Michał Gierżot: Będziemy nad tym ubolewać

2 tygodni temu

– Wiadomo, iż takie rezultaty i mecze na styku bolą o wiele bardziej, niż gdyby człowiek przyjechał, dostał trzy razy 25:15 i wrócił do busa – wtedy zapomniałby od razu o takim pojedynku. Niestety będziemy ubolewać. Widzieliśmy swoje szanse i wierzyliśmy, iż mogliśmy. Jestem przekonany, iż przestraszyliśmy przeciwników – powiedział Michał Gierżot, przyjmujący PSG Stali Nysa.

SENSACJA WISIAŁA W POWIETRZU?

PSG Stal Nysa przegrała w drugim ćwierćfinałowym meczu PlusLigi z Aluronem CMC Wartą Zawiercie 2:3 na wyjeździe. Ekipa z Opolszczyzny prowadziła jednak w meczu 2:0, a w czwartej odsłonie wygrywała już 13:9. W powolnym tempie, ale jednak w hali w Zawierciu zaczął unosić się zapach sensacji. Samo doprowadzenie przez podopiecznych trenera Daniela Plińskiego do ewentualnego złotego seta stanowiłoby niemałą niespodziankę.

– Nie rozdrabniałbym tego na siatkarskie cudy. Po prostu powiedzmy niespodzianka. My też potrafimy grać w siatkówkę. Również możemy i mamy czym postraszyć. Na pewno jest szkoda, bo fajnie weszliśmy w mecz. Zagraliśmy va banque, all in – wszystkim co mieliśmy i mówię oczywiście o emocjach. Nie chcę mówić, iż graliśmy koncertowo, ale bardzo dobrze. Trzymaliśmy side-out i bardzo dobrze spisywaliśmy się na siatce. Niestety zabrakło trochę tej pozytywnej energii. W trzecim i czwartym secie przeciwnik dołożył swoje. Na pewno rywale grali o wiele lepiej niż w pierwszych dwóch odsłonach. Tak to też potem jest – mówił Michał Gierżot, przyjmujący PSG Stali Nysa.

WIADOME NASTROJE STALOWCÓW

Nie trzeba specjalnie domyślać się, jakie nastroje panowały po meczu w szeregach nysian, którzy czuli, iż mogli, iż ewentualna konfrontacja w złotym secie była na wyciągnięcie ręki. Doświadczenie zawiercian wzięło jednak górę w kluczowym momencie połowy czwartej partii, zapobiegając nerwowemu rozdaniu. Jak tłumaczy jednak sam zawodnik Stali – taka porażka jest bardziej bolesna, aniżeli “gładkie” 0:3.

Uważam, iż nie sztuką jest grać dobrze, kiedy wszystko wychodzi. Trzeba też umieć się podnosić w takich setach, kiedy po prostu się nie układa. Wynik jest, jaki jest. Myślę, iż możemy wyjść z sali z podniesionymi głowami. Wiadomo, iż takie rezultaty i mecze na styku bolą o wiele bardziej, niż gdyby człowiek przyjechał, dostał trzy razy 25:15 i wrócił do busa – wtedy zapomniałby od razu o takim pojedynku. Niestety będziemy ubolewać. Widzieliśmy swoje szanse i wierzyliśmy, iż mogliśmy. Jestem przekonany, iż przestraszyliśmy przeciwników. Wiadomo, iż to zawiercianie byli faworytem, ale szkoda, bo mieliśmy jedną szansę i jej nie wykorzystaliśmy – wyjaśnił Gierżot, który w meczu z Wartą zdobył w sumie 11 punktów, z czego wszystkie atakiem i skończył 11 z 24 piłek, co oznacza skuteczność na poziomie 46%.

ZNALAZŁ SIĘ BOHATER

Przy stanie 12:8 w czwartej partii trener Michał Winiarski desygnował do gry w miejsce Karola Butryna Daniela Gąsiora oraz poprosił o czas. Jak się po dosłownie chwili okazało – decyzja ta była strzałem w dziesiątkę, wszak 29-latek sprawił duże trudności rywalem swoim serwisem, notując jednocześnie asa, a także zagrywając pięciokrotnie. Jeszcze przez moment toczyła się gra punkt za punkt, ale swoją przewagę zbudowała Warta, której nie wypuściła już do samego końca odsłony.

– To klasyka siatkówki. Ktoś wchodzi na zagrywkę, wstrzeliwuje się, robi dwa-trzy asy, nie kończymy jakiegoś side-outu i wynik się wyrównuje. Nie chcę mówić, iż siatkówka jest prawem jednej serii, ale często ten, kto dobrze wejdzie w mecz i utrzyma dobrze zagrywających w polu serwisowym, później wygrywa. Tego zabrakło. Może też troszkę spokoju i takiego niesilenia się w przyjmowaniu piłki, tylko utrzymanie i granie na wysokiej piłce. Wiemy, iż potrafimy to grać i jesteśmy w tym bardzo dobrzy. Jestem dumny z chłopaków i z tego, iż mogę z nimi trenować, wygrywać i przegrywać. Sezon się jeszcze nie skończył, ale można powiedzieć, iż się skończył, bo chcieliśmy czegoś więcej, aniżeli walka o miejsca 7-8. Niestety się nie udało – zakończył Michał Gierżot.

Zobacz również
Rezerwowi postawili kropkę nad “i”. Macionczyk: Nie chcieliśmy obniżać poziomu

Idź do oryginalnego materiału