Marciniak wywołał burzę tym, co zrobił w hicie Ekstraklasy. Teraz przemówił

2 godzin temu
O meczu Rakowa Częstochowa z Lechem Poznań (2:2) będzie się mówić jeszcze przez wiele dni. Nie chodzi tylko o czerwoną kartkę dla Luisa Palmy, ale i o decyzje sędziowskie Szymona Marciniaka. Szczególnie ta o rzucie karnym jest najbardziej dyskusyjna. Teraz wytłumaczył się z niej sam arbiter. Nie miał sobie nic do zarzucenia. - To naprawdę prosta sytuacja do oceny. To choćby nie jest kontrowersyjna sytuacja - zapewniał w rozmowie z Interią.
Środowy hit między Rakowem Częstochowa a Lechem Poznań dostarczył mnóstwa emocji. Kibice zobaczyli niemal wszystko, co możliwe - cztery prawidłowo zdobyte gole, aż cztery bramki nieuznane, rzut karny, a także czerwoną kartkę. Bohaterami spotkania, zdaniem wielu internautów, nie byli jednak tylko piłkarze, ale i sędzia główny, Szymon Marciniak.


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki o sędziach w Ekstraklasie: Ich poziom jest zdecydowanie wyższy niż piłkarzy


Najbardziej kontrowersyjną decyzję podjął w 65. minucie, kiedy wskazał na wapno po faulu Alexa Douglasa na Marko Bulacie, którego się dopatrzył. Powtórki poddają jednak słuszność podyktowania karnego w wątpliwość. Podobnie, jak i eksperci. "Powiedzmy sobie szczerze - Szymon Marciniak powinien zostać zdegradowany lub wysłany na odpoczynek", "Nie mogę w to uwierzyć. Przecież tu nie ma choćby faulu, a co dopiero podyktować rzut karny. Przy całej słabości Lecha w grze 10 na 11 to jest skandal, który wypaczył wynik spotkania. I to w tak newralgicznym momencie" - pisali na X.
Szymon Marciniak broni decyzji o rzucie karnym w meczu Raków - Lech. "Nie ma wątpliwości"
Teraz do sprawy odniósł się sam zainteresowany. W rozmowie z Interią podtrzymał decyzję o podyktowaniu rzutu karnego. Niektórzy twierdzili, iż kopnięcie piłkarza Lecha w nogę rywala było zbyt lekkie, by wskazać na 11. metr, ale Marciniak z tymi sugestiami się nie zgadza. - o ile kontakt jest kopnięciem, to nie ma znaczenia czy to było mocne, czy mniej mocne. jeżeli idziemy kryteriami, to przy starciu dwóch zawodników ocenia się, kto jest pierwszy przy piłce - tu wygrał piłkarz Rakowa - i czy został trafiony przez rywala. I tu nie mam wątpliwości - powtórzę: było kolano w kolano, jeden z zawodników zagrywa piłkę, jest między nią a rywalem i zostaje kopnięty - mówił.


Marciniak opisał też nieco dokładniej sytuację, po której podyktował "11". Podkreślił, iż widział ją dokładnie, bo tylko na tych piłkarzach był wówczas skupiony. - Douglas widział piłkę i chciał ją wybić, ale nie zauważył zawodnika Rakowa, który był sprytniejszy. Piłkarz w czerwonej koszulce wyskakuje, zagrywa sobie piłkę i jest lewym kolanem Douglasa trącony w swoje kolano, po czym upada. To naprawdę prosta sytuacja do oceny. (...) To choćby nie jest kontrowersyjna sytuacja, naprawdę - podkreślał.
Marciniak deklaruje. "Słyszałem to"
A to nie koniec. Marciniak zasugerował, iż choć w środowisku piłkarskim jego decyzja wzbudziła spore poruszenie, to w szeregach Lecha nie. - Wśród piłkarzy Lecha też nie było większych kontrowersji. Dwóch rozmawiało ze sobą po mojej decyzji, a od jednego z nich padło, iż sto procent karny, bo choćby słyszał dźwięk kolana o kolano. Ja również słyszałem - puentował.


Zobacz też: Bomba w Pucharze Polski! Trzecioligowiec sprawił sensację.


Ze wspomnianej "11" skorzystał Ivi Lopez i doprowadził do wyrównania. Raków powrócił wówczas z dalekiej podróży, bo po pierwszej połowie przegrywał aż 0:2. W drugiej odsłonie spotkania Luis Palma otrzymał czerwoną kartkę, a Lech w osłabieniu już tak groźny nie był. Piłkarze Marka Papszuna błyskawicznie z tego skorzystali. Remis nie pozwolił poznaniakom awansować w tabeli ekstraklasy. Pozostali na szóstej lokacie z dorobkiem 14 punktów po ośmiu meczach. Częstochowianie utrzymali się nad strefą spadkową - 15. miejsce i osiem "oczek" uzbieranych na koncie.
Idź do oryginalnego materiału