W plebiscycie Sport.pl wybieramy Moment Roku 2024 w polskim sporcie. Głosowanie na jedno z dziesięciu nominowanych przez nas wydarzeń - w sondażu pod tym tekstem. Ogłoszenie wyników - 31 grudnia.
REKLAMA
Przecieraliśmy oczy. To były dwie minuty jak ze snu. 26 października, El Clasico, Santiago Bernabeu, Real Madryt naprzeciwko, a Robert Lewandowski strzela dwa gole i wyprowadza Barcelonę na prowadzenie. Na stadionie robi się cicho, a my w Polsce czujemy, iż pisze się historia. W najbardziej prestiżowym meczu na świecie błyszczy chłopak z podwarszawskiego Leszna. Z jego sukcesami zdążyliśmy się oswoić, ale takie chwilach zachęcają, by spojrzeć na jego karierę szerzej i bardziej podniośle.
Zobacz wideo Złota Piłka dla Lewandowskiego czy Yamala? Żelazny: On nie ma szans
Co za występ Lewandowskiego! Dwa gole i "podanie roku"
Była 54. minuta, gdy najpierw pokazał Marcowi Casado, gdzie powinien zagrać piłkę, a już po chwili spotkał się z nią dokładnie we wskazanym miejscu. Uciekł obrońcom Realu, miał przed sobą tylko bramkarza. Nie wbiegł w pole karne, uderzył tuż sprzed linii, przy samym słupku, stawiając precyzję ponad siłę. A już w następnej akcji uderzył głową na 2:0. Znalazł miejsce między dwoma rywalami i raz jeszcze poszukał tego samego narożnika. Jakże symboliczne było zachowanie Hansiego Flicka, najlepszego trenera dla Lewandowskiego, który przy bocznej linii wykonał głową ten sam ruch, co Polak. Działali synchronicznie, w niemal telepatycznym porozumieniu. A był to przecież ich setny "wspólny" gol w zaledwie 85. meczu, w którym Flick prowadził Lewandowskiego.
Później gole strzelili jeszcze Raphinha i Lamine Yamal. Barcelona zmiażdżyła Real 4:0. Fruwała, dominowała i ocierała się o kolejne gole - sam Lewandowski trafił w słupek. Został wybrany najlepszym piłkarzem meczu, Hiszpanie nazwali go "czarodziejem", a tuż przed godz. 23 jego występ komentował premier Donald Tusk: "To jeden z najlepszych występów polskiego piłkarza. Fajna chwila oddechu od polityki" - napisał na X. W tym czasie internet podbijała już akcja Lewandowskiego z pierwszej połowy, w której zagrał piętą do Yamala i kilka brakowało, by zaliczył asystę. "Podanie roku" - stwierdzili dziennikarze "El Larguero", mimo braku gola.
Następnego dnia ruszył w Hiszpanii wyścig, kto skomplementuje Lewandowskiego najtrafniej i najbardziej. Katalońskie dzienniki zestawiały ten występ z pamiętnym meczem z 2013 r., w którym strzelił Realowi cztery gole w Lidze Mistrzów. Porównywały też jego odrodzenie do mitycznego feniksa, zachwycały się spokojem, jaki zachował przy pierwszej bramce i wyczuciem, które było kluczowe, by zdobyć kolejną. "Lewandowski młodnieje w Barcelonie. Gra, jakby nagle ubyło mu dziesięć lat. Lewandowski to jeden z kluczy do zmartwychwstania Barcelony" - pisał dziennik "El Espanol".
Lewandowski - zjawisko surrealistyczne
Na jego występ spojrzeliśmy w Sport.pl z polskiej perspektywy, nie mając wątpliwości, iż wydarzyła się rzecz absolutnie historyczna. "To były ważne dwie minuty nie tylko dla Barcelony i Lewandowskiego, ale dla historii polskiego sportu w ogóle. Ile razy jeszcze było nam dane zobaczyć, jak w najpopularniejszej na świecie dyscyplinie, uprawianej niemal w każdym kraju, na prawie każdym osiedlu, w najważniejszym klubowym meczu, najlepszy okazuje się Polak? Nie ma rywalizacji o bogatszej historii niż Realu z Barceloną. Nie ma też meczu, w którym na boisku jednocześnie byłoby tylu najlepszych i najzdolniejszych piłkarzy. Mbappe, Vinicius, Bellingham, Yamal, Raphinha, Pedri. A na okładkach dzienników z całego świata i tak wylądował Lewandowski. W smutnym piłkarsko kraju – z przeciętniutką ligą, z reprezentacją, która od dekad nie doskakuje do najlepszych, z klubami, które grają w trzeciej europejskiej lidze, ze słabą klasą średnią wśród piłkarzy i bez uznanych trenerów - Lewandowski jest zjawiskiem surrealistycznym" - pisaliśmy.
I chyba trafiliśmy w sedno, patrząc na komentarze pod skrótem tego meczu zamieszczonym przez Canal Plus, w których sporo jest wyznań rodaków o poczuciu dumy. Tam widać, ile znaczył ten występ i te dwa gole. "Będziemy ten mecz Lewandowskiego wspominać latami, jak z Wolfsburgiem. Brawo Lewy!"; "Najlepszy sportowiec w historii Polski, jak i najlepsza Barcelona od czasów Guardioli"; "Jest wielki. Ogromny szacunek"; "Lewy, jestem dumny"; "Jest niesamowity! Światowa klasa!"; "Lewandowski potwierdza swoje miejsce na podium obok Messiego i Ronaldo wśród największych potworów piłkarskich ostatnich lat"; "Jak to było? W ważnych meczach przeciwko mocnym rywalom Lewandowski nie strzela? Brawo Robert"; "Tyle euforii w tym szarym życiu. Brawo Robert, dzięki"; "Zawsze byłem dumny jako Polak z Lewandowskiego. Nawet, jak miał gorszy czas, to i tak byłem dumny, iż mamy takiego polskiego napastnika. Viva Robert Lewandowski".
Mecz prawdy
Ten mecz miał powiedzieć prawdę o Barcelonie, o samym Lewandowskim poniekąd też. Początek sezonu miała świetny, demolowała kolejnych rywali, a Polak korzystał i strzelał kolejne gole, wyraźnie uciekając w klasyfikacji strzelców gwiazdom Realu Madryt - Kylianowi Mbappe i Viniciusowi Jr. Ale do tamtego momentu terminarz układał się tak, iż nie miała okazji zawalczyć z rywalem ze swojej wagi, więc pokonywała co najwyższej ligowych i europejskich przeciętniaków. Aż przyszedł ostatni tydzień października, kiedy w ciągu kilku dni musiała najpierw zagrać z Bayernem Monachium, a później z Realem. I wtedy wszystkie ułożone tezy - o tym, jak wspaniała jest ta Barcelona i jak znakomitym trenerem jest Flick - miały zyskać znacznie większą wiarygodność.
Ale Barcelona spisała się tak dobrze, iż trzeba było pisać tezy nowe - jeszcze mocniejsze, jeszcze bardziej podniosłe, bo w tych dwóch meczach strzeliła osiem goli i straciła tylko jednego. Mocniejsi rywale sprawili, iż była lepsza niż kiedykolwiek. W obronie ocierała się o perfekcję, co chwilę łapiąc przeciwników na spalonym, a w ataku grała z fantazją i polotem. Wydawała się mocniejsza fizycznie i przygotowana do gry na wyższej intensywności niż Real i Bayern, które właśnie w tym aspekcie wyróżniały się w ostatnich latach.
- Jestem zadowolony z tego, iż zdobyłem dwa gole i z tego, jak zagraliśmy. To wspaniałe zwycięstwo. Będziemy się cieszyć przez kilka dni. Ten tydzień był niesamowity. Myślę, iż ze dwa dni możemy poświętować. To, co robi Hansi Flick, jest niesamowite, nie tylko ze mną, ale ze wszystkimi - mówił sam Lewandowski. - Flick to niesamowity trener. Nastąpiła radykalna zmiana w szatni. Zdobył szacunek bez konieczności krzyczenia czy czegokolwiek innego - dodawał Yamal. Barcelona miała po El Clasico sześć punktów przewagi nad Realem, a Lewandowski znakomitą statystykę 14 goli i dwóch asyst w zaledwie 11 ligowych meczach.
Czas płynie szybko. W futbolu szczególnie
Spojrzenie na ten mecz z perspektywy czasu w ogóle nie odbiera mu magii ani podniosłości. Wciąż widzimy w nim jedno z największych wydarzeń w karierze Lewandowskiego. Ale kilka tygodni, które minęły od tego spotkania, pokazuje, jak gwałtownie w futbolu mija czas i jak kilka trzeba - bo wystarczy kontuzja Yamala albo obniżka formy Julesa Kounde - by rozpędzona maszyna nagle zaczęła skrzypieć. Barcelona już nie przejeżdża się po kolejnych rywalach i nie urządza co kilka dni strzeleckich pokazów. Zaczęła za to przeciekać w obronie - w żadnym listopadowym i grudniowym meczu nie zachowała czystego konta. Lewandowski też nieco zwolnił - nie strzelił gola w przegranym meczu z Realem Sociedad, nie trafił też z Las Palmas (1:2), a przeciwko Mallorce pierwszy raz zaczął mecz na ławce rezerwowych i przesiedział na niej do końca.
Barcelona wciąż jest liderem, ale Real przy jednym meczu rozegranym mniej traci do niej już tylko punkt. I żaden to wielki kryzys. Po prostu ostatnie tygodnie nieco Barcelonę humanizują. Tamtego wieczoru na Bernabeu była przecież nieludzko dobra.