Legia sprawiła najpiękniejszą sensację w meczu Ligi Konferencji!

1 dzień temu
Zdjęcie: screen


Legia Warszawa może i nie imponuje w ekstraklasie, ale europejskie puchary to zupełnie inna historia. Warszawska jesień z Ligą Konferencji Europy rozpoczyna się wręcz bajecznie, bo od upragnionego zwycięstwa i to z nie byle kim. Rok temu przy Łazienkowskiej poległa Aston Villa, a teraz - dysponujący kadrą wycenianą na siedem razy większą kwotę niż w przypadku Legii - Real Betis.
Legia Warszawa wielkie europejskie granie zaczęła od mocnego uderzenia. Już w pierwszej kolejce fazy ligowej Ligi Konferencji Europy musiała mierzyć się z najprawdopodobniej najtrudniejszym rywalem. Po raz pierwszy w historii na Stadionie Wojska Polskiego zagościł Real Betis. Legia oczywiście nie była faworytem, ale u siebie nie raz sprawiała gigantom problemy. Choćby rok temu pokonała wielką Aston Villę. Teraz znów pokazała, iż w europejskich pucharach stać ją na wielkie granie.


REKLAMA


Zobacz wideo Pięćsetny mecz Grzegorza Łomacza w PlusLidze! PGE GIEK Skra Bełchatów przegrała z BOGDANKĄ LUK Lublin


Cudowne dośrodkowanie zdecydowało. Genialny start Legii w Lidze Konferencji
Mecz rozpoczął się z kilkuminutowym opóźnieniem, bo kibice odpalili race i boisko spowiło się dymem. Nieco dłuższy moment oczekiwania na pierwszy gwizdek nie zdekoncentrował zawodników z Warszawy, którzy od razu ambitnie ruszyli do przodu. Regularnie gościli pod polem karnym rywala, a przed niezłą okazją gwałtownie stanął Ryoya Morishita. Japończyk dostał dośrodkowanie od Pekharta, ale nie dość, iż nie oddał strzału, to jeszcze dotknął piłkę ręką. Betis odpowiedział uderzeniem z dystansu Sergiego Altimiry, ale dobrze w bramce interweniował Tobiasz.


Początek w wykonaniu Legii wyglądał naprawdę obiecująco i udało się to potwierdzić zdobytą bramką. W 23. minucie po krótko wykonanym rzucie rożnym mocną centrę posłał Ruben Vinagre. Piłkę w polu karnym lekko trącił głową Steve Kapuadi i ta po koźle wpadła do siatki. Gol dał ekipie Goncalo Feio więcej spokoju. Cały zespół grał bardzo skutecznie w destrukcji. Wysoko rozbijał ataki rywali i do końca pierwszej połowy nie dał Betisowi stworzyć ani jednej klarownej sytuacji. Strzał zdołał oddać jedynie Pablo Fornals, ale jego próba z ostrego kąta nie sprawiła Tobiaszowi żadnych problemów. Na przerwę Legioniści schodzili z prowadzeniem 1:0.
Legia zatrzymała Betis. Hiszpanie nie mieli argumentów
Po zmianie stron oba zespoły początkowo nie rozpieszczały kibiców groźnymi atakami. Gra toczyła się głównie w środku pola, a trenerzy zaczęli dokonywać roszad. W 65. minucie z dobrej strony pokazał się wprowadzony w miejsce Pekharta Jean-Pierre Nsame. Kameruńczyk dostał fenomenalne podanie od Oyedele, popędził z kontrą i dośrodkował tuż przed bramkę do Morishity. Japończyk znalazł się w doskonałej sytuacji, zdołał dostawić nogę, ale z bliskiej odległości fatalnie spudłował. Zmarnowana stuprocentowa sytuacja gwałtownie mogła się zemścić. Chwilę później do główki doszedł Pablo Fornals, ale na szczęście trafił w środek bramki, wprost w czujnego Kacpra Tobiasza.


Niespełna 10 minut przed końcem znów z niezłym atakiem ruszył Nsame. Po rajdzie lewą stroną dośrodkował w kierunku Chodyny. Centrę przeciął Perraud, ale do dobitki doszedł Celhaka. Niestety Albańczyk wyraźnie przestrzelił. Legia się tym nie zrażała i dalej szukała drugiego gola. Za moment przed kapitalną sytuacją stanął Rafał Augustyniak. Przełożył sobie piłkę i mocno huknął z dystansu, ale tym razem rewelacyjnie w bramce interweniował Adrian. Betis wciąż miał kłopot z konstruowaniem akcji podbramkowych i w żaden sposób nie był w stanie odpowiedzieć. Wynik 1:0 utrzymał się do końcowego gwizdka i sensacja stała się faktem.


Legia Warszawa 1:0 Real Betis


Steve Kapuadi
Idź do oryginalnego materiału