Chyba nikt się tego nie spodziewał, ale New York Knicks i Minnesota Timberwolves zafundowały swoim (i nie tylko) sympatykom prawdziwą bombę transferową. Jak już pisaliśmy, w Wielkim Jabłku wylądował Karl-Anthony Towns, zaś w drugą stronę powędrowali Julius Randle i Donte DiVincenzo. Tylko która z drużyn tak naprawdę lepiej wyszła na tej wymianie? Tak naprawdę wydaje się, iż dla obu stron transakcja może się okazać sytuacją z gatunku win-win, przynajmniej pod pewnymi względami.
Jak pisał w tym miejscu Mateusz, o porozumieniu pomiędzy Minnesota Timberwolves i New York Knicks jako pierwszy poinformował Shams Charania z The Athletic, dla którego to adekwatnie pierwsza większa „bomba” od momentu przejścia Adriana Wojnarowskiego na emeryturę. Pół żartem, pół serio trzeba tutaj zauważyć, iż internet – a w szczególności portal X – zalała fala komentarzy, nierzadko o zabarwieniu ironicznym, od fanów twierdzących, iż popularny Woj może teraz czuć symptomy odstawienia, ponieważ nie poinformował o transakcji takiego kalibru jako pierwszy. O decyzji byłego już dziennikarza ESPN też jednak już pisaliśmy.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, iż to Leśne Wilki straciły na tej transakcji. Nie da się nie zauważyć, iż Karl-Anthony Towns ciągnął ten wózek przez blisko dekadę, będąc również podstawowym zawodnikiem drużyny, która w ubiegłym sezonie po raz pierwszy od 20 lat dotarła do finałów konferencji. I gdy wreszcie na horyzoncie pojawia się realna szansa włączenia się do walki o coś więcej niż tylko udział w fazie play-off, po prostu podziękowano mu za współpracę. Zresztą sam podkoszowy dał do zrozumienia, co sądzi o całej sytuacji. Chociaż choćby nie użył słów, można się domyślać, co miał na myśli.
Tymczasem cała sprawa może mieć drugie dno. Jak zauważył Yossi Gozlan, specjalista od salary cap w NBA, pozbywając się KAT-a, Wolves mogą zaoszczędzić jakieś 26,5 mln dol. na wynagrodzeniach i karach podatkowych, choćby jeżeli wciąż będzie się to wiązało z przekroczeniem w przyszłym sezonie progu 188,9 mln dol. (tzw. drugiego progu podatkowego). Jednakże, jako iż przedłużenia kontraktu kwalifikuje się Rudy Gobert, władze drużyny mogą zaoferować mu niższe wynagrodzenie początkowe, co w przypadku dojścia do porozumienia pozwoli wzmocnić pozycję negocjacyjną Timberwolves do tego, by w przyszłym roku podpisać nową umowę również z Nazem Reidem, co pozwoli dalej budować trzon drużyny wokół Anthony’ego Edwardsa.
28-letni Towns wchodzi właśnie w pierwszy rok nowego, czteroletniego kontraktu wartego 220 mln dol., co dla organizacji stanowiło zbyt duży wydatek. Nie da się ukryć, iż sprowadzeni w jego miejsce zawodnicy generują zdecydowanie niższe koszty. Julius Randle ma przed sobą jeszcze dwa lata umowy o łącznej wartości 50 mln dol., zaś Donte DiVincenzo – trzy lata, za które trzeba mu zapłacić w sumie 36 mln dol. Zdecydowanie widać różnicę. Wygląda więc na to, iż odpuszczając reprezentanta Dominikany, Wolves po prostu chcą zrobić możliwie jak najwięcej, by uniknąć drastycznych kar, które grożą za przekroczenie drugiego progu podatkowego. Trudno jednak przypuszczać, by takie wytłumaczenie zadowalało kibiców, tym bardziej w obliczu obaw o kolejne cięcia budżetowe wprowadzane przez nową grupę właścicielską. To jednak temat na inny moment.
Rzeczona transakcja to również woda na młyn dla Knicks, którzy przy wciąż niepewnej sytuacji zdrowotnej Mitchella Robinsona i odejściu Isaiaha Hartensteina na gwałt potrzebowali doświadczonego podkoszowego. Kimś takim jest właśnie KAT, zawodnik sprawdzony w bojach. Wprawdzie oddanie Randle’a i – zwłaszcza – wchodzącego na coraz wyższy poziom DiVincenzo wydaje się sporą ceną, to jednak szczególnie w porównaniu do pierwszego z nich były już koszykarz Timberwolves jest postrzegany w charakterze wzmocnienia składu.
Rzecz jasna, Towns nie jest też idealny pod każdym względem. Wciąż mógłby poprawić to i owo pod względem gry w defensywie, jednak w ataku może dać drużynie Knicks zupełnie nowe możliwości, niezbędne w starciach z rywalami pokroju Boston Celtics. O ile oczywiście podopieczni Joe Mazzulli nie zaczną wykorzystywać słabości KAT-a na obwodzie, wychodząc na parkiet piątką strzelców. To jednak zweryfikuje boisko. Doskonale znający wady i zalety swojego nowego-starego podopiecznego Tom Thibodeau z pewnością zrobi wszystko, by jak najlepiej uwypuklić mocne strony podkoszowego, którego ceni bardziej od Randle’a.
Ten ostatni zresztą nie miał już w Nowym Jorku przyszłości, o czym również już pisaliśmy. Tylko czy w nowym otoczeniu coś się zmieni pod tym względem? Pozyskanie takiego na przykład DiVincenzo z pewnością wzmocni ekipę Leśnych Wilków pod względem rzutowym i głębi składu, jednak co w przypadku Juliusa? Już pojawiają się wątpliwości, czy będzie pasował do reszty zespołu. Trudno sobie wyobrazić, jak gra u boku Goberta bez zaburzania przestrzeni w ofensywie. A jeżeli ci dwaj będą „zatykać” strefę podkoszową, to czy znajdzie się miejsce do wjazdu pod kosz dla Antmana? Wreszcie oparty na grze jeden na jednego styl gry Randle’a może nie współgrać odpowiednio z młodą gwiazdą Timberwolves, a wtedy kto wie, czy były gracz Knicks gwałtownie znów nie znajdzie się na wylocie.
Reasumując, ciężko nie stwierdzić, iż przynajmniej w niektórych aspektach transakcja broni się dla obu stron. choćby o ile 29-letni skrzydłowy nie wypali, w Minnesocie i tak zaoszczędzą dodatkowe fundusze, które w dłuższej perspektywie pozwolą na utrzymanie trzonu drużyny. Knicks z kolei pozyskali niezbędnego im w nowym sezonie sprawdzonego na poziomie NBA podkoszowego. Co dalej? Przekonamy się już wkrótce. Do rozpoczęcia nowego sezonu pozostały tylko 24 dni.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.