- Podejdziemy wysoko, kiedy Litwini będą wyprowadzać piłkę. Mogą wtedy zagrać długie podanie. o ile będą rozgrywać krótko, zaatakujemy. Tak grali wcześniej, na to jesteśmy gotowi - zapowiadał Jan Urban w rozmowie z TVP Sport kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem w Kownie. Nikt nie wyobrażał sobie, iż Biało-Czerwoni w meczu kwalifikacji do mistrzostw świata mogą nie pokonać Litwy, zwłaszcza iż mogli liczyć na ogromne wsparcie kilkutysięcznej polskiej publiczności.
REKLAMA
Zobacz wideo Quebonafide zakończył karierę, a tu takie wieści. "Nie wiedzieli, jak się zachować"
Polscy kibice liczyli, iż dominacja na trybunach przeniesie się także na murawę, ale pierwsze minuty należały do Litwy. Już w drugiej minucie znany z ekstraklasy Fiodor Cernych uderzył obok bramki Łukasza Skorupskiego. Biało-Czerwoni potrzebowali kilkunastu minut, aby przejąć kontrolę nad wydarzeniami. Ale gdy już to zrobili, to zaczęło się sporo dziać w polu karnym Svedkauskasa.
"Szymański niczym Deyna". Gol i to tyle z pozytywów do przerwy
W 15. minucie reprezentacja Polski objęła prowadzenie po niecodziennym trafieniu. Sebastian Szymański wykonywał rzut rożny, piłka dokręcała się do bramki i wpadła do siatki bez kontaktu z żadnym innym zawodnikiem! Stało się tak w dużej mierze dzięki licznej grupie naszych zawodników, którzy uniemożliwili interwencje bramkarzowi gospodarzy. Komentatorzy natychmiast przywołali postać Kazimierza Deyny, który dokonał tej samej sztuki strzelonego gola bezpośrednio z rzutu rożnego w 1977 roku w starciu z Portugalią.
Objęcie prowadzenia dodało Biało-Czerwonym sporo pewności siebie. Polacy gwałtownie mogli ten wynik podwyższyć, ale Jakub Kamiński poślizgnął się, gdy wychodził sam na sam z bramkarzem. Szarżować lewą stroną próbował Michał Skóraś, który zastępował kontuzjowanego Nikolę Zalewskiego, ale rzadko wychodził zwycięsko z tych pojedynków. Mieliśmy kontrolę, ale dość pozorną, bo zdecydowanie brakowało konkretów, strzałów ze strony naszych graczy.
Polacy nie wykorzystali dobrego drugiego kwadransa gry na zdobycie drugiej bramki i przed przerwą pojawiły się problemy. Litwini zepchnęli biegających za piłką Biało-Czerwonych na swoją połowę. Mnożyły się stałe fragmenty gry, po których na szczęście większego zagrożenia nie było. Na przerwę schodziliśmy z prowadzeniem 1:0, ale nadużyciem było stwierdzenie, iż było ono zasłużone. Była to niezwykle wyrównana połowa, o czym świadczyły statystyki - równe posiadanie piłki, liczba strzałów (po pięć), a choćby podań! Należy wymagać więcej od reprezentantów Polski. Zwłaszcza w starciu z dużo słabszym rywalem.
Lewandowski był tam, gdzie powinien
Z każdą minutą po przerwie Polacy zaczynali udowadniać, iż są lepszą drużyną. Dużo lepiej radziliśmy sobie z pressingiem Litwinów, szybciej odbieraliśmy im piłkę. W 57. minucie po jednym z takich odbiorów Kamiński ruszył w pole karne, oddał strzał, który został obroniony. A minimalnie z odbitą piłką minął się Lewandowski.
Kapitan reprezentacji Polski idealny timing miał za to w 64. minucie. Świetnie z lewej strony akcję rozegrali Skóraś z Szymańskim, a ten drugi dograł w pole karne na piąty metr. Tam idealnie wbiegał Lewandowski, który strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Biało-Czerwoni w końcu podwyższyli wynik, co uspokoiło kibiców i wpłynęło na postawę obu drużyn. Litwini przestali wierzyć, iż mogą zapunktować w tym meczu. Z kolei Polacy grali już dość komfortowo.
Piłkarze Jana Urbana już na większym luzie zaczęli stwarzać kolejne sytuacje, aby zdobyć trzecią bramkę. Celnie i mocno uderzał Matt Cash, ale trafiał prosto w bramkarza. Przemysław Wiśniewski miał piłkę na głowie po centrze Szymańskiego, ale nie trafił czysto. Brakowało jakości w wykończeniu. W ostatnich minutach obie drużyny już głównie czekały na ostatni gwizdek. Ten w końcu nadszedł, wywołując euforia w polskiej drużynie.
Polska pokonała Litwę 2:0 i po sześciu meczach ma na koncie 13 punktów, zajmując drugie miejsce w grupie G eliminacji do mistrzostw świata. Liderem z dorobkiem 16 punktów jest Holandia, która w niedzielę pokonała 4:0 Finlandię. Kolejny mecz reprezentacja Polski zagra 14 listopada u siebie z Holandią. Trzy dni później zmierzymy się z Maltą na koniec eliminacji.