Na meczu Polaków w Berlinie nagle zapadła cisza. Niemcy nie wiedzieli, co robić

19 godzin temu
Zdjęcie: Fot. CEV, materiały prasowe


PGE Projekt Warszawa przypieczętował pierwszy w historii klubu awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów siatkarzy! W środowy wieczór polski zespół pokonał Berlin Recycling Volleys 3:1 (23:25, 25:17, 25:18, 25:21) i uciszył halę pełną niemieckich kibiców.
Do wyjazdowego meczu z Berlinem Projekt miał w tym sezonie Ligi Mistrzów bilans 5/5. Fazę grupową przechodził "na sucho" - przed przyjazdem do Niemiec stracił w niej tylko jednego seta. Przegrał go z ACH Lublana w drugiej kolejce zmagań, ale później był już nie do zatrzymania. Wydawało się, iż w środę nie będzie miał problemów z postawieniem kropki nad "i", iż tylko potwierdzi, jak bardzo zasłużył na awans do ćwierćfinału.


REKLAMA


Zobacz wideo Idol z dzieciństwa Jakuba Koseckiego? "Chciałem być jak on"


Rywale postawili Projektowi mur na siatce. I zgarnęli pierwszego seta
Jednak na początku spotkania drużyna gospodarzy dotrzymywała kroku warszawianom i napsuła im sporo krwi. Ci wystawili na nich silny skład - Bartłomieja Bołądzia w ataku, Jana Firleja na rozegraniu, Artura Szalpuka i Kevina Tilliego w przyjęciu, Jurija Semeniuka i Jakuba Kochanowskiego w roli środkowych oraz Damiana Wojtaszka jako libero. Polacy prowadzili 3:0, ale to nie przełożyło się na dalszą dominację - do połowy pierwszej partii było wyrównanie (12:12). Niemcy grali dość agresywnie, starali się wywierać presję na zawodnikach Projektu, którym zdarzało się sporo prostych błędów własnych. Nieźle na lewym skrzydle wyglądał Kevin Tillie, ale brakowało skuteczności atakującego Bartłomieja Bołądzia. kilka zmieniło krótkie wejście Lukasa Webera i Michała Kozłowskiego na podwójnej zmianie. Ale w tamtym momencie obie drużyny grały jeszcze bardzo nierówno - gwałtownie zyskiwały i traciły niewielką, maksymalnie dwupunktową przewagę.
Im bliżej kluczowych wymian seta, tym więcej pewności siebie zyskiwał zespół z Berlina. Chyba najwięcej, gdy ze stanu 18:20 dla Polaków wyszedł na prowadzenie 21:20. Jednak trener Piotr Graban wziął wtedy czas i chwilę później było już 21:22 po świetnym, silnym ataku Bartłomieja Bołądzia. Wydawało się, iż Projekt będzie w stanie kontrolować grę w końcówce, ale rywale naciskali. I to coraz bardziej. Wrażenie zrobił podwójny blok na Bołądziu dający punkt na 23:22. W tym elemencie dominowali nad Projektem - w całej partii zdobyli nim aż sześć, a warszawianie tylko dwa punkty. To był prawdziwy mur na siatce. Chwilę później kolejny blok dał im już dwie piłki setowe. Pierwszej nie wykorzystali, bo dobrym atakiem popisał się Kevin Tillie. Drugą Francuz wykorzystał za nich - przestrzelił na zagrywce. Tak Projekt przegrał drugiego seta w tym sezonie Ligi Mistrzów, wynikiem 25:23 dla gospodarzy.


Szalpuk podgrzewał atmosferę, a Tillie się zemścił
Drugą partię na boisku rozpoczął Lukas Weber, który zmienił na pozycji atakującego Bartłomieja Bołądzia. Wejście w set znów należało do Projektu. Kontrolowali grę (4:6), a potem doszli choćby do trzypunktowego prowadzenia (8:11, 10:13). Berlin zaczął bardziej ryzykować w polu zagrywki, co pozwoliło im wyrównać stan seta, ale chwilę później znów to warszawianie byli skuteczniejsi w kilku akcjach. Wrócili do długo niewidzianych w tym meczu ataków przez środek, a atmosferę spotkania podgrzewał skuteczny na lewym skrzydle Artur Szalpuk. Podchodził choćby i nieco sprzeczał się pod siatką, gdy trzeba było pokazać rywalom, iż piłka uderzyła o blok po jednym z ataków.
Gdy Polacy osiągnęli poziom czterech punktów przewagi, stało się jasne, iż nie wypuszczą tego z rąk. Gra przez środek ze świetnym Jurijem Semeniukiem, więcej opcji w ataku, a do tego blok - wachlarz opcji do zdobywania punktów zwiększył się za bardzo, żeby Projekt tego nie wykorzystał. Seria punktowa od stanu 16:20 do 16:24. Chwilę później Kevin Tillie zemścił się za zakończenie pierwszej partii - wtedy popełnił błąd, a teraz to on skończył atak decydujący o wygranej w secie wynikiem do 17. To już był zupełnie inny Projekt, funkcjonujący o wiele lepiej niż na początku meczu. Kolejni zawodnicy wchodzili na coraz wyższy poziom - sam procent skuteczności w ataku wzrósł z 34 do 47 procent, a Projekt stawał się lepszy w niemal każdym elemencie. Rywale z Berlina wydawali się zupełnie wybici z rytmu.


Tak Projekt uciszał berlińską halę. Niemcy nie dowierzali i nie wiedzieli, co robić
Po niektórych zagraniach zawodników Projektu w Max-Schmeling Halle w Berlinie zapadała cisza. To obiekt, który może pomieścić 7,5 tysiąca osób. Kibice Berlin Recycling Volleys i spora grupa wyjazdowa z Warszawy wypełniły do niemal ostatniego miejsca dostępną część obiektu. Wyłączonych było tylko kilka górnych sektorów, a przed halą od pierwszych minut po otwarciu stała spora kolejka do wejścia. Ostatecznie w hali zasiadło 5236 kibiców.
Atmosfera podczas samego meczu zawsze jest tu wyjątkowa, bo trybuny są bardzo blisko boiska i świetnie słychać reakcje kibiców. W tym wypadku rytmiczne uderzenia bębnów i klaskaczy. Niemieccy fani po pierwszym secie wiwatowali, ale w trakcie drugiego i trzeciego musieli się zająć oprawą spotkania i śpiewaniem piosenek granych przez DJ-a. Z każdym punktem było ich słychać coraz mniej. Po tym, jak Projekt zdominował ich siatkarzy na boisku, najpierw nie dowierzali, byli zupełnie zduszeni i ucichli. A potem nie wiedzieli, co zrobić - doceniać ich grę, czy starać się jakoś wesprzeć zbierających spory łomot gospodarzy?
Pięć punktów przewagi osiągnięte przez Projekt dwukrotnie - przy stanie 5:10 i 10:15 - dobrze obrazowało, jak duża różnica dzieliła wtedy siatkówkę prezentowaną przez oba zespoły. A już atak Linusa Webera z sytuacyjnej piłki w narożnik boiska, którego Niemcy nie mieli prawa podbić, udowodnił, iż Projekt odleciał na poziom niedostępny dla Niemców. Po chwili dwa kolejne świetne ataki dołożył Tillie i zrobiło się siedem punktów na plus dla Projektu (16:23). Zakończenie seta wygraną było formalnością, której dokonał autowy atak gospodarzy. Projekt wygrał do 18 i pewnie kroczył po jeszcze jedno zwycięstwo w fazie grupowej LM.
Wypadek przy pracy, a potem pokaz klasy. Projekt jednym z trzech polskich zespołów w ćwierćfinale LM
Warszawianie udowodnili, iż pierwszy set to był tylko wypadek przy pracy, a w całym meczu byli o klasę lepsi od zawodników z Berlina. Ci jeszcze na początku (7:5) i w połowie (15:15) potrafili im się postawić, ale nie na tyle, żeby przedłużyć spotkanie o tie-breaka. Dobrze, iż walczyli do końca, bo do ostatniego punktu żyły trybuny i naprawdę dobrze oglądało się ten mecz. Ale na koniec musiała triumfować drużyna z PlusLigi. Przy niektórych zagraniach siatkarzy Piotra Grabana można było tylko pokiwać głową z uznaniem. A zwycięstwo 25:21 i 3:1 zagwarantował im nieudany atak Jake'a Hanesa.


Projekt zakończył fazę grupową meczem, który nie był idealny, bezbłędny, ale dostarczył im kolejne trzy punkty i w dobry sposób podsumował to, jak zaprezentowali się w pierwszej części rozgrywek. Nie ma jednak co ukrywać, iż grupa, w której się znaleźli - poza Berlinem były w niej jeszcze ACH Lublana i Noliko Maaseik - nie należała do najtrudniejszych. Warszawianie nie pozostawili jednak złudzeń, która drużyna była w niej najlepsza. A przecież w poprzednich latach często to właśnie przez to nie potrafili wyjść z grupy. Teraz zupełnie zasłużenie zagrają w ćwierćfinale.


I to jako jedna z trzech polskich drużyn. Projekt wygrał grupę A, ale pierwsze w swoich grupach były też Aluron CMC Warta Zawiercie (grupa C) i Jastrzębski Węgiel (grupa E). Zawiercianie w środę okazali się lepsi od włoskiego Milano, a Jastrzębski pokonał inną niemiecką drużynę, Lueneburg - w obu meczach padł wynik 3:0. Pierwszy raz w historii Polska ma w ćwierćfinale LM trzy zespoły. Oby to przekuło się w kolejny triumf w najważniejszych rozgrywkach europejskiej siatkówki.
Idź do oryginalnego materiału