Mariusz Giżyński – zawsze lubiłem rywalizację

2 miesięcy temu

Mariusz Giżyński to biegacz, trener, organizator biegów i człowiek, który pasją do biegania zaraził rzeszę ludzi. W 2010 roku, podczas lekkoatletycznych Mistrzostw Europy w Barcelonie zajął bardzo dobre, dwunaste miejsce w maratonie. Nam opowiedział o wspomnieniach z tamtego dnia, o tym dlaczego wciąż ma ochotę biegać i czy jeszcze wróci do szybkiego biegania w Hiszpanii. Wszystko to na kilka dni przed startem maratonu w Barcelonie, gdzie będziemy i my w ramach KieRUNku BarcelONa.

Bartłomiej Falkowski – Bieganie.pl: Jakie jest Twoje najwyraźniejsze wspomnienie po Mistrzostwach Europy w Barcelonie w 2010 roku?

Mariusz Giżyński: W pewnym momencie, około trzydziestego kilometra, widziałem czwartego zawodnika. Wtedy wierzyłem w to święcie, iż go dojdę. To był taki moment, iż doganiałem kolejnych zawodników. Byłem już na siódmej pozycji. To było spełnienie marzeń dziecięcych. O tym, iż jestem na dużej imprezie i wdrapuję się na podium. Zbliżałem się, aż niestety przyszedł kryzys i zamiast ja wyprzedzać, to mnie zaczęto wyprzedzać. To był dopiero mój czwarty maraton. Dopiero się uczyłem. Przeszarżowałem trochę, ale był taki moment, iż biegłem ramię w ramię ze Stefano Baldinim. Można powiedzieć, iż guru biegowym, niedawnym mistrzem olimpijskim w 2004 roku. To było połączenie kilku dużych rzeczy. To były też moje pierwsze Mistrzostwa Europy seniorów. Na pewno zapamiętam to na długo. To był trudny bieg ze względu na pogodę. Było piekielnie gorąco. Straciłem tam pięć kilo.

Myślisz, iż przez to, iż był to dopiero czwarty maraton to nie miałeś takiej wielkiej obawy przed temperaturą i pobiegłeś odważniej, bo po prostu nie wiedziałeś co się stanie? Na końcowych etapach trochę cię „poskładało”, ale tak, czy inaczej dowiozłeś fajny wynik.

Tak, myślę, iż mogło tak być. Chociaż ja tam nie ruszyłem jakoś bardzo odważnie. Dziesięć kilometrów biegliśmy wolno. Miałem założenie, by pobiec dla drużyny. Wtedy Heniu Szost miał drugi wynik w stawce. Adam Draczyński także był jednym z lepszych na listach. Liczyliśmy na sukces drużynowy. Ja miałem wynik pod koniec czwartej dziesiątki. Nie byłem faworytem i znałem swoje miejsce w szeregu.

Dużo też szukałem wiedzy jak zachować się w upale. Rozmawialiśmy z trenerem Gajdusem z zawodnikami, którzy biegali w upalnych warunkach. Rozmawialiśmy m.in. z panem Hurukiem, który w Barcelonie podczas Igrzysk Olimpijskich osiągnął swój największy sukces. Staraliśmy się dopasować do warunków. Moją inicjatywą był wyjazd do Rzymu po to, by zaaklimatyzować się do ciepła. W Barcelonie nie mogliśmy znaleźć sensownego ośrodka z dobrymi warunkami. Szyłem kieszonki do czapeczek żeby wkładać tam lód. Uszyłem kamizelkę lodową. Wtedy nie było tego dostępnego tak jak dziś. Też Kuba Czaja dużo mi pomógł z odżywianiem na trasie. Wtedy nie było to znane. Były może ze dwie firmy, które robiły żele gdy debiutowałem w Dębnie. To były początki. Ale też to, co powiedziałeś na początku. Nieświadomość tego, co mnie czeka nie zablokowała mi głowy. Chociaż patrząc na późniejsze maratony to wszystkie ciepłe maratony miałem dobre. Wyprzedzałem wielu zawodników, którzy na papierze mieli lepsze życiówki. Mogę się też pochwalić, iż Ola Lisowska nie kryła nawet, iż uzyskała ode mnie kilka porad odnośnie biegania w cieple.

Niedawno byłeś w Sewilli gdzie biegłeś jako zając dla Ani Bańkowskiej. Tydzień później w Castellon biegali bardzo mocno 10 kilometrów. Teraz zbliża się dobrze obsadzony, szybki maraton w Barcelonie. Biegów w Hiszpanii z dobrymi wynikami jest cała masa. Co Twoim zdaniem wpływa na taki poziom biegów w tym kraju?

Hiszpania widzi potrzeby zawodników i wychodzi im naprzeciw. Ma też genialne położenie geograficzne. Organizują biegi w tym czasie, kiedy pogoda jest optymalna. Szukają też optymalnych tras. W Walencji zmieniali choćby profil zakrętów, żeby szybciej można przez nie przebiegać. W Barcelonie też w tym roku ma być nieco łatwiejsza trasa. Oglądałem na stronie maratonu, iż lekko zmieniono trasę względem zeszłego roku. Wtedy był lekkie podbiegi. Barcelona jest pagórkowata. Organizatorzy robią jednak wszystko, by było jak najbardziej płasko. Trasa przez to trochę kluczy, ale biega się też przy wielu zabytkach. Meta jest pod łukiem triumfalnym. W 2010 roku, bardzo dokładnie pamiętam, iż przebiegałem pod nim cztery razy, bo był tam punkt nawadniania, który ratował życie. Dodatkowo Hiszpanie kochają sport, kochają uczestniczyć w sporcie. Biegają, kibicują. Dobrze się tam biega, potem wyjeżdża z dobrymi emocjami. To też trochę namiastka wakacji. Ludzie przyjeżdżają na maraton, rano jest chłodno, a po południu już dwadzieścia stopni i można złapać trochę słońca. Szczególnie jest to ważne dla ludzi z państw takich jak Polska.

Jesteś trochę ewenementem, iż po tylu latach wyczynowej kariery dalej biegasz, dalej chce Ci się ścigać. Rozmawiałem z Henrykiem Szostem i Błażejem Brzezińskim i oni bardzo mocno podziwiali ten Twój zapał. Skąd to się bierze?

To już nie jest, aż tak, jak kiedyś. Może choćby dobrze. Jest tak, iż miesiąc sobie biegam, jest miło i przyjemnie, przychodzą jakieś okoliczne zawody i tak rodzi się myśl, iż zrobię jakieś tempo i może się pościgam. Już nie wybieram tych długich dystansów tylko krótsze. Zawsze lubiłem rywalizację. Fakt, iż już nie ścigam się o najwyżesze cele, ale jest podobnie. Lubię też atmosferę zawodów. Czasem jako kibic, ale jednak jak się ściga to przeżywa się w pełni taką imprezę. Sam też organizuję imprezy i ta atmosfera mnie wciąga. Mam pewnie około 600 biegów zaliczonych i zawsze podoba mi się atmosfera. Może kiedyś mi się to zmieni. Myślę, iż może choćby dobrze jakby mi się zmieniło, to bym się trochę uspokoił (śmiech). No ale cieszę się, iż ten ogień nie gaśnie.

Patrzę na Tadesse Abrahama, również zawodnika On, tak jak Ty, który jest jedynie rok młodszy. Abraham dalej ściga się będąc w ścisłym topie, pobiegnie teraz w Barcelonie, wystartuje na Igrzyskach. Jak patrzysz na takich długowiecznych zawodników to nie myślisz o tym, iż sam mogłeś przeciągnąć karierę mając taki zapał?

Myślę, iż tak. Gdybym miał takie możliwości. Jednak życie układa się różnie, jest wiele rzeczy niezależnych od nas. Powiem tak, decyzja nie należała do mnie. Musiałem iść do pracy. Nie da się łączyć tych dwóch rzeczy. Także kontuzje wpłynęły na decyzję. W Dębnie w 2021 roku doznałem kontuzji. Wtedy też trochę zgasła miłość do maratonu. To było trudne fizycznie i psychiczne. To zdecydowało, iż kończę z wyczynem. Gdybym miał taką możliwość to jeszcze rok, dwa mógłbym się pościgać. Ale jak przestałem trenować wyczynowo to siadła regeneracja. Żeby trenować jak Tadesse, czy Kipchoge to trzeba mieć wszystko podporządkowane pod trening. Ja nie mam takie możliwości. Koniec kariery zależy też od biologii. Niektórzy gwałtownie dojrzewają, szybciej się starzeją, to bardzo indywidualne. Ja teraz wygaszam powoli silnik. Zawsze uważałem, iż nie można odciąć biegania z dnia na dzień. Trzeba wygaszać powoli wyczynowe bieganie, bo metodologia mówi, iż tak jest zdrowiej. Więc ścigam się, ale na krótkich dystansach, biegam mniej, daję sobie więcej czasu, nie stawiam już tak wysokich celów.

Jak już wspomnieliśmy, iż Abraham i Ty jesteście ambasadorami On, to muszę zapytać o buty. Jakie byś doradził na maraton? Bo są Cloudboom Echo 3 z karbonem, ale też nowe Cloudmonster 2. Które buty są dla kogo?

On ma takie badania, które mówią, iż karbon działa przy prędkości szybszej niż 3:50 min/km. Ja bym się z tym zgodził. To jest tak, iż karbon działa tym lepiej im szybciej biegniemy. Krok jest inny. Wtedy to ma sens. jeżeli biegamy wolniej, czy masa ciała jest większa, to trzeba mieć bardziej miękki but. Wielu biegaczy, również z mojej grupy biegowej, używa Cloudmonster. To jest taki bardzo interesujący model. Taki dynamiczny mimo bardzo grubej podeszwy. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, iż to but tylko do treningu, bardzo amortyzujący i wolny, ale nie! One są bardzo dynamiczne. Naprawdę można w nich gwałtownie biegać. Mam zawodników, którzy biegają maraton w okolicach 2:50 i super się im w nich biega. Dla osób, które biegają powyżej trzech godzin taki but pomoże więcej niż but karbonowy. Niebawem pojawi się jeszcze nowszy but, z grubszą podeszwą. Ja już go testuję i myślę, iż będzie on idealny jak będę prowadził biegi moim zawodniczkom. Taki do biegania, jak dla mnie, pomiędzy 4:00, a 3:20/km. To ma być coś pomiędzy Echo, a Monsterem. Dynamiczny, a chroniący układ ruchu.

Powiedziałeś, iż powoli wygaszasz silnik. Ale czy zanim wygasisz, chciałbyś jeszcze przygotwać się na jakiś szybki bieg za granicą?

Po maratonie w Walencji, gdzie byłem zającem, zapisałem się jeszcze raz na tamtejszy maraton. Chociaż myślałem też o Nowym Jorku. Chcę pobiec dla siebie. Przygotwać się na ile pozwoli mi czas. Może nie na full, ale dla siebie, bo ostatnio to tylko prowadzę. Chciałbym podbiec dla siebie jak zdrowie pozwoli.

To trzymam kciuki za to żebym mógł napisać jakiegoś newsa, iż Mariusz Giżyński pobiegł dobry wynik w Walencji. Dziękuję za rozmowę.

Dzięki!

Partnerem KieRUNku BarcelONa jest On.




Idź do oryginalnego materiału