Legia zawaliła, a Feio dorzuca do pieca. "To są kompromitujące wypowiedzi!"

2 dni temu
Transferowe pomyłki, zatrudnienie napastnika last minute, przepychanki z dyrektorem sportowym, chaos między słupkami, a do tego trener opowiadający banialuki. Co sprawiło, iż Legia wykoleiła się w drodze na podium? - Tu trzeba działać jak Diego Simeone - słyszymy od ekspertów.
Piąte miejsce w tabeli, strata 11 punktów do podium i aż 15 do lidera. Ostatnia porażka z Jagiellonią 0:1 w praktyce skreśliła szanse Legii nie tylko na obowiązkowe dla kibiców mistrzostwo Polski, ale i zablokowała jedną z dróg do europejskich pucharów. Ten sezon - choć w czwartek Legia zagra rewanżowy i prestiżowy mecz z Chelsea w ćwierćfinale Ligi Konferencji (w pierwszym spotkaniu u siebie przegrała 0:3) - nie zakończy się totalną klapą jedynie wtedy, gdy zespół Goncalo Feio zdobędzie Puchar Polski. Jakie grzechy popełniono przy Łazienkowskiej, iż Legia tak boleśnie upadła?


REKLAMA


Zobacz wideo Co dalej z Legią? Kosecki: Otwórzmy drzwi i podziękujmy piłkarzom. Nic nie zdobyliście


Transfery? "Inercja decyzyjna klubu"
- Po pierwsze zwróciłbym uwagę na sposób budowania kadry latem. Wtedy dokonano wielu nietrafionych transferów - mówi Sport.pl Krzysztof Marciniak, dziennikarz Canal+ Sport zajmujący się ekstraklasą. - Sprowadzono Jeana-Pierre’a Nsame, Miguela Alfarelę, Claude’a Gonçalvesa, Sergio Barcię. Te ruchy w dużym stopniu obciążyły budżet, a to przecież zawodnicy sprowadzani z zamiarem realnego wzmocnienia drużyny. Tymczasem już pod koniec tego sezonu wiemy, iż oni odegrali w Legii marginalną rolę. Już zimą szukano wypożyczeń dla napastników, z których trener nie był zadowolony.
Spośród przypomnianych przez Marciniaka zawodników część czasowo przeniesiono do innych klubów, część grzeję ławę. Zresztą, jak zauważa telewizyjny ekspert, ta kulawa polityka transferowa widoczna była także zimą przy zawirowaniu z napastnikiem.
- Proces pozyskiwania napastnika świadczył jedynie o bierności decyzyjnej klubu. Legia od listopada wiedziała, iż potrzebuje napastnika. Najpierw jednak odsunęła dyrektora sportowego, później pozbyła się kilku ofensywnych graczy i przystąpiła do rozgrywek, nie mając zastępstwa. Ostatecznie dla Marca Guala czy Pawła Wszołka nie ma realnej alternatywy – nakreśla Marciniak.


Roman Kosecki, były piłkarz Legii i reprezentacji Polski, tylko się uśmiecha, gdy pytamy o transfery Legii.


- Nie można dokonywać transferów w ostatnim dniu okienka tylko po to, aby kogoś kupić, żeby się nikt na nas nie czepiał, a dziennikarze i kibice nie marudzili. Trzeba nad tym wcześniej pracować i mieć wizję, plan - mówi. Operacja skończyła się w lutym transferem last minute Iliji Szkurina ze Stali Mielec.
Krzysztof Marciniak dodaje: - Nie było w Legii ośrodka decyzyjnego, który trzymałby w garści sprawy sportowe i to również bardzo źle świadczy o strukturach klubu. Stworzono komitet transferowy trochę po to, żeby odpowiedzialność za transfer nie spadała na jednego człowieka. Do tej pory często przy tych nieudanych transferach było wytykanie palcem i przerzucanie odpowiedzialności. Tego sprowadził ten, na tamtego uparł się tamten. Klub nie mówił jednym głosem. Na końcu działacze i tak wzięli napastnika, który cały czas był pod ręką, którego transfer można było przeprowadzić dużo wcześniej i spokojniej. Zresztą, co do samego transferu, to też wciąż czekamy, czy Szkurin coś Legii da - tłumaczy.
Kosecki w polskim systemie transferowym widzi szerszy problem: - Trzeba skończyć z braniem do polskiej ligi byle kogo, bo ja mam wrażenie, iż tu się kupuje zawodników na sztuki, bo niby nie ma Polaków. G... prawda, iż nie ma Polaków - mówi, dodając: - Dlaczego ekstraklasowe drużyny przegrywają w Pucharze Polski z drużynami drugoligowymi czy pierwszoligowymi? Tam grają sami Polacy. W ekstraklasie jest za to kramik. Przyjeżdżają menedżerowie, wyciągają teczki i się zaczyna. W wyjściowych składach Polaków jest przeważnie kilku. Jak to się dzieje, iż takie norweskie Bodo Glimt, które w ćwierćfinale Ligi Europy wygrało z Lazio, ma dziewięciu Norwegów w wyjściowym składzie i tylko dwóch obcokrajowców, z czego jeden to Duńczyk, a z ławki jeszcze trzech Norwegów wchodzi na zmianę? Można? Można! Za chwilę będziemy im plecy oglądać jako reprezentacja, bo nie będziemy mieli kim grać - denerwuje się Kosecki.
"Tu trzeba działać jak Diego Simeone"
Wybitny reprezentant Polski przypomina też, iż nie dość, iż Legia miała wewnętrzne perturbacje związane z wymianą dyrektora sportowego, to opinia publiczna też czuła związane z tym tarcia. Zimą w pewnym momencie Goncalo Feio sam publicznie zaczepił dyrektora Jacka Zielińskiego i szefa skautingu Radosława Mozyrkę, domagając się jakościowych zawodników. Pierwszego działacza już na tym stanowisku nie ma. Przyszłość drugiego jest niepewna.


- Myślę, iż nie do końca były wykorzystane możliwości zawodników, niektórzy mieli pod górkę z trenerem, były jakieś niesnaski, to wszystko nie pomagało w wynikach. Myślę, iż w Legii trzeba przewietrzyć szatnię. Trzeba znaleźć piłkarzy głodnych sukcesu, którzy chcą zdobywać trofea, ale też o odpowiedniej charakterystyce. Nie wszyscy się do Legii nadają. choćby ci, którzy dobrze grają, niekoniecznie mogą wytrzymać presję. Tu trzeba działać jak Diego Simeone, który zawsze sam sprawdzał poleconych piłkarzy. Najpierw z nimi rozmawiał, patrzył im w oczy, mówił o presji, o swoim stylu, o tym jak on się zachowuje przy linii. Myślę, iż nowy dyrektor sportowy to ogarnie. Życzę Michałowi Żewłakowowi jak najlepiej – przekazuje Kosecki.
Chaos na bramce i blamaże z najlepszymi
- Kolejna rzecz to nieuporządkowana sytuacja z bramkarzami. To istotny element, bo dobry bramkarz na przestrzeni sezonu potrafi wygrać kilka meczów i załatwić drużynie parę dodatkowych punktów - wylicza dalej Marciniak.
- W przypadku Legii mówiliśmy raczej o tym, iż niektóre wyniki zostały osiągnięte pomimo postawy i licznych błędów bramkarzy. Zresztą w pewnym momencie na tej pozycji zrobił się całkowity chaos. Gabriel Kobylak, w sytuacji alarmowego transferu Vladana Kovacevicia, poszedł na operację, żeby wyczyścić kolano. gwałtownie jednak okazało się, iż Kovacević, który miał dać spokój, wprowadził chaos. Triumfalnie wracający do bramki Kacper Tobiasz po udanym meczu z Molde później popełnił poważne błędy. Chaos na bramce kosztował Legię trochę punktów – ocenia komentator Canal+.
- Kolejny aspekt to wyniki w meczach bezpośrednich z najmocniejszymi rywalami. Wygląda to marnie czy wręcz fatalnie. To jest jeden punkt na 15 zdobytych z trzema zespołami z czołówki. To są właśnie te mecze, w których klub pokroju Legii, z mistrzowskimi aspiracjami, musi pokazywać klasę. To tam możesz odrabiać bezpośredni dystans do przeciwników albo – jak było w przypadku Legii - ten dystans zwiększać. Legia w tych meczach tylko traciła - mówi Marciniak.


Feio? "To są kompromitujące wypowiedzi!"
Kosecki dodaje, iż na ogólne problemy złożyło się też kilka innych, mniejszych czynników, w tym intensywność sezonu.
- Liczba meczów nie była sprzymierzeńcem Legii. Do tego były kontuzje, a Legia do tej pory gra na trzech frontach. Ten klub ma na koncie o kilkanaście meczów więcej, niż Lech, czy Raków, które walczą o mistrzostwo. To jednak jest różnica - zaznacza. Rzeczywiście jeżeli policzyć mecze Legi z eliminacji europejskich pucharów, samej Ligi Konferencji, czy Pucharu Polski, w którym Raków i Lech odpadały przy pierwszej okazji, to wychodzi, iż Legia zagrała aż o 18 spotkań więcej. Z drugiej strony podobną liczbę meczów co Legia ma Jagiellonia. Białostoczanie wciąż jednak liczą się w walce o mistrzostwo.
Gdzie w tych wszystkich problemach jest Goncalo Feio? 10 kwietnia minął mu rok w klubie z Łazienkowskiej. Portugalczyk w tym czasie wygrał 30 z 54 meczów, 11 zremisował, a 13 przegrał. Gros porażek przypada na ostatnie miesiące.
- U niego jest taka wynikowa sinusoida, ale to on bierze za wszystko odpowiedzialność, bo jest trenerem. I to nie jest tak, iż wszyscy są winni z dyrektorem sportowym i prezesem na czele, ale nie on. Do tego opowiada jeszcze brednie, iż on ma trzeci najcięższy zawód w Polsce, po prezydencie i selekcjonerze. To są kompromitujące wypowiedzi! No ale on jest taki, z tego żyje, lubi prowokować. Ja czasem te prowokacje rozumiem, natomiast Legia tak gra, jak on ją układa. Wybroni się tylko i wyłącznie, zdobywając Puchar Polski - kończy Kosecki.


Najważniejszy dzień tego sezonu dla Legii będzie 2 maja. Wtedy ekipa Feio zmierzy się w finale krajowego pucharu na Stadionie Narodowym z Pogonią Szczecin.
Idź do oryginalnego materiału