go legendą NBA lat 80-tych i 90-tych. Pojedynki jego Los Angeles Lakers z Boston Celtics Larry’ego Birda to już klasyka gatunku. Podczas swojej długiej historii 65-letni w tej chwili były koszykarz wraz ze swoją drużyną aż pięciokrotnie sięgał po mistrzostwo ligi, samemu po trzy razy zostając MVP Finałów oraz sezonu zasadniczego.
Mało? W takim razie do długiej listy osiągnięć Johnsona dodajmy jeszcze dwanaście występów w Meczach Gwiazd, dziesięć wyborów do którejś z drużyn All-NBA, czterokrotne liderowanie lidze pod względem asyst i dwukrotne w kategorii przechwytów. No i nie można zapomnieć o złotym medalu olimpijskim wywalczonym w Barcelonie. Wprawdzie delikatnym cieniem na jego karierze kryje się ogłoszenie w 1991, iż jest nosicielem wirusa HIV, jednak i tak zdaniem większości ekspertów Magic może być uznawany za najlepszego rozgrywającego w historii NBA.
W związku z tym nie powinno dziwić, iż tej klasy zawodnik poczuł się wywołany do tablicy przez buńczuczną wypowiedź młodszego kolegi po fachu. W wywiadzie udzielonym Stephenowi A. Smithowi z ESPN absolwent Michigan State skrytykował słowa Anthony’ego Edwardsa i nie odmówił sobie wbicia szpilki koszykarzowi Minnesota Timberwolves.
– Z zasady nie odpowiadam komuś, kto choćby nigdy nie zdobył mistrzostwa. Zresztą adekwatnie tu nie ma zbyt wiele do powiedzenia. [Edwards – przyp. aut.] nigdy nie zdobył tytułu na uczelni. Nie wiem choćby czy udało mu się to w czasach szkoły średniej – grzmiał Magic.
Trzeba przyznać, iż coś w tym jest. Choć popularny Antman już od czasów liceum był wysoko ocenianym prospektem, na niwie klubowej nie udało mu się nigdy nic wygrać. Z Wolves nigdy choćby nie dotarł do Finałów NBA, w ubiegłym sezonie odpadając w decydującej serii Konferencji Zachodniej po porażce w pięciu meczach z Dallas Mavericks.
Do tego Johnson zna erę Jordana z własnego doświadczenia. Sam wówczas był jeszcze aktywnym zawodnikiem, więc ma wszelkie podstawy ku temu, by w merytoryczny sposób wypowiadać się na ten temat. Edwards z kolei sam przyznał, iż w tamtym okresie choćby nie oglądał NBA. Brzmi jak coś na zasadzie „nie wiem, ale się wypowiem”.
Być może w przyszłości Anthony dorówna – albo choćby przebije – osiągnięciom zawodników sprzed lat, jednak jak na razie nie bardzo ma czym się pochwalić, więc mógłby czasem trzymać język za zębami i skupić się raczej na grze. Zdecydowanie jest jedną ze wschodzących gwiazd obecnej ligi, co udowodnił na przykład w minionych rozgrywkach, gdy osiągał średnio 25,9 punktu, 5,4 zbiórki oraz 5,1 asysty na mecz. Niestety, swoimi wypowiedziami może sprawić, iż zamiast powodzenia wszyscy, w tym legendy sprzed lat, będą liczyć na to, iż jednak powinie mu się noga.