8 godzin temu
Choć w ostatnich lata Miami Heat dwukrotnie meldowali się w finałach NBA, to na ten moment prawdopodobnie nikt nie zazdrości im obecnego położenia. Opera mydlana z Jimmym Butlerem trwa w najlepsze, choć minionej nocy — wbrew niektórym głosom — 35-latek wrócił do gry. Ekipa z Florydy zaliczyła jednak kolejną porażkę i trudno doszukiwać się tam w tej chwili światełka w tunelu.
Kiedy kierownictwo Miami Heat decydowało się na zawieszenie Jimmy’ego Butlera na siedem spotkań, wielu analityków głosiło wówczas, iż swój ostatni mecz w trykocie ekipy z Florydy 35-latek ma już za sobą. Wbrew tym zapowiedziom zawodnik wrócił minionej nocy do gry, a na parkiecie spędził ostatecznie 33 minuty. W tym czasie zdobył 18 punktów, trzy zbiórki i dwie asysty.
Heat musieli jednak uznać wyższość faworyzowanych Denver Nuggets. Oprócz kolejnego triple-double w wykonaniu Nikoli Jokicia świetnym występem popisał się również Jamal Murray, który zaaplikował rywalom 30 punktów. Podopieczni Erika Spoelstry odnieśli tym samym trzecią z rzędu porażkę, a jednocześnie szóstą na przestrzeni dziewięciu ostatnich spotkań.
— Wiem, czego się tu ode mnie oczekuje. Staram się to robić najlepiej jak potrafię, ale jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Wiedziałem, iż zagram [po zawieszeniu], bo tak mi powiedzieli. Prawdę mówiąc, wszyscy oprócz mnie powiedzieli wiele. Pozwolimy ludziom mówić tak, jakby wiedzieli wszystko, jakby mieli wszystkie odpowiedzi. Prędzej czy później cała prawda wyjdzie na jaw — mówił po meczu Butler, który na pytania dziennikarzy w szatni odpowiadał w koszulce… Chicago Bulls.
Heat tracą powoli dystans do czołowej szóstki Wschodu, gdzie wciąż utrzymują się trapieni kontuzjami Orlando Magic czy też Indiana Pacers. Za ich plecami na 10. pozycji znajdują się z kolei Chicago Bulls, którzy wyprzedziliby Miami, gdyby nie fatalna seria pięciu porażek w sześciu ostatnich meczach. Dalej — tuż za miejscem premiowanym grą w turnieju play-in — są Philadelphia 76ers, na których będzie trzeba uważać do samego końca.
Miami znaleźli się zatem w trudnym położeniu. Wciąż mają w swoim składzie gwiazdę, którą posądzają o brak zaangażowania i która wie jednocześnie, iż po zakończeniu rozgrywek natychmiast spakuje swoje walizki. Trudno oczekiwać zatem, by Butler wyznawał w kolejnych miesiącach ideologię “Heat Culture”, bo myślami jest już prawdopodobnie przy kolejnych negocjacjach kontraktowych.
Nawet o ile Heat uda się wymienić ostatecznie Butlera przed trade deadline, a w zamian pozyskają zawodnika, który teoretycznie od razu wzmocni zespół i będzie miał za zadanie wprowadzenie drużyny do play-offów, to czasu w zgranie się i zaadaptowanie taktyki trenera Spoelstry będzie miał on naprawdę niewiele.
Potencjalny nabytek może liczyć na niezwykle trudny początek. Tuż po trade deadline Miami czekają bowiem starcia z Boston Celtics, Oklahoma City Thunder oraz Dallas Mavericks. Po tej serii do zakończenia rozgrywek zasadniczych zostaną im jedynie dwa miesiące.
To wszystko zakłada jednak, iż do Heat trafi zawodnik, wobec którego będzie można stawiać wysokie oczekiwania. Mówiło się o Bradleyu Bealu, który swego czasu napędzał grę Washington Wizards, ale w tej chwili daleko mu do formy sprzed lat. Bardziej prawdopodobne wydaje się, iż na Florydzie wyląduje kilku zawodników średniego kalibru — być może z potencjałem na rozwój — ale to nie do końca wpasowuje się w timeline Bama Adebayo i Tylera Herro, którzy wchodzą w najlepsze lata swojej kariery, ale potrzebują u swojego boku gwiazdy z prawdziwego zdarzenia.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!
