Przed spotkaniem FC Barcelony Hansi Flick mógł się łapać za głowę z powodu kontuzji w swojej zespole. Wyłączeni przez urazy byli Lamine Yamal, Raphinha, Fermin Lopez, Gavi i Joan Garcia. Zupełnie inne nastroje panowały w ekipie gospodarzy. Matias Almeyda objął ich drużynę w lipcu tego roku po tym, jak w rozgrywkach 2024/2025 LaLiga Sevilla ledwie się utrzymała, kończąc je zaledwie punkt nad strefą spadkową. Argentyńczyk wprowadził jednak nową energię do zespołu, w czym pomógł mu też sprowadzony Alexis Sanchez, który niegdyś występował w "Dumie Katalonii".
REKLAMA
Zobacz wideo Jakub Kosecki szczerze o swojej karierze: Znajdź drugiego takiego wariata jak ja
Okropna pierwsza połowa Barcelony, jedna z najgorszych w kadencji Flicka
W efekcie Sevilla przed meczem zajmowała pozycję w środku tabeli, ale wygrana mogła sprawić, iż zaliczy choćby awans do pierwszej czwórki. Innymi słowy, wiele znaków wskazywało na to, iż spotkanie na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan nie będzie miłym przeżyciem dla Roberta Lewandowskiego i spółki.
Grający w białych strojach gospodarze od pierwszych minut potwierdzili te przypuszczenia. Trudno powiedzieć cokolwiek o ofensywie FC Barcelony, gdyż ta kompletnie nie istniała. Sevilla zdominowała rywali i uczyniła to w takim stylu, iż fani "Blaugrany" mogli tylko zastanawiać się, czy aby na pewno ich zespół występuje w pomarańczowych trykotach.
Ale nie tylko do formacji ofensywnej FC Barcelony jej fani mogli mieć pretensje w pierwszej połowie, bo obrona grała piłkę, którą szyderczo można nazwać radosnym futbolem. Goście notowali mnóstwo strat i zostawiali rywalom jeszcze więcej miejsca, zwłaszcza w bocznych strefach boiska. Ich dramat rozpoczął się już w 10 minucie spotkania, gdy Isaac Romero był zupełnie bezsensownie powstrzymywany przez Rolanda Araujo. Sędzia Alejandro Ruiz po analizie VAR podjął decyzję o przyznaniu Sevilli rzutu karnego. Sytuację na bramkę zamienił Sanchez, który nie omieszkał z tej okazji celebrować trafienia przeciw klubowi, w którym grał w latach 2011-2014.
Stracona bramka bynajmniej nie zmieniła przebiegu meczu. Piłkarze Barcelony dalej zaliczali fatalne straty w środku pola. Wojciech Szczęsny dwa razy stawał na wysokości zadania, ratując zespół przed kolejnymi stratami bramki, czasami zaś to gospodarzy przy uderzeniach zawodziła celność.
W 37. minucie Polak był jednak bez szans na skuteczną interwencję. Wtedy stratę w środku pola zanotował Jules Kounde. Piłka została zagrana na lewą stronę do Rubena Vargasa, który nie dał się złapać Araujo w pułapkę ofsajdową. Szwajcar miał ogrom wolnego miejsca, popędził więc na bramkę Barcelony, by w ostatniej chwili podać do Romero. Ten w stuprocentowej sytuacji pokonał Szczęsnego, doprowadzając do prowadzenia 2:0.
Największym szczęściem "Dumy Katalonii" w pierwszej połowie było aż siedem minut, które z powodu przerwy na nawodnienie doliczył arbiter. Dopiero w dodatkowym czasie gry goście zagrali akcję godną uwagi. I tak się złożyło, iż przyniosła ona bramkę. Najpierw Torres wyłuskał piłkę rywalom, którą następnie przejął Pedri. Ten zagrał dalekie górne podanie do Rashforda, a Anglik ładnym uderzeniem z powietrza zmniejszył straty do 1:2.
Dramat Lewandowskiego, Polak spudłował rzut karny!
Przed rozpoczęciem drugiej połowy realizator wychwycił Lewandowskiego i Szczęsnego, którzy wymieniali uwagi w tunelu. prawdopodobnie mieli nad czym dyskutować, bo cały zespół Barcelony prezentował się tragicznie i musiał gonić wynik.
Podopieczni Hansiego Flicka w istocie starali się przejąć inicjatywę w meczu. Częściej posiadali piłkę, ale mimo tego dali się wciągnąć w grę Sevilli, która polegała na szarpanym tempie spotkania i umiejętnym wybijaniu rywala z rytmu. W efekcie w 55. minucie to Sevilla miała kolejną groźną sytuację. Piłka została dośrodkowana z rzutu rożnego do Marcao. Ten oddał strzał, który zatrzymał się na ręce wprowadzonego w przerwie Alejandro Balde. Arbiter uznał jednak, iż Balde starał się uniknąć tego kontaktu, ale nie miał na to szans i dlatego nie przyznał gospodarzom kolejnej jedenastki.
Kolejne minuty upływały, a "Duma Katalonii" nie mogła znaleźć sposobu na to, jak doprowadzić do remisu. W jej barwach aktywny był Rashford. W 64. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego szczęścia próbował Eric Garcia. Chwilę później jeden z obrońców zablokował strzał Lewandowskiego. Podobnie zakończyła się próba Pedriego. Owszem, były to jakieś sytuacje, ale zarazem trudno nazwać je klarownymi.
Przełom mógł nadejść w 73. minucie, kiedy Almeyda wprowadził na boisko Adnana Januzaja. Belg zaledwie po minucie spowodował rzut karny na Balde! W efekcie do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Lewandowski. Polak w swoim stylu drobił kroki, by zmylić Odysseasa Vlachodimosa, ale oddał tragiczny strzał, który przeleciał obok lewego słupka.
Tak okazja zupełnie podcięła skrzydła gościom, w przeciwieństwie do gospodarzy, którzy do końca starali się przypieczętować zwycięstwo. Wpierw w 87. minucie udało się to Akorowi Adamsowi, jednak ten znajdował się na spalonym. Trzy minuty później takich wątpliwości nie było już przy trafieniu Carmony. W tej sytuacji zawiódł Szczęsny. Już wtedy Barcelona mentalnie znajdowała się na kolanach, a na domiar złego w 97. minucie spotkania dobił ją wspomniany Adams. Tym samym 17. zespół ubiegłego sezonu LaLigi rozgromił 4:1 mistrza kraju. To była katastrofa "Blaugrany".
Tym sposobem Barcelona nie zdołała powrócić na fotel lidera LaLigi po tym, jak w sobotę ponownie znalazł się tam Real Madryt. Podopieczni "Dumy Katalonii" mają 19 punktów, tracąc do "Królewskich" dwa "oczka".
Sevilla 4:1 FC Barcelona
Bramki: 1:0 Sanchez (13'), 2:0 Romero (37'), 2:1 Rashford (45+7'), 3:1 Carmona (3:1), 4:1 Adams (90+7).