Eliud Kipchoge to 38-letni biegacz pochodzący z Kenii, mający na swoim koncie już wiele sportowych osiągnięć. Na tle innych zawodników wyróżnia się ponadprzeciętnymi umiejętnościami, co po raz kolejny udowodnił fenomenalnym występem w Berlinie, gdzie ponownie pobił rekord świata w maratonie. Jego postać daje miłośnikom biegania dawkę motywacji – dla wielu jednak stanowi „niesportowy” autorytet.
Start Eliuda Kipchoge w tegorocznym maratonie berlińskim niósł za sobą duże emocje. W stolicy Niemiec zebrało się ponad 45 tysięcy uczestników z całego globu, mających wyjątkową okazję wystartować u boku najsłynniejszych nazwisk tego sportu. Jedno jednak zdecydowanie wybijało się na pierwszy plan. Startujący z numerem „1’’ Kipchoge już przed tegorocznym startem cieszył się tytułem rekordzisty świata na dystansie maratońskim, dzięki swojemu wynikowi 2:01:39, osiągniętemu w 2018 roku również w stolicy Niemiec. We wrześniu ponownie powrócił na ulice Berlina w zachwycającym stylu, pobijając swój własny rekord sprzed czterech lat. Gorąco witany przez tysiące kibiców, pojawił się na mecie już po 2 godzinach, 1 minucie i 9 sekundach, poprawiając tym samym wynik aż o 30 sekund.
Połowę dystansu Kipchoge pokonał bardzo gwałtownie – w niecałą godzinę. Dawało to nadzieję na ukończenie całości przy złamaniu bariery 2 godzin, jednak w drugiej części nie udało mu się utrzymać tak wysokiego tempa.
Próba wiedeńska
Kipchoge ma już w zbiorze swoich osiągnięć przebiegnięcie dystansu maratońskiego w czasie 1:59:40. Dokonał tego w 2019 roku w Wiedniu, tym samym stając się pierwszym człowiekiem w historii, który pokonał ten dystans w mniej niż dwie godziny. Aby osiągnąć ten cel, w próbie uczestniczyli również inni biegacze, zmieniający się co 5 kilometrów. Biegnąc w specjalnej formacji przypominającej strzałkę, chronili Kenijczyka przed wiatrem oraz pomagali mu utrzymać odpowiednie tempo – 21 km/h. Całe wydarzenie było ukierunkowane na sukces jednego zawodnika – nie spełniono więc ściśle określonych kryteriów, aby wynik zaliczał się do oficjalnej klasyfikacji rekordów. Niemniej jednak – Kipchoge dokonał tam historycznego czynu, który wcześniej wydawał się poza zasięgiem człowieka. W świecie sportu wydarzenie to porównywane jest do lądowania na Księżycu – zostało zrealizowane przez nielicznych, stanowi jednak sukces całej ludzkości.
Zamknięcie części miasta, zaangażowanie setek ludzi w organizację czy też sprowadzenie najlepszych biegaczy w roli pacemakerów – to tylko część starań, jakie włożono w realizację planów w Wiedniu. I to wszystko – jakby się mogło wydawać – dla jednego sportowca. Dlaczego akurat Kipchoge?
Filmowa historia
Kenijczyka cechuje samodyscyplina oraz zapał do ciężkiej pracy. Przyznaje, iż nauczyła go tego matka. Do biegania zainspirował go sąsiad z rodzinnej wioski – Patrick Sang, który rozpisał mu pierwszy program treningowy. Sang jest jego mentorem do dzisiaj, a nasz bohater nazywa go też ,,trenerem życia”. Na początku Kipchoge odnosił sukcesy na krótszych dystansach, a także w biegach przełajowych. Te drugie dały mu przepustkę do wielkiego świata. Po tym, jak w 2003 roku został Mistrzem Świata Juniorów, dołączył do reprezentacji Kenii na lekkoatletyczne MŚ. I tak, nikomu nieznany, Eliud pojawił się w Paryżu, z którego wyjechał ze złotem – w biegu na 5000 metrów. Medal zdobył w wyniku niezwykle emocjonującego wyścigu z faworytami tego dystansu. Najpierw wyprzedził Kenenisa Bekele, a ostatecznie także Hichama El Guerrouja, pokonując go o… 0,04 sekundy.
Przez kilka kolejnych lat dalej osiągał sukcesy na bieżni. Częściej jednak sięgał po srebro i brąz. Z biegiem czasu przestał stawać na podium MŚ, a na Igrzyska Olimpijskie w Londynie w 2008 roku nie zakwalifikował się wcale. Po tych wydarzeniach Kipchoge zdecydował się zmienić swoje sportowe priorytety – zaczął startować w biegach ulicznych. W 2013 wbiegł na drogę kariery maratońskiej, rozpoczynając ją od zwycięstwa w Hamburgu, gdzie odnotował wynik 02:05:30. Następnie, także jako pierwszy, przekraczał mety w Chicago, Rotterdamie, Berlinie czy Londynie. W dorobku biegacza brakowało już tylko złota olimpijskiego w maratonie, co zmienił w 2016 roku. Wygraną w Rio de Janeiro podsumował tak: „Po to tu przyjechałem. Złoto olimpijskie znaczyło dla mnie więcej niż wszystko to, co stało się wcześniej w mojej karierze. Chciałem je przywieźć do domu w Kenii. Mój występ napawa mnie dumą”.
Wyjątkowe podejście do sportu i życia
Sportowiec znany jest nie tylko dzięki swoim predyspozycjom. Charakteryzuje go niespotykany spokój, przez co często nazywany jest filozofem. Określenie to jest nad wyraz trafne – w licznych wywiadach i rozmowach Kipchoge używa biegania jedynie jako metafory odnoszącej się do każdego rodzaju działania. W rozmowie z doktorem Ranganem Chetterjee, prowadzącym podcast o charakterze prozdrowotnym, podkreślał: „Żaden człowiek nie jest ograniczony”, wyjaśniając dalej: „Nie chodzi tu tylko o bieganie, a o wszystkie profesje na świecie. Chcę, żeby inżynier pozbył się bariery w swoim umyśle, aby mógł wymyślić coś, co pomoże temu światu. Chcę, żeby nauczyciel miał jak największe chęci do wlewania dzieciom do głowy wiedzy”. W jednostkowym sukcesie zawsze widzi korzyści, jakie przynosi on ogółowi.
W całym ogromie swoich indywidualnych osiągnięć, Kenijczyk pozostaje skromny i podkreśla, jak bardzo ceni sobie wartość pracy zespołowej – „100% mnie samego jest niczym w porównaniu do 1% całej grupy”. Trenuje zespołowo w grupie NN Running Team, zrzeszającej najlepszych biegaczy świata. Razem przygotowują się do zawodów, przebywając miesiącami na obozach treningowych w Kenii. Śpią w warunkach raczej spartańskich, sami gotują, sprzątają i wspólnie wymieniają się obowiązkami. Kipchoge nie potrzebuje wiele do szczęścia. Docenia prostotę życia: „W życiu chodzi o to, by być szczęśliwym. Wierzę w spokojne, proste życie. Żyjesz prosto, ciężko trenujesz i żyjesz uczciwie. Wtedy jesteś wolny.”
Kenijczyk niezaprzeczalnie posiada świetne predyspozycje do biegania, jednak w jego sukcesie dużą rolę odgrywa podejście. Samodyscyplina, opanowanie i pokorne przyjmowanie zarówno osiągnięć, jak i początkowych porażek, to elementy, dzięki którym stał się autorytetem. Docenia pracę w zespole, a po swoich triumfach przydziela zasługi ludziom dookoła. Swoim doświadczeniem, a także błyskotliwymi i uniwersalnymi mottami, motywuje tłumy do spełniania się – nie tylko na płaszczyźnie sportowej. Tegoroczny sukces w Berlinie stał się kolejnym alegorycznym wzorem przełamywania własnych granic. Kipchoge podzielił się i tym osiągnięciem, podsumowując: „Limity są po to, żeby je łamać. Przez ciebie i przeze mnie, razem”.
Martyna KOŚCIELSKA