Najtrudniejsza drużyna świata. Stworzyli maszynę do krytyki i hejtu

2 dni temu
Zdjęcie: screen https://twitter.com/343_digital, https://twitter.com/343_digital


Nikt tak nie przytłacza młodych geniuszy presją jak Anglicy. Nikt nie wypełnia ich plecaków oczekiwaniami tak szczelnie jak tamtejsi kibice i eksperci. Nigdzie droga z nieba do piekła nie jest krótsza. Doświadczyli tego David Beckham, później Wayne Rooney, teraz Jude Bellingham, który w sobotę skończył 21 lat, a już w niedzielę musiał być superbohaterem. I był, gdy półprzewrotką zdobywał cudowną bramkę. Ale już chwilę później skarżył się na presję i rozprawiał o "bzdurach", które go po ludzku dotknęły.
Anglicy już orzekli, iż gol Jude’a Bellinghama, który doprowadził do dogrywki w meczu 1/8 finału Euro i pozwolił uniknąć kompromitacji ze Słowacją, był jednym z najpiękniejszych i najistotniejszych w historii ich piłki. Słychać zachwyty i gratulacje, ale też wątpliwości Wayne’a Rooneya, poprzedniego młodego zbawcy Anglii, czy aby nie za dużo spada na tak młode barki. On najlepiej zna ten ciężar. Pytania o to, ile można oczekiwać od tak młodego człowieka, mnożą się szczególnie po jego golu, wymownej cieszynce i obscenicznym geście, którym to zainteresowała się UEFA, gotowa w ostateczności ukarać go zawieszeniem na ćwierćfinał.
REKLAMA


Zobacz wideo Co dalej z Lewandowskim? "To brzmi jak kiepski żart"


Wielu kibiców tego arcyważnego strzału nie zobaczyło. Wyszli ze stronu w Gelsenkirchen wcześniej, jeszcze przed doliczonym czasem gry. Trzech z nich zaczepił dziennikarz Sky News. Przeklinali Garetha Southgate’a, piłkarzy, całą Anglię. Szli już na pociąg, by odjechać przed wszystkimi. Nie wierzyli. Byli wściekli, wstrząśnięci, zdruzgotani, w szoku. I nagle, zza pleców, usłyszeli ryk tych, którzy czuli to samo co oni, ale nie spieszyli się na dworzec. W 95. minucie Jude Bellingham strzelił Słowacji gola na 1:1 i doprowadził do dogrywki, w której bramkę na wagę awansu zdobył Harry Kane. A kibice? Szukali w pobliżu telewizora, biegiem wracali na stadion albo dalej popijali piwo, które nagle zaczęło lepiej smakować.


Jude Bellingham: "Gra dla Anglii to przyjemne uczucie, ale też olbrzymia presja"
To był ostatni strzał w meczu, ale pierwszy lecący w bramkę Słowacji. Oddany w ekwilibrystyczny sposób - ni przewrotką, ni wolejem. Bellingham w kluczowym momencie zrobił dwa kroki w kierunku lecącej do niego piłki, przechylił ciało, wybił się i w powietrzu zdołał idealnie trafić piłkę. Jego ciało wylądowało na ziemi. I odbiło się od niej, jak od trampoliny. Działały euforia i adrenalina. Był jak w transie. Ale gwałtownie odezwał się w nim żal. W momencie triumfu wrócił do bolesnych opinii, które docierały do niego po meczach fazy grupowej. Ręką naśladował paplanie i wykrzykiwał: "Kto jeszcze?!". Nikt już nie miał nic do dodania.
A później Bellingham stanął z rozłożonymi rękami niczym Chrystus Zbawiciel. To był jego moment. euforii i ulgi, bo jak sam mówi "gra dla Anglii to przyjemne uczucie, ale też olbrzymia presja, bo ciągle słyszysz, jak ludzie dużo gadają". To nie był koniec - po chwili chwycił się w okolicach krocza, co niektórzy potraktowali jako pozbawiony szacunku gest wymierzony w Słowację. I pewnie pozostałoby to spiskową teorią, sprawą komentowaną w telewizyjnych studiach i portalach społecznościowych, gdyby śledztwa nie wszczęła UEFA, a Bellinghamowi nie groziło zawieszenie na ćwierćfinałowy mecz ze Szwajcarią.
Jego występ przeciwko Słowacji pełen był paradoksów. Strzelił gola, którym pisze się legendy i rzeźbi pomniki, ale wcześniej był mierny jak reszta zespołu. Nie tylko w tym meczu, ale też trzech wcześniejszych - w sumie oddał w nich jeden strzał, stworzył jedną szansę i strzelił jednego gola. W spotkaniu ze Słowenią aż do 95. minuty było jeszcze gorzej: nie miał ani jednego strzału, ani jednej stworzonej sytuacji, ani jednego odbioru, zaledwie 12 proc. podań do przodu, 22 proc. wygranych pojedynków i aż 16 strat. Gareth Southgate przyznał, iż kwadrans wcześniej zastanawiał się nad zdjęciem go z boiska. Wstrzymał się, bo liczył na jeden magiczny moment, przebłysk geniuszu. Tylko takie zagranie mogło bowiem wyciągnąć ślamazarną, nudną i przewidywalną Anglię znad przepaści. Po tym jak straciła 94 minuty i miała niecałe dwie, żeby się uratować, potrzebowała cudu. Dziennikarze już uszykowali artykuły, iż to porażka równie bolesna, jak ta z Islandią w 2016 r., też w 1/8 Euro. Ich narodowa trauma. Punkt odniesienia jeszcze wyraźniejszy niż w Polsce kompromitacja w Kiszyniowie. Symbol wstydu, niemocy i marazmu. Brakowało kilkudziesięciu sekund, by tamten horror się powtórzył.


Southgate spłonąłby na stosie. Piłkarze zablokowaliby komentarze w mediach społecznościowych, a i tak przygniotłyby ich tony hejtu i wyzwisk. Brytyjskie brukowce nie mają hamulców, a angielscy kibice i eksperci są bezwzględni. Gdy czują się rozczarowani, sięgają po najbardziej obrzydliwą broń - rasizm. To nie przypadek, iż Bellingham po meczu skarżył się na "bzdury" i rozprawiał o presji, z którą wiąże się gra w reprezentacji. choćby dla niego - zaznajomionego z gigantycznymi oczekiwaniami kibiców Realu Madryt - to coś przytłaczającego.
Tym większy należy mu się szacunek, iż w tak trudnym momencie zdecydował się na tak ryzykowny strzał. Dziennikarze zaczęli się zastanawiać, ilu jeszcze piłkarzy byłoby gotowych tak uderzyć piłkę, a ilu wolałoby ją przyjąć, może komuś podać, a może choćby kopnąć na bramkę, ale w bardziej kontrolowany sposób niż półprzewrotką. Wreszcie - ilu w ogóle miałoby techniczne umiejętności, by tak czysto i celnie trafić w piłkę w tak trudnych okolicznościach. Pieją nad jego umiejętnościami piłkarskimi, ale też doceniają mentalność niepasującą wręcz do piłkarza, który raptem dzień wcześniej skończył 21 lat.
W poniedziałkowym wydaniu "The Telegraph" Jamie Carragher napisał, iż "Bellingham nie tylko uratował erę Garetha Southgate’a, ale zmienił sposób, w jaki historia będzie go pamiętać". Wątpliwości wobec selekcjonera nie zniknęły, po turnieju niemal na pewno odejdzie, ale najpierw musi zmierzyć się z wieloma problemami. Dał już Anglii brąz mistrzostw świata i srebro mistrzostw Europy, ale był o krok od fatalnej puenty - wstydliwego odpadnięcia ze Słowacją i zmarnowania olbrzymiego kadrowego potencjału. Dostał od Bellinghama szansę, by nie został zapamiętany jako selekcjoner, który pojechał na jeden turniej za dużo.


Specjalista od goli w końcówkach meczów. "Nawyk z Realu"
Bellingham został wybrany najlepszym piłkarzem meczu, więc zgodnie z obowiązkami narzuconymi przez UEFA, musiał pojawić się na konferencji prasowej. Jako pierwszy za mikrofon chwycił hiszpański dziennikarz, który przypomniał, iż w debiutanckim sezonie w Realu wielokrotnie strzelał gole w końcówkach spotkań. - Tak, to nawyk, który przywiozłem z Madrytu - uśmiechnął się Bellingham. Statystyki każą uwierzyć, iż autor gola przeciwko Słowacji nie był przypadkowy. Środkowy pomocnik sześć razy w tym sezonie zdobywał bramki w doliczonym czasie gry drugiej połowy. I każdy był najważniejszy dla zespołu - pozwalał albo uniknąć porażki, albo dawał zwycięstwa. Bellingham dwukrotnie trafiał w Klasykach przeciwko Barcelonie - w 92. i 91. minucie. W najważniejszych momentach najważniejszych meczów był najważniejszym zawodnikiem na boisku.


Ale to tylko część historii. Na Euro najpierw został bohaterem, strzelając pięknego gola, a później pokazał ludzką twarz - sfrustrowaną, skrywającą żal i niezrozumienie. Anglia ma długą historię, w której na najzdolniejszych młodych piłkarzy zrzuca się presję tak olbrzymią, iż w końcu nie dają rady opanować własnych emocji. Tak było z Davidem Beckhamem w meczu z Argentyną w 1998 r., gdy dostał czerwoną kartkę za wyładowanie złości i sfaulowanie Diego Simeone. Tak było Waynem Rooneyem w 2006 r., gdy nadepnął Ricardo Carvalho i także dostał czerwoną kartkę, a Anglia odpadła. choćby w kobiecej piłce Lauren James, najbardziej utalentowana zawodniczka w kraju, na zeszłorocznym mundialu przespacerowała się po plecach rywalki z Nigerii i osłabiła swój zespół. Uległa frustracji - kraj oczekiwał cudów, a ona nie doskakiwała w tym meczu choćby do minimalnych oczekiwań. Sytuacja Bellinghama wciąż nie jest identyczna. Nie zachował się agresywnie, nikomu nie zrobił krzywdy, ale i jemu udzielają się emocje. Głośno o tym mówi.
Na Euro przyjechał po sezonie, w którym zdobył Ligę Mistrzów, mistrzostwo Hiszpanii i został wybrany najlepszym zawodnikiem w lidze. Ma 21 lat i świat u swych stóp. Fascynuje to, co już osiągnął, ale przede wszystkim perspektywa tego, co jeszcze może osiągnąć. Zewsząd słychać zachwyty nad tym, jaki jest dojrzały i jak bardzo predysponowany psychologicznie do tego, by odnieść sukces. W Borussii Dortmund poznał go Łukasz Piszczek. I wrażenia miał takie, jak pozostali: mądry, ambitny, stary jak na swój wiek. W reprezentacji z miejsca stał się liderem. W szatni jest najważniejszą postacią obok Harry’ego Kane’a, Kyla Walkera i Declana Rice’a. Na boisku - bodaj najważniejszym ze wszystkich piłkarzy, co pokazał też marcowy sparing z Belgią, w którym - a jakże - strzelił wyrównującego gola w 95. minucie. Szaleństwo wokół niego było coraz większe, oczekiwania też. Euro zaczął godnie - od gola na wagę zwycięstwa z Serbią, ale w kolejnych dwóch meczach - z Danią i Słowenią - był słaby jak reszta zespołu. Aureola spadła błyskawicznie.
W Anglii powtarzają, iż nikt nie rozumie Bellinghama lepiej niż Rooney, który w 2006 r. leciał do Niemiec z podobnym bagażem. Miał zaledwie 20 lat. Zdążył zachwycić już dwa lata wcześniej na Euro, był po znakomitym sezonie w Manchesterze United, jednym tchem wymieniali go wśród najlepszych piłkarzy na świecie i też wydawało się, iż najlepsze dopiero przed nim. Miał być, zupełnie jak Bellingham, teraźniejszością i przyszłością reprezentacji Anglii. Kilka dni temu, już po fazie grupowej, ale przed meczem Anglii ze Słowacją, Rooney był gościem podcastu Football Daily.
- Jude dobrze rozpoczął turniej, ale nie wydaje mi się, by sam był zadowolony z ostatnich dwóch występów. Wyglądał na bardzo sfrustrowanego - ocenił Bellinghama. - Widzieliśmy, jak macha rękami, jak ma pretensje do kolegów i do siebie. On jest bardzo wymagający. Skoro sam daje z siebie wszystko, to wymaga też tego od kolegów. I żeby było jasne: rozumiem go, bo byłem bardzo podobny. To nie krytyka. Wręcz komplement - mówił zmartwionym tonem. - On chce dominować w każdym meczu. Gdy to się nie udaje, wkrada się frustracja. Nie chcę, by doprowadziło to do sytuacji, w której na przykład mógłby dostać czerwoną kartkę - stwierdził. Część ekspertów wróciła do tych słów Rooneya po tym, jak Bellingham dostał ze Słowacją żółtą kartkę. Już w jego wślizgu część komentatorów dopatrzyła się frustracji.


Były napastnik zwrócił też uwagę na to, iż Bellingham, z wyjątkiem obowiązkowej konferencji prasowej, podczas Euro w ogóle nie rozmawia z dziennikarzami. - Jaki jest tego powód? Jest jednym z kluczowych piłkarzy, ikoną drużyny, powinien być liderem. Potrafi się wypowiadać, dobrze wypada w mediach. To mi mówi, iż prawdopodobnie nie czuje się najlepiej - stwierdził.


UEFA prowadzi śledztwo. "W sprawie potencjalnego naruszenia podstawowych zasad dobrego zachowania"
Po meczu ze Słowacją słowa Rooneya dostały drugie życie. Były cytowane w związku z tym, jak Bellingham cieszył się ze strzelonego gola. Ta prosta sprawa ma aż trzy wątki. Po pierwsze, trwa dyskusja o presji nakładanej na angielską kadrę i jej najzdolniejszych piłkarzy. Stąd nawiązanie Bellinghama do plotkowania i pytanie - "Kto jeszcze?". Po drugie, na konferencji prasowej tłumaczył tę cieszynkę, iż "pojawia się wiele bzdur", a gdy dziennikarze dopytali, co ma na myśli, stwierdził tylko: "na pewno wiecie, o jakie bzdury chodzi". Niepewność pozostała. Ale najciekawszy i najważniejszy jest trzeci wątek. Kilkadziesiąt sekund po strzeleniu gola, gdy koledzy odeszli już od Bellinghama, a on zmierzał na swoją połowę, złapał się w okolicach krocza. Niektórzy dopatrzyli się w tym geście lekceważenia rywali. Pomocnik wytłumaczył, iż był to jedynie żartobliwy gest skierowany do jego przyjaciół, którzy byli na trybunach, a do Słowacji ma szacunek za to, jak grała.
Krytycznie w sprawie zachowania Anglika wypowiadał się między innymi były reprezentant Niemiec Christoph Kramer. W studiu ZDF mówił: - To wybitny zawodnik. Musi jednak uważać na to, by w tak młodym wieku nie zacząć się puszyć. To, co uważam za naprawdę złe, to machanie rękami na swoich kolegów. W meczu ze Słowacją wykonał kilka takich gestów, ale też w ostatnich meczach.
Oficjalny komunikat w tej sprawie wydała UEFA: "Inspektor ds. etyki i dyscypliny UEFA przeprowadzi dochodzenie dyscyplinarne w sprawie potencjalnego naruszenia podstawowych zasad dobrego zachowania przez zawodnika Angielskiego Związku Piłki Nożnej, Jude’a Bellinghama, do którego rzekomo doszło w trakcie tego meczu. Informacje w tej sprawie zostaną udostępnione we właściwym czasie". Możliwe, iż Bellingham zostanie zawieszony na ćwierćfinałowy mecz.


Lepiej dla niego, by UEFA uznała, iż gest był skierowany do znajomych na trybunach, a nie ławki rezerwowych rywali. Mało co działa sprawniej niż angielska machina krytyki złożona z kibiców, ekspertów i tabloidów. Jeszcze nie wiadomo, w którą stronę wymierzy działa - w Bellinghama czy w szefów UEFA.
Idź do oryginalnego materiału