Wszyscy wiedzą, iż Robert Lewandowski to primadonna, iż lubi ponarzekać, iż gwiazdorzy. Może jest przewrażliwiony, ale na boisku dawał z siebie wszystko. I miał prawo być niezadowolony z gry kadry. No bo kto by był, ten styl to tragedia. Lewy jest człowiekiem rozgarniętym, widzi, iż reprezentacja gra jak drewno, chociaż piłkarze źli nie są. No w każdym razie lepszych nie mamy.
Nie rozumiem tej wojenki
Z kolei trener Michał Probierz albo to widzi, albo sobie pudruje rzeczywistość. Załóżmy, iż widzi, ale robi dobrą minę do złej (nomen omen) gry. To nie jest wina Lewego, prawda? To po co go sekować, winić, zdejmować mu opaskę? Co on myślał, iż jak pochodzi i pogada z zawodnikami, to się Lewy na urlopie o tym nie dowie? Że trener kopie pod nim dołki, iż szuka zastępstwa na pozycji kapitana?
Żeby było jasne: nie rozumiem wielu decyzji Lewandowskiego. Wiem, iż ma prawo być zmęczony, iż zdecydował o odpuszczeniu towarzyskiego meczu z Mołdawią. Ale na Finlandię mógłby przyjechać.
Trzeba jednak nie mieć oczu, by nie widzieć, iż między Probierzem i Lewandowskim od dawna się nie układało. Oni się wręcz publicznie unikali, byle tylko nie musieć przebywać w swoim towarzystwie.
Widzę też porównania Lewandowskiego do Cristiano Ronaldo czy Luki Modricia. Oni też są w słusznym jak na piłkarzy wieku, ale trenerom nie pyskują, nie obrażają się, grają w reprezentacjach. No tak, ale może ich selekcjonerzy mają do nich więcej zaufania, może czerpią z ich gigantycznego doświadczenia, może nie są tak konfliktowi. No i z czysto sportowego punktu widzenia Lewy kadrze dał o wiele więcej niż Probierz. Co on ma robić? Przytakiwać, gdy widzi, iż wszystko idzie nie tak, jak powinno?
Niezadowolenie Lewego z Probierza i gry kadry jest zrozumiałe
A iż gwiazdorzy? To Probierz powinien mieć na tyle rozumu, żeby go rozmasować, wytłumaczyć, uspokoić, wysłuchać, zmotywować. Od tego trener jest. Od zrozumienia, od wyciągnięcia z najlepszego od lat polskiego piłkarza całości jego potencjału. Dla dobra reprezentacji.
Na razie Probierz pokazał, iż ma cojones, ale nie rozum. Chciał pokazać, kto w tej kadrze jest samcem alfa i pokazał. Ale jedyne, co mu wyszło, to koszmarny wręcz przypał. Bo Lewandowski się obraził i stwierdził, iż jak tak, to on nie gra w ogóle. Tego też nie rozumiem.
Na dodatek: po co była ta szopka?
Skoro Lewandowski miał i tak nie grać w czerwcowych meczach, to na boisko z kapitańską opaską wyszedłby Piotr Zieliński, a w przypadku jego absencji Jan Bednarek. Więc po co Probierz się tak spieszył? Skoro chciał ukarać Lewego, mógł to zrobić w dowolnym późniejszym terminie, a nie przed ważnym meczem. Bo nieważnych już nie mamy.
W tym wszystkim pozostało jeden smaczek: po telefonie Probierza, Lewandowski miał do niego oddzwonić i zaproponować podanie do informacji, iż sam zrzekł się kapitańskiej opaski. Dlaczego? Cóż, być może nie chciał "być wyrzucany", ale w ten sposób ratował też całą sytuację. W ten sposób zdjąłby odpowiedzialność z Probierza, obaj (i kadra) uniknęliby medialnej burzy. Ale Probierz powiedział "nie". Efekt widzimy: burza jest, atmosfera grobowa, na Probierza i Lewandowskiego lecą gromy.
A na dodatek Probierzowi wyszedł kolejny przypał, bo kapitanem mianował Piotra Zielińskiego, który i tak nie zagra z Finlandią z powodu kontuzji, więc opaskę dostanie Bednarek. Scenarzyści brazylijskich telenowel by tego lepiej nie wymyślili. Już pojawiają się memy, iż Zieliński kilka dłużej był kapitanem niż Trzaskowski prezydentem (po exit pollu).