Trwający sezon miał być powrotem na adekwatne tory dla Memphis Grizzlies, którzy – głównie z powodu plagi kontuzji – poprzednią kampanię dość gwałtownie musieli spisać na straty. Liczono przede wszystkim na Ja Moranta. Największy gwiazdor Miśków, który powrócił po perypetiach zdrowotnych i nie tylko, miał poprowadzić drużynę co najmniej do fazy play-off. Problem w tym, iż znów złapał kontuzję, a do tego wygląda na to, iż wciąż niczego się nie nauczył.
Przegrany ostatecznie przez Memphis Grizzlies środowy mecz z Los Angeles Lakers dostarczył kibicom zgromadzonym w Crypto.com Arena słuszną porcję emocji. Niestety, nie zawsze były one pozytywne. Ja Morant, który z powodu urazu mógł tylko z boku śledzić poczynania kolegów, znów wywołał kontrowersje dobrze znanym, niesławnym gestem skierowanym w stronę podkoszowego rywali, Anthony’ego Davisa. Gdy Santi Aldama trafił „za trzy” 25-latek wykonał ręką znak przypominający celowanie do przeciwnika z pistoletu. Rzecz jasna, nie umknęło to uwadze zgromadzonych.
Trudno się dziwić, iż w mediach społecznościowych na koszykarza spłynęła cała lawina niekoniecznie przychylnych komentarzy. Rozwścieczeni fani basketu nazwali jego gest „głupim”, a jego samego „klaunem”, a to tylko te bardziej cenzuralne określenia. Oczywiście nie zabrakło także wypowiedzi sugerujących, iż ten typ tak już ma i, mimo wcześniejszych problemów, przez cały czas niczego się nie nauczył. Jeden z internautów wezwał wręcz Grizzlies do podjęcia działań, proponując, żeby „opłacili kogoś, kto stałby za nim (Morantem) i uderzał go w tył głowy za każdym razem, gdy ten zrobi coś w tym stylu”. Niewykluczone, iż wówczas organizację z Tennessee czekałoby bankructwo.
Wcześniejsze perypetie Ja z udziałem broni palnej, skutkujące zresztą zawieszeniem przez NBA, opisywaliśmy już na naszych łamach, ale gwoli przypomnienia: w marcu 2023 25-latek pokazał się z pistoletem podczas transmisji na Instagramie, co poskutkowało przymusową absencją na okres ośmiu meczów. Czy się czegoś nauczył? Oczywiście, że… nie. Jakieś dziesięć tygodni później został przyłapany na wymachiwaniu bronią palną podczas transmisji swojego kolegi. W tym przypadku władze ligi długo debatowały nad wymiarem kary, ale ostatecznie skończyło się na „zaledwie” 25 meczach zawieszenia.
Wygląda jednak na to, iż to również nic nie dało. 25-latek wciąż zdaje się nie rozumieć, iż takie zachowania tylko rujnują jego już i tak lekko nadszarpniętą reputację. Fani Miśków są już wyczuleni na kolejne kontrowersyjne pomysły ze strony największej gwiazdy ich ukochanej drużyny. Jego ostatni gest zdawał się ponownie otwierać dopiero co zabliźnione stare rany, a wielu zastanawiało się, dlaczego ponownie angażuje się w incydent, który przypomina jego wcześniejsze „odpały”, szczególnie w tak publicznej sytuacji.
Właściwie minimalną okolicznością łagodzącą w tym przypadku może być fakt, że… Davis też nie był w tej sytuacji bez winy. Podkoszowy, który miał w meczu z Grizzlies problemy z nadmiarem fauli, ostatecznie miał spory udział w zwycięstwie Lakers, trafiając w czwartej kwarcie dwa ważne rzuty z dystansu. Po drugim z nich AD wdał się w słowną utarczkę ze stojącym przy linii bocznej ojcem Ja, Tee Morantem. Ta wymiana zdań zdawała się dodać samemu spotkaniu intensywności, a gest zawodnika z Memphis w kierunku gracza gospodarzy tylko spotęgował rywalizację między obiema drużynami.
W dodatku Morant na przestrzeni lat niejednokrotnie dawał do zrozumienia, co myśli o drużynie Jeziorowców i trudno tu mówić o samych superlatywach. Jego niechęć jest spowodowana prawdopodobnie wciąż rozpamiętywanymi momentami, kiedy Lakers „okazywali brak szacunku” jemu i Grizzlies, zwłaszcza gdy był kontuzjowany i oglądał, jak znienawidzeni rywale świętują na swoim parkiecie. Czy to jednak może w jakiś sposób tłumaczyć jego gest? Nie. jeżeli planuje poprowadzić swoją drużynę do sukcesów, będzie musiał pokazać, iż jest ponad to. Pytanie czy go na to stać.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!