W 2023 r. Lech Poznań pokazał, iż da się z Djurgardens IF pewnie wygrać. Ale jednocześnie Legia Warszawa musiała się spodziewać trudnego meczu. Szwedzi byli cały czas w grze o czołową ósemkę Ligi Konferencji, a w Sztokholmie nastawiano się na najważniejszy mecz sezonu. Traktowano Legię jako najlepszy polski klub. Trzeba przyznać, iż Djurgarden postawiło wymagające warunki.
REKLAMA
Zobacz wideo Piłkarz Legii zaczął się bić z kibicem na peronie! Rzeźniczak opowiada
Najpierw czerwony dym, potem dwa mocne ciosy
Spotkanie zaczęło się od odpalenia wielu rac przez szwedzkich kibiców. Nad murawą unosił się gęsty, czerwony dym, widoczność była bardzo ograniczona. Dach stadionu w Sztokholmie był zamknięty, więc ten dym nie miał żadnego ujścia. Sędzia musiał przerwać mecz już w piątej minucie. Kilkanaście minut przerwy lepiej wykorzystali gracze gospodarzy. Mieli zorganizowaną rozgrzewkę, utrzymali koncentrację. Ale widoczność długo się nie poprawiała. Mimo to sędzia nakazał grać dalej od 21. minuty.
Więcej: Aż huczy o tym, co się stało w meczu Djurgarden - Legia. "Trzeba mieć łeb"
Po wznowieniu gry Szwedzi od razu rzucili się do ataku i objęli prowadzenie. Legia miała problem z utrzymaniem porządku w środkowej strefie. To wykorzystali rywale. Posłali środkiem groźne podanie, które dotarło do Tokmaka Chola Nguena. Ten wpadł z piłką w pole karne, odparł podwójny pressing i uderzył nad rękoma Gabriela Kobylaka. Publiczność na Tele2 Arenie oszalała ze szczęścia w 24. minucie.
Legia starała się grać szybko, nie pozwalała rywalowi na utrzymanie dobrze ustawionej obrony. Ale brakowało albo dobrego ostatniego podania w pole karne, albo wykończenia. Niepewnie w ataku zachowywali się Marc Gual i Kacper Chodyna, błędy popełniął też Ryoya Morishita.
Djurgarden starało się szanować piłkę i czekało na błędy Legii. Taki przydarzył się w środku pola w doliczonym czasie gry. Błędne ustawienie pomocników pozwoliło posłać kolejne dobre podanie. Adresatem był Deniz Hummet, który postanowił uderzyć z dystansu. Przymierzył efektownie, w samo okienko. Legia przegrywała do przerwy 0:2.
Wszołek dał nadzieję, ale na krótko
W drugiej części meczu oba zespoły jeszcze bardziej się otworzyły, ale jednocześnie grały dość agresywnie. Czasem sędzia z trudem panował nad sytuacją. Lepiej w drugą połowę weszła Legia. Wyglądała na bardziej żwawą, zaangażowaną, miała pomysł. To poskutkowało golem kontaktowym w 56. minucie. Kacper Chodyna centrował z prawej strony, Steve Kapuadi przepuścił piłkę, a ta spadła na głowę Pawła Wszołka, który niskim strzałem zaskoczył bramkarza Djurgarden. Kapitan Legii pozwolił złapać kontakt.
W pewnym momencie realny był scenariusz, w którym Legia mogła zapewnić czołową ósemkę Jagiellonii Białystok. Potrzebny był remis w meczu z Djurgarden. Niestety, Szwedzi jednak nie pozwolili na wyrównanie. Wrzucili wyższy bieg, licznie wychodzili do każdej akcji. Do tego dołączyli wysoki pressing.
W 76. minucie gospodarze wyprowadzili cios nokautujący. Odebrali piłkę w okolicach środkowej linii, wykorzystali błąd Patryka Kuna. Wyprowadzili kontratak. W polu karnym Patric Aslund ograł Artura Jędrzejczyka i strzelił po ziemi w kierunku dalszego słupka.
Legia w końcówce była wyraźnie słabszym zespołem. Owszem, w całym meczu dały się we znaki braki kadrowe, brakowało jakości i kontuzjowanych piłkarzy, ale w ostatnich minutach nie musiała narzucać tempa. Wiedziała, iż ma pewną czołową ósemkę. Na szczęście nie pozwoliła strzelić rywalowi czwartej bramki.
Djurgarden zasłużenie wygrała 3:1 i znalazła się w tabeli fazy zasadniczej przed Legią. Stołeczni ukończyli pierwszą część sezonu w europejskich pucharach na siódmym miejscu.