Legendarny trener nagle odmówił Małyszowi. To nie mogło mu przejść przez gardło

16 godzin temu
Zdjęcie: MAREK PODMOK?Y


- Wygląda na to, iż chce tu zostać do końca życia - mówi o Stefanie Horngacherze szef niemieckich skoków, Horst Huettel. Byliśmy w Titisee-Neustadt, jego miejscu na Ziemi, żeby spróbować odkryć prawdziwą twarz tak dobrze skrywaną przez byłego trenera Polaków. To zadanie okazało się niemal równie trudne jak to, przed którym właśnie staje Horngacher. Austriak chce, żeby niemiecki skoczek wygrał Turniej Czterech Skoczni po raz pierwszy od 23 lat.
Przed Horngacherem, nie bójmy się tego określenia, największe wyzwanie w karierze. Austriacki szkoleniowiec od początku swojej misji w Niemczech ma pomóc w przełamaniu niemocy w Turnieju Czterech Skoczni. Żaden skoczek z tego kraju nie wygrał prestiżowej rywalizacji od 2002 roku i słynnego triumfu Svena Hannawalda, który jako pierwszy w historii wygrał wszystkie cztery konkursy w jednej edycji TCS.


REKLAMA


Zobacz wideo Prawdziwa historia "Bestii z Hinterzarten". Odwiedziliśmy miasto Stefana Horngachera


Przed Horngacherem największe wyzwanie. Paschke może mu pomóc przełamać klątwę
jeżeli doprowadzi do tego Piusa Paschkego, swojego najlepszego aktualnie zawodnika, w Niemczech będą mu mogli stawiać pomniki. W światowych skokach już ma status trenera-legendy, ikony tego sportu, która osiągnęła w niej niemalże wszystko.
Dziennikarze, eksperci i kibice są jednak zgodni: czas, żeby jeszcze raz udowodnił swoją wartość i po tym, jak dwa razy poprowadził po Złotego Orła Kamila Stocha, teraz udało mu się dokonać tego samego z niemieckim skoczkiem.
Dzięki Paschkemu ma do tego świetną okazję. W końcu to on wygrał aż połowę - pięć z dziesięciu - konkursów rozegranych tej zimy. I choćby to, iż rozchwiany technicznie Paschke w generalnej próbie przed Turniejem wypadł słabo, czy fakt, iż jego forma w ostatnich latach często spada właśnie w trakcie tournee po niemieckich i austriackich skoczniach, ma mu nie przeszkodzić w skończeniu z 23-letnią niemiecką klątwą. Horngacher twierdzi, iż jego zawodnik, wygrywając wcześniej zawody PŚ na własnej ziemi, wypracował sporo pewności siebie przed niemiecką częścią TCS. A z jakiegoś powodu to pokonanie presji własnej publiczności "Stef" uważa za najważniejszy element, żeby fatalną passę wreszcie udało się odwrócić.


Trzy zwycięstwa na skoczni, którą Horngacher widzi z okna w salonie. Na to czekał aż 1358 dni
Ale temu, iż Horngacher przypomina wielką formę Niemców z zawodów w Titisee-Neustadt nie ma co się dziwić. Trzy zwycięstwa w trzy dni? Austriak pod koniec pierwszej połowy grudnia rozbił bank. Jego kadra wzięła wszystko: najpierw Andreas Wellinger i Pius Paschke wygrali konkurs duetów, a następnie ten drugi, 34-letni lider klasyfikacji generalnej PŚ, zgarnął dublet indywidualnie.


Na taki sukces - trzy zwycięstwa w trakcie jednego weekendu zawodów Pucharu Świata - Horngacher czekał ponad trzy lata. Dokładnie 1358 dni, bo poprzednio wydarzyło się to w marcu 2021 roku w Planicy, gdy konkursy wygrywali Karl Geiger i niemiecka drużyna. W czasie, gdy był trenerem Polaków, Austriakowi ta sztuka się w ogóle nie udawała. Nie żeby miał do tego wiele okazji, bo to rzadki układ rozgrywania zawodów w PŚ w skokach, ale jednocześnie wykorzystanie takiej okazji, można traktować jak kolejny brylant do trenerskiego dorobku szkoleniowca. Choć to był wyjątkowy weekend dla Horngachera głównie z innego powodu.
W końcu te niezwykłe wyniki jego skoczkowie osiągnęli na skoczni, którą trener podobno widzi z okna we własnym salonie. To jego królestwo, wyjątkowe miejsce, w którym ułożył sobie życie. - To jego drugi dom, po Austrii. Wygląda na to, iż chce tu zostać do końca życia. Ma kochającą rodzinę, do której się przeniósł, to dla niego najważniejsze - mówi Sport.pl szef niemieckich skoków, Horst Huettel.
Dlatego "Stef" odmówił Małyszowi. Jakby nie mogło mu to przejść przez gardło
- To był jego warunek, iż mieszka tutaj i dzięki temu wszędzie, gdzie go akurat potrzeba będzie tylko dojeżdżał. Oczywiście tych wyjazdów jest całkiem sporo. Nie spędza tu większości czasu, odkąd pracuje w Niemczech, ale najwyraźniej bliskość tego miejsca mu wystarcza. A podzieliliśmy czas na jego obowiązki tak, żeby wszystko mu odpowiadało - dodaje Huettel. I podkreśla, iż jego zdaniem to właśnie rodzina i możliwość mieszkania w Szwarcwaldzie razem z nią przeważyły, gdy w 2019 roku wybierał, gdzie będzie kontynuował pracę.
O tym mówiło się już oczywiście pięć lat temu, ale raczej w tle, podając to jako dodatkową okoliczność spełniania przez Horngachera jego wielkiego zawodowego marzenia. Tak od dłuższego czasu widziano to, jak bardzo chciał dostać się do niemieckiej kadry. Narracja, iż to właśnie po to w 2016 roku namówiony przez Adama Małysza przyszedł do Polski, jest słusznym tokiem rozumowania, ale nie ujawnia całej prawdy.


Bo Horngacher wcale nie twierdzi, iż od zawsze celował w prowadzenie Niemców. - Nie wiem, czy w tym zawodzie istnieje coś takiego jak wymarzona praca. Jestem trenerem skoków i tyle. Dużym krokiem naprzód był dla mnie czas, gdy wróciłem do Polski (Horngacher w latach 2004-2006 był trenerem polskiej kadry B, a od 2016 do 2019 roku zajmował się kadrą narodową - przyp.) i po raz pierwszy zostałem głównym trenerem. Sądzę jednak, iż byłem dobrze przygotowany, bo czekałem z tym wiele lat. Miałem wiele ofert, ale odrzucałem je, bo żadna mnie aż tak nie zainteresowała. Nie tak jak ta z Polski. Jednocześnie nie mogłem tu zostać na całe moje życie. Dlatego, gdy z Niemiec odszedł Werner Schuster, skorzystałem z okazji i oferty związku - tłumaczył nam Austriak w wywiadzie sprzed roku.
- Odejście omawiałem też z rodziną. Może to nie był idealny moment, bo można było zostać jeszcze rok, czy dwa dłużej w Polsce... Kolejne lata w Polsce byłyby świetne, ale dwa, albo trzy lata później pewnie nie miałbym już możliwości pracy w Niemczech - dodał szkoleniowiec. Szkoda tylko stylu, w jakim wtedy żegnał się z polską kadrą i odmawiał Adamowi Małyszowi. Ówczesny dyrektor polskich skoków chwilami wręcz błagał go, żeby wreszcie powiedział, co zdecydował. A Horngacher wstrzymywał się z tym długi czas i ujawnił to dopiero na koniec sezonu. Wszyscy mieli podejrzenia, wiedzieli, co nadchodzi, ale Austriak niczego nie chciał zadeklarować. Jednocześnie takie, a nie inne pożegnanie pokazywało dobrze, jak trudna była dla niego ta decyzja. Wiedział, iż jest słuszna, ale z jakiegoś powodu zdradzenie tego publicznie było dla niego aż tak niewygodne. Przywiązał się, choć wiedział, iż w końcu będzie musiał przerwać tę współpracę.
- Przejście do Niemiec było dla mnie szansą. W Polsce żyło mi się ciężko, choćby bardzo ciężko. To był miły czas, świetni ludzie, dużo sukcesów i znakomici zawodnicy, ale... - tu Horngacher przerwał i w trakcie rozmowy miałem wrażenie, jakby chciał ominąć temat, ostrożnie dobrać słowa. One jakby nie chciały mu przejść przez gardło. Dlatego dokończyłem za niego: "Był pan daleko od rodziny". A on przytaknął. - Teraz jestem zadowolony z miejsca, w jakim się znajduję. W Niemczech pracuje mi się dobrze i chciałbym tu zostać. Choć nie wiem, jak długo tu będę - uzupełnił "Stef". Ale miał na myśli raczej samą pracę z niemiecką kadrą, bo z Titisee-Neustadt na razie raczej się nie rusza.
"Bestia z Hinterzarten" kontratakuje. To tam zamienia się w nią Horngacher
Dziś sam Horngacher nie chciał z nami rozmawiać choćby na temat Titisee-Neustadt, swojego miejsca na świecie. W ostatnich latach coraz częściej jednak unika dziennikarzy. Zwłaszcza z tymi spoza Niemiec nie dzieli się praktycznie w ogóle swoimi spostrzeżeniami, więc to nic nowego. Ale nietrudno nam go zrozumieć zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż gdy przyjeżdża do Schwarzwaldu, to raczej ucieka od świata presji i tego, z czym musi się mierzyć w codziennej pracy, a czego raczej nie lubi. I iż zastosował to nawet, gdy wrócił tu cykl Pucharu Świata, też nie jest niespodzianką.


Co prawda, gdy zgodzi się usiąść i porozmawiać z kimś dłużej, robi to z ochotą i przekonaniem. Tak było, gdy przeprowadzałem z nim wywiad w 2023 roku w Zakopanem. Nie było widać, żeby się peszył, czy stresował rozmową, a dograliśmy ją dość spontanicznie. To w mixed zonie, w szalonym tempie sezonu PŚ i przy emocjach związanych z rywalizacją, Stefan Horngacher zamienia się w "Bestię z Hinterzarten".
Ten przydomek Horngacher zyskał chyba w czasie mistrzostw świata w lotach w Planicy w 2020 roku. Wtedy toczył świetne pojedynki na obniżanie belki z trenerem Norwegów, Alexandrem Stoecklem. Szkoleniowcy chcieli w ten sposób pomóc swoim zawodnikom w walce o indywidualny tytuł, po który ostatecznie sięgnął skoczek Horngachera, Karl Geiger. Halvor Egner Granerud prowadzony przez Stoeckla poniósł porażkę, którą do dziś uważa za jedną z największych w karierze. Określenie "Bestia" świetnie oddaje charakter Horngachera i jego ciągłe dążenie do bycia najlepszym. Nie boi się konfrontacji i walki z rywalami, odważnie podejmuje każde wyzwanie. Chyba nie ma w świecie skoków trenera, który sprawdzałby się w tym lepiej.
Przydomek przylgnął do Horngachera na dobre, gdy przed igrzyskami w Pekinie swoim protestem w trakcie zawodów w Willingen doprowadził do zakazu używania polskich butów firmy Nagaba. Atakował też wtedy inne reprezentacje i żądał sprawdzania ich sprzętu choćby pomiędzy seriami konkursów. Niektórzy pomyśleliby, iż oszalał. Ale on po prostu taki jest - czasem porywczy, ale zawsze do końca broniący interesu swojej drużyny.
A skąd w ksywce Horngachera to "Hinterzarten"? W miejscowości oddalonej od Titisee-Neustadt zaledwie o kilka kilometrów, znanej głównie jako ośrodek treningowy skoków i wieloletnie miejsce rozgrywania zawodów otwierających cykl Letniego Grand Prix, był kiedyś trenerem grupy regionalnej. To w tutejszym klubie skacze teraz też jego syn Amadeus. Ale gdy wybieram się tam, żeby spróbować znaleźć kogoś, kto zna Horngachera i pomógłby lepiej go zrozumieć, nie mam wielu możliwości. Zarówno tu, jak i w Titisee-Neustadt widać jedno: jak bardzo skryta i trudna do poznania jest postać legendarnego "Stefa". Zwłaszcza jego niemiecka wersja. Odkąd ma coraz mniej związków z Austrią, trudno zgłębić jego historię w taki sposób, jak dokonał tego na łamach Sport.pl Paweł Wilkowicz przy okazji złota Polaków na mistrzostwach świata w Lahti.


Horngacher przychodził tu po wkładki do butów dla Niemców. Choć nie był głównym klientem
W Hinterzarten natrafiłem jednak na jedno miejsce, które wydawało się być idealnym pretekstem do szukania powiązań z Horngacherem. W końcu Austriak często zapatrzony w sprzęt korzystał - podobnie jak szereg innych osób związanych z niemieckimi skokami - z tutejszego sklepu Joerga Iselego, który przez długi czas dostarczał kadrze wkładki do butów i pomagał usprawniać je, jak i wiązania. Dziś właściciel sklepu już tego nie robi, ale jeszcze załapał się na czasy Horngachera u Niemców.
Niestety, i on ma dla mnie jednak dość rozczarowujące wieści. - Ze Stefanem pracowałem niewiele. Przyszedł tu za późno, żebym miał duży wpływ na to, co działo się za jego kadencji ze sprzętem. W dodatku miał od tego odpowiednie osoby wewnątrz zespołu - mówi Sport.pl Joerg Isele.


Sklep (z lewej) Joerg Iselego (w środku) w Hinterzarten, który zaopatrywał we wkładki do butów m.in. kadrę niemieckich skoczków. Na ścianie autografy i podziękowania od zawodników (po prawej) Fot. Jakub Balcerski, Sport.pl


Na jednej ze ścian wewnątrz sklepu wiszą zdjęcia, autografy, wycinki z gazet i różnego rodzaju podziękowania od tych, z którymi Isele miał więcej do czynienia niż z Horngacherem. Jego tam nie ma, ale są Martin Schmitt, Sven Hannawald, Walter Hofer, czy Simon Ammann. Podobno wszyscy odwiedzali go osobiście, a kontakt z zawodnikami cenił sobie najbardziej. Na stoliku pod zdjęciami pali się też świeczka, a obok stoi ramka ze zdjęciem zmarłego kilka dni wcześniej Wolfganga Steierta, lokalnej trenerskiej legendy. I to z nim, a nie z Horngacherem, jak zakładałem, łączyła Iselego szczególna relacja i szeroka, wieloletnia współpraca.


Joerg, choć dziś zajmuje się już tylko zwykłym lub narciarskim obuwiem, przez cały czas chętnie opowiada o 22 latach pracy dla niemieckich skoków. - Pracowałem łącznie dla dwunastu kadr, najwięcej dla Niemców i Rosjan. Tworzyłem głównie wkładki do butów, wiele ich elementów. Jednocześnie sporo testowaliśmy i eksperymentowaliśmy z podeszwami. Często to były naprawdę dobre rozwiązania. Czy czuję się częścią sukcesów niemieckich skoczków? Byłem tylko niewielkim trybikiem w sporej maszynie. Zawodnicy przychodzili do mnie, do sklepu, prosili, żebym pomógł im coś zmienić w sprzęcie, mieli różne pomysły. Ale całą resztę wykonywali sami - opisuje Isele.
To interesujący człowiek poznany dzięki próbie pogoni za kulisami działania Horngachera, ale żal mi, iż nie poznałem ich szerzej. W klubie z Hinterzarten nikt nie był jednak chętny na rozmowę, a w lokalnym środowisku skoków nie znają "Stefa" tak dobrze, jak można byłoby oczekiwać. Bo Horngacher wcale nie chce dawać się poznać. I z takim wnioskiem opuściłem Schwarzwald. To jednak część kreacji jego postaci, tak schludnie budowanej przez Austriaka latami. To dzięki niej tak wiele osiągnął i stara się utrzymać tyle jej tajemnic, ile tylko możliwe. To pomaga w utrzymywaniu się na szczycie. Wszyscy wiedzą, kim jest "Stef", ale niewielu wie, jaki jest.
Poświęca coraz większą skalę własnej popularności na rzecz ciągłej, efektywnej pracy. Gdy po raz ostatni opuszczał Hochfirstschanze w czasie zawodów w Titisee-Neustadt, rzucił tylko "Danke!" w kierunku kibica głośno gratulującemu mu sukcesów. Potem zatrzymał się do kilku zdjęć, uśmiechnął do paru fanów machających mu zza barierek i odszedł w kierunku szatni. Po drodze minął długo rozdającego autografy Paschkego. Choć to jego miejsce na Ziemi, to widać w każdym jego ruchu, iż żyje tu na własnych zasadach. A tak trudna do naruszenia bariera skrytości Horngachera przyczynia się do tego, iż później ze swoimi skoczkami osiąga mistrzowskie efekty. I jest w stanie stawać przed kolejnymi wielkimi wyzwaniami. Takimi jak przełamanie niemieckiej klątwy już w 73. Turnieju Czterech Skoczni. Zobaczymy, czy i temu sprosta.


Rywalizacja w TCS rozpocznie się od sobotnich treningów w Oberstdorfie, które zaplanowano na godzinę 14:00. Półtorej godziny później rozpoczną się kwalifikacje. O tej samej porze w niedzielę odbędzie się pierwszy konkurs Turnieju, który poprzedzi seria próbna o 15:00. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.
Idź do oryginalnego materiału