Sprawa wypłynęła w czasie śledztwa prowadzonego od 2019 r. przeciwko Zbigniewowi D., naukowcowi, który związany był z dwiema łódzkimi prywatnymi uczelniami, ongiś również działaczowi piłkarskiemu. To on w wyniku policyjnej prowokacji wpadł na próbie sprzedaży pewnej kobiecie dyplomu wystawionego przez zlikwidowaną w tej chwili Wyższą Szkołę Edukacji Zdrowotnej i Nauk Społecznych, w której pełnił funkcję kanclerza. Kiedy śledczy przejrzeli jego telefon, odkryli, iż kontaktował się intensywnie z Anną Lewandowską, żoną Roberta, a także innymi znanymi sportowcami. Znaleźli też kopię dyplomu magistra pedagogiki Roberta Lewandowskiego, który podpisała żona Zbigniewa D., rektora drugiej z owych prywatnych uczelni, tym razem istniejącej do dzisiaj. Działa pod tym samym adresem i jest również zarządzana przez osoby związane ze Zbigniewem D.
Tak więc Lewandowski, nasza duma piłkarska, miał zrobić licencjat na WSEZiNS, a potem magisterium na tej drugiej uczelni, tymczasem są poważne wątpliwości, czy w ogóle tam uczęszczał i zdawał egzaminy. W prokuraturze przesłuchiwana była wykładowczyni szkoły dr Barbara Mrozińska, z wykształcenia socjolog, szefująca od lat łódzkiej telewizji kablowej TOYA, i ona twierdzi stanowczo, iż nie. Portal Onet, który w obszernym tekście relacjonuje dziwne zawirowania naukowe Lewandowskiego, cytuje jej wpis na platformie X: – Robert Lewandowski kupił dyplom w prywatnej uczelni w Łodzi. Piszę to z całą odpowiedzialnością, bo „zdał” u mnie dwa egzaminy. O wszystkim dowiedziałam się w czasie przesłuchania jako świadek w tej obrzydliwej sprawie. Dziennikarzowi Onetu Łukaszowi Cieśli nie odpowiedziała jednoznacznie, czy Lewy kupił oba dyplomy, czy też może dostał je w prezencie od władz szkoły. Przed laty piłkarz odwiedził Łódź, być może w celu odebrania dokumentu, co skwapliwie relacjonowały lokalne media, ale ona uznała to za jakiś żart.