Legia nad przepaścią. Minęły cztery lata. Te słowa brzmią jak żart

1 godzina temu
Legia Warszawa od prawie dwóch miesięcy czeka na zwycięstwo, od blisko miesiąca czeka na nowego trenera, a od kilku dni czeka już konkretnie na Marka Papszuna. Tylko niech w tym całym oczekiwaniu nie umknie, iż właśnie zaprzepaszcza cały sezon. Mecz ze Spartą Praga (0:1) był siódmym z rzędu bez zwycięstwa.
Kryzys Legii Warszawa jest wielopiętrowy. Obejmuje i boisko, i szatnię, i gabinety. Nasila się i słabnie, ale trwa od lat. W ostatnich tygodniach rozhulał się potężnie, a kulminacją był czwartkowy mecz ze Spartą Praga w Lidze Konferencji Europy - rozgrywany w cieniu ogromu plotek dot. przyjścia Marka Papszuna, gorszy z każdą kolejną upływającą minutą i ostatecznie zasłużenie przegrany 0:1. W końcówce obraz był niezwykle spójny - kilka emocji na boisku i przerzedzone trybuny wokół. Apatia piłkarzy i coraz więcej kibiców zmierzających do wyjścia. Bez wyzwisk i złości. Typowe machnięcie ręką.

REKLAMA







Zobacz wideo Żelazny o Papszunie: On nie zniesie bałaganu, jaki panuje w Legii!



Ale przykład idzie z góry. Legia od 27 dni żyje w zawieszeniu z Inakim Astizem jako tymczasowym trenerem i jego wąskim sztabem. Rozstała się z Edwardem Iordanescu pod koniec października i nie miała pomysłu, kim go zastąpić, mimo iż Rumun już wcześniej całym sobą krzyczał, iż lada chwila i w Warszawie go nie będzie. Był więc czas, by się rozejrzeć i obrać kierunek, zanim nadszedł największy sztorm. Ten czas jednak minął. Legia tymczasem zawodzi w kolejnych meczach i wciąż nie ma nowego trenera. Po blisko miesiącu wiadomo już, iż chce Papszuna, a Papszun chce dla niej pracować. Ale, jak przypomniał Michał Świerczewski, właściciel Rakowa Częstochowa, "chcieć to połowa sukcesu, niewystarczająca". Saga więc trwa, a ludzi, którzy wyjdą z niej z twarzą, ubywa z każdym dniem.
Siedem meczów bez zwycięstwa, 12. miejsce w lidze i 28. miejsce w Lidze Konferencji Europy po trzech porażkach w czterech meczach - to wszystko nie wzięło się znikąd. To skutki szeregu złych decyzji i bycia wiecznie spóźnionym. Legia wciąż na coś czeka - a to na pierwszą za Astiza wygraną, a to na nowego trenera - a w tym czasie ucieka jej cały sezon. Zaprzepaszcza wszystko, na co tak ciężko pracowała w okresie poprzednim, gdy do ostatniej chwili walczyła o to, by słabą pozycję w lidze przykryć zdobyciem Pucharu Polski, który był też przepustką do gry w europejskich pucharów. Teraz Legia znów jest spóźniona. Była zimą, gdy szukała dyrektora sportowego. Była też latem, gdy rozglądała się za nowym trenerem. I jest teraz, późną jesienią, gdy z każdym kolejnym meczem rosną straty do czołówki w lidze i miejsc pozwalających dalej grać w Lidze Konferencji.


Minęły cztery lata od wywiadu Dariusza Mioduskiego. Nic się w Legii Warszawa nie zmieniło
Trudno uwierzyć, iż coś się zmieni. Akurat 25 listopada przypadła czwarta rocznica kuriozalnego wywiadu, którego Dariusz Mioduski udzielił klubowej stronie. Rozprawiał w nim nad problemami Legii, przepraszał za miejsce w tabeli i własne błędy, ale przede wszystkim opowiadał, dlaczego widzi w Marku Papszunie wybawcę. Później jednak Papszuna ściągnąć mu się nie udało, a sezon dokończył Aleksandar Vuković. Ale powrót do tamtego wywiadu jest przerażający z innego powodu. Przeraża przede wszystkim to, jak bardzo zdania sprzed czterech lat przez cały czas są aktualne. Jak wiele musiało się wydarzyć, by nic się nie zmieniło. Ilu trenerów, dyrektorów, całych koncepcji budowy klubu musiała Legia przerobić, by ponownie dotrzeć do momentu, w którym chce oddać się w ręce Papszuna.
- Przepraszam za miejsce w tabeli, na którym w tej chwili jesteśmy. Ta sytuacja nigdy nie powinna zaistnieć. Rozumiem gorycz kibiców. Także czuję gniew i wiem, iż sytuacja wymaga nie tylko diagnozy, ale także zdecydowanych działań, które podejmujemy. Musimy odbudować etos ciężkiej i mądrej pracy - mówił cztery lata temu Dariusz Mioduski. To samo mógłby powiedzieć dzisiaj. Przeprosić za 12. miejsce w tabeli i zaledwie dwa punkty zapasu nad strefą spadkową. Teraz też kibice są rozgoryczeni i zdenerwowani, a właściciel prawdopodobnie planuje podjąć zdecydowane działania. Tym przecież jest zaproszenie na Łazienkowską trenera jednego z największych rywali od lat ścigającego się z Legią w lidze i również występującego w Lidze Konferencji Europy.



Mioduski o samym Papszunie mówił wówczas tak: - Mogę potwierdzić, iż chcemy się porozumieć ze szkoleniowcem i jego sztabem. Uważam, iż Marek Papszun, przy odpowiednich warunkach do pracy, które w Legii są, jest w tej chwili najlepszym kandydatem, by rozwinąć nasz zespół w najbliższych latach. Mam przekonanie, iż charyzma, wiedza i doświadczenie trenera Papszuna, bardzo pozytywnie połączą się z filozofią klubu. Wierzę też, iż dołączenie trenera Papszuna, będzie dla Legii Warszawa bardzo pozytywną zmianą, a on sam będzie potrafił w pełni wykorzystać potencjał naszego klubu, który ma dziś warunki do rozwoju na poziomie czołowych europejskich marek. Wszyscy chcemy oglądać warszawską drużynę atakującą, grającą widowiskowo, wygrywającą i dominującą Ekstraklasę, co naturalnie daje szansę na dobre mecze w europejskich pucharach.
jeżeli Legii tym razem - dla odmiany - uda się doprowadzić sprawę do końca i sprowadzić Papszuna do klubu, to przywitanie i uzasadnienie tego ruchu jest adekwatnie gotowe. Dobrze byłoby tylko dodać kilka zdań o planowanym podziale obowiązków i zarysować najnowszą koncepcję, jak Legia ma funkcjonować z dwoma dyrektorami sportowymi, właścicielem, który czasem lubi się wtrącić i jeszcze trenerem, który całą swoją karierę zbudował na przekonaniu, iż wie najlepiej. Bo patrząc z dystansu, trochę to niepokoi, zapowiada przeciąganie liny i pachnie kolejnymi kłopotami. No i przydałoby się jeszcze doprecyzować, z jaką "filozofią klubu" charyzma, doświadczenie i wiedza Papszuna miałyby się połączyć. Legia kroczy przecież od ściany do ściany, co chwilę wymyśla się na nowo, a ciągłości w jej działaniu nie widać żadnej. Był budujący powoli Kosta Runjaić, a zastąpił go nastawiony na wynik tu i teraz Goncalo Feio. Później był Iordanescu z selekcjonerskim sznytem, a teraz ma być zwolennik organicznej pracy, czyli Papszun.


Te same błędy, to samo rozwiązanie. I tylko jedno jest już nieaktualne: mówienie o mistrzostwie Polski
jeżeli Dariusz Mioduski będzie akurat w refleksyjnym nastroju, to może znów przyznać się do błędów przy zatrudnianiu trenerów. Tu słowa sprzed czterech lat: - W ostatnich latach dokonywaliśmy częstych zmian na pozycji trenera. Można stwierdzić, iż potencjalnym błędem, który biorę na klatę, było zatrudnianie trenerów przede wszystkim pod wynik, pod presją czasu, mediów i różnego typu ekspertów. Podejmowaliśmy takie decyzje, bo zawsze najważniejsze było zdobycie mistrzostwa Polski i zwykle ten cel osiągaliśmy. I choć zatrudniani trenerzy gwarantowali nam krótkotrwały sukces, to w dłuższej perspektywie drużyna się nie rozwijała.
Wystarczy wykreślić to jedno zdanie o zdobywaniu mistrzostwa Polski, bo aktualnie Legia czeka na nie już cztery lata. Ale reszta? Jak najbardziej aktualna. Czym było zatrudnienie Goncalo Feio, jeżeli nie gonieniem za wszelką cenę za wynikiem? Dał klubowi Puchar Polski, ćwierćfinał Ligi Konferencji i prawo gry w kolejnych eliminacjach. Ale czy drużyna po jego odejściu była lepsza niż zanim rozpoczął pracę? Zbieżne jest choćby to, iż i wtedy, i teraz Legia ma tymczasowego trenera, który - to znów słowa właściciela z wywiadu dla Legia.com - "z odpowiednim wyprzedzeniem przygotowuje [zespół] do współpracy z trenerem Papszunem".



Wtedy do współpracy nie doszło. Teraz pewnie będzie inaczej i w końcu Papszun w Legii się pojawi. Przyda się więc nakreślenie planu na najbliższą przyszłość. - Teraz najważniejsze jest punktowanie w lidze. Później będziemy finalizować odpowiednie decyzje, dotyczące zarówno trenera, jego współpracowników, jak i kształtu kadry. Zima ma być początkiem nowego etapu. Nie tylko powrotu na zwycięskie tory, ale również wejścia na wyższy poziom, jeżeli chodzi o budowę drużyny, odpowiedni dobór zawodników pod styl pracy przyszłego trenera, a nie odwrotnie. Przywracamy odpowiednią hierarchię w zespole, gdzie to szkoleniowiec jest szefem i on dowodzi zawodnikami, a nie jest ich kolegą. Dzięki temu rozwija się zarówno drużyna, jak i poszczególni piłkarze - mówił Dariusz Mioduski cztery lata temu. I pewnie tym razem widzi to identycznie.
Dobrze, iż omawiany wywiad wciąż jest na stronie Legii dostępny. Nic bowiem nie mówi o jej problemach więcej niż ciągła aktualność wypowiedzianych wtedy zdań.
Idź do oryginalnego materiału