Podczas tegorocznego French Open Paryż oddał hołd swojemu królowi ceglanej mączki, który nie przegrał tu żadnego z 14. finałów od czasu Chiraca przez Sarkozy’ego i Hollande’a po Macrona.
– To była wielka przygoda, która rozpoczęła się w 2004 roku – kontynuował Rafa. Wtedy przyjechałem na turniej Roland Garros po raz pierwszy, ale nie zagrałem ze względu na kontuzję stopy. Wszedłem na szczyt tego kortu i powiedziałem, iż jeszcze tu wrócę. Wróciłem. Zagrałem w 2005… W kolejnych latach doświadczyłem wszystkiego, mając świetnych rywali, jak Andy Murray, Novak Djoković i Roger Federer oraz wielu innych, którzy pchali mnie ku moim fizycznym i mentalnym granicom.
Kulminacyjnym punktem ceremonii było odsłonięcie tablicy z odlewem buta Nadala oraz liczbą zdobytych tytułów w Paryżu, umieszczonej w mączce centralnego kortu Philippe’a Chatriera. Od 2021 roku ma on też swój pomnik w kompleksie kortów im. Rolanda Garrosa. Stalowy monument stoi przed bramą Ogrodu Muszkieterów, przed którym na szklanych panelach wypisano daty i wyniki jego czternastu finałowych zwycięstw.
Te 14 zwycięstw to absolutny rekord (cztery razy wygrał US Open i dwukrotnie Wimbledon i Australian Open). Nikt nie wygrał więcej razy jakiegokolwiek innego turnieju Wielkiego Szlema. W Paryżu na drugim miejscu w rywalizacji tenisistów jest Szwed Björn Borg z sześcioma tytułami w erze Open (od 1968 roku), a wśród tenisistek Amerykanka Chris Evert, która wygrywała siedem razy (Niemka Steffi Graf sześć razy). Bilans Nadala to 112 zwycięstw i tylko cztery porażki.
Najboleśniejszą była ta pierwsza, ze Szwedem Robinem Söderlingiem, którego wcześniej łatwo ogrywał. Przegrał z nim w 2009 roku, w czwartej rundzie. Było to w pochmurną niedzielę, 31 maja, na tym samym korcie Philippe’a Chatriera wypełnionym do ostatniego miejsca, jak przed kilkoma dniami, kiedy Rafę tak uroczyście żegnano. Przez 3,5 godziny trwała agonia Nadala – zanotowałem wtedy w tym Paryskim nie-co-dzienniku. Przegrał w czterech setach – a wcześniej stracił zaledwie jednego seta i to przed dwoma laty w finale przeciwko Federerowi. Söderling rozegrał najlepszy mecz w swoim życiu, a Nadal, nr 1 na świecie, sprawiał wrażenie fizycznie i psychicznie udręczonego, na granicy kryzysu nerwowego. choćby publiczność była przeciwko niemu, w żadnym momencie tamtego morderczego meczu nie była po stronie uwielbianego wcześniej – i później! – Rafy.
– Jak to możliwe – pytano – iż konkwistador z Majorki, niezwyciężony nad Sekwaną król ceglanej mączki, przegrał, i to właśnie wtedy, kiedy był tak silny jak nigdy dotąd? Podawano różne przyczyny: iż dokuczał mu uraz kolana, iż rozwód rodziców osłabił jego siłę wewnętrzną, iż się niepotrzebnie rozpraszał przed paryskim turniejem, spełniając kaprys autorytarnego prezydenta Uzbekistanu, Karimowa, i dając jego dzieciom lekcje gry w tenisa. Aż w końcu przyszło olśnienie i ze zdumieniem odkryto, iż przegrana Nadala dowodzi, iż i on jest tylko istotą ludzką, o czym wcześniej zapomniano. Mats Wilander skwitował to krótko: – Od teraz na Garrosie każdy może wygrać lub przegrać z każdym.
No i przegrał dwa razy z Novakiem Djokoviciem: w ćwierćfinale w 2015 roku i w półfinale w 2021 roku (wcześniej wygrał z nim 8 razy). – W półfinale pokonałem Rafę po epickim boju. Zdobyłem wtedy mój prywatny Mount Everest, bo zawsze, gdy grasz z Rafą, czujesz, iż wspinasz się na najwyższą górę świata – oświadczył Djoković. Czwarta przegrana, z Niemcem Alexandrem Zverevem, miała miejsce w pierwszej rundzie ubiegłorocznej edycji: – Wyszedłem na kort z dziwnym uczuciem, iż nie jestem już faworytem. Przegrałem, to również część gry.
I tak lata panowania Rafy odpłynęły w przeszłość. Została tablica ku jego pamięci zanurzona w ceglanej mączce. Ale… i Iga została, kobieca wersja Nadala, do którego jest porównywana. Przejęła po nim status królowej paryskiej mączki. Iga Świątek walczy o piąty w karierze i czwarty z rzędu triumf w wielkoszlemowym French Open, co nie udało się jeszcze żadnej tenisistce. Z polskich pięciu reprezentantów została w turnieju tylko ona, wszyscy inni odpadli w pierwszej lub drugiej rundzie. Walczy, choć w tym roku nie jest faworytką: od ubiegłorocznej wygranej w Paryżu nie udało się jej dotrzeć do finału żadnego turnieju WTA, spadła w światowym rankingu na piąte miejsce. No cóż: jak jej hiszpański idol, jest przecież tylko istotą ludzką, którą dopadło mentalne napięcie. A piąty tytuł i premia 2,550 mln euro czekają. Spokojnie: wdech, wydech, kumbhaka – jak nie w tym, to w przyszłym roku, bo jak sentencjonalnie rzekł był ów tenisowy idol: Przegrana to też część gry.
A ta gra trwa: lifty, smecze, forhendy… Po raz pierwszy będzie można śledzić decydującą fazę turnieju – od ćwierćfinałów aż po finały – w bezpłatnej strefie kibica na paryskim placu Zgody, na dwóch ogromnych ekranach. Strefa będzie otwarta dzień dłużej, do poniedziałku 9 czerwca, aby zwycięzcy mogli zaprezentować fanom swoje trofea. Lob nadziei podpowiada, iż i wtedy będzie tam przez cały czas Iga ŚWIĄTEK.